Paweł Huelle, pisarz tajemnicy. Dreszcz po lekturze pozostanie. I książki jak kapsuła czasu
„W mojej rodzinie łączy się sześć narodowości. Przynajmniej w ciągu ostatnich 300 lat – mówił w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”. – W moich żyłach płynie krew austriacka, szwedzka, węgierska, żydowska, ukraińska i polska. I jestem Polakiem. Jako Polakowi dobrze mi w takiej obudowie”. Pisarz urodził się w Gdańsku, dokąd trafił jego ojciec po wojnie. Wplatał w swoją twórczość wątki rodzinne, ale równie istotna w literaturze była dla niego rozmowa z ważnymi pisarzami.
Wspominał, że w jego biografii przełomem był Grudzień 1970 r. Miał 13 lat, ale już zaczynał rozumieć, co się dzieje w kraju. W stanie wojennym pracował na budowie i uszczelniał bloki z wielkiej płyty. W latach 80. związany był z prasą konspiracyjną, pracował jako depeszowiec w Biurze Informacji Prasowej Solidarności. Drukował też opowiadania i wiersze, natomiast jego debiut, powieść „Weiser Dawidek”, w 1987 r. stała się wielkim wydarzeniem literackim i rozpoczęła nową epokę.
Wszyscy szukamy Weisera Dawidka
W pamięci wielu czytelników został dreszcz związany z lekturą tej książki. Też pamiętam czytanie jej z zachwytem w ostatniej klasie liceum. „Czy nie jest więc po prostu tak, że w postaci Weisera autor złożył, jak w szkatułce, to wszystko, co jest tęsknotą Polaków: ucieczkę od głupoty, tyranii, terroru zbiorowości i z drugiej strony – mądrość, sprawność działania, dobroć i swoiste poczucie humoru? Możemy ujrzeć w tym zbiorze cechy geniuszu żydowskiego, który – wygnany z Polski – odciska się do dziś na nas piętnem jakiejś niedostateczności czy braku.