Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Janusz Majewski: całe życie reżyser, zawsze wierny swojej drodze. Kino było jego azylem

Janusz Majewski (1931–2024) Janusz Majewski (1931–2024) Tomasz Adamowicz / Forum
Był erudytą, pasjonatem kina, koneserem dobrego smaku. Uwodził zawsze, nawet kiedy nie chciał. Każdy jego film jest odmienny gatunkowo, nie daje się zaszufladkować. Zdołał ich nakręcić blisko sto.

Jego największym sukcesem komercyjnym była łotrzykowska komedia „C.K. Dezerterzy” rozgrywająca się w koszarach w ostatnim roku Wielkiej Wojny. Polacy uwielbiali ten typ humoru. Anegdota głosi, iż pierwsza emisja filmu w telewizji zbiegła się z koncertem hardrockowego zespołu Uriah Heep na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie. Brytyjscy muzycy byli ponoć zaszokowani tyloma pustymi miejscami przed sceną. Dyskontując ogromne zainteresowanie, Majewski szybko nakręcił sequel. Obie części „C.K. Dezerterów” stanowiły idealną odtrutkę na stan wojenny.

Interesował go szczegół, widowisko

Artysta zawsze był wierny obranej drodze. Z jego perspektywy wyglądało to tak: „być z boku, być osobnym, do niczego nie należeć, od niczego nie zależeć”. Cytat pochodzi z posłowia do „Ekshibicjonisty”, wyboru jego opowiadań „nie tylko erotycznych”.

Interesował go szczegół, przywiązywał wagę do kostiumów, do scenerii, widowiskowości. Estetyka na pierwszym planie. Gdy go o to zaczepiano, nie przeczył, że próbuje w ten sposób odreagować odcięcie od lwowskich korzeni. Przeszłość odtwarzał też u siebie w domu, otaczając się pięknymi przedmiotami. Udało mu się zgromadzić m.in. sporą kolekcję zabytkowych lasek, którą się szczycił. Kontynuował życie swoich rodziców, prawdziwych mieszczan.

Z urodzenia był galicyjskim kresowiakiem. Rodzina Majewskich od strony ojca wywodziła się z okolic Łańcuta. Jego prapradziadowie mogli być Żydami frankistami, którzy ochrzcili się i otrzymali szlachectwo na początku XVIII w. W jego żyłach mieszała się krew polska, niemiecka i austriacka (jego dziadek od strony matki Taschke był Austriakiem).

Janusz urodził się 5 sierpnia 1931 r. we Lwowie. Jego ojciec zajmował wysokie stanowisko w Dyrekcji Poczty i Telegrafów, matka była nauczycielką, ale postępująca głuchota wyłączyła ją z zawodu. W czasie okupacji ojciec konspirował. Mieszkali niedaleko ulicy Łąckiego, gdzie mieściła się katownia NKWD. W autobiografii „Retrospektywka” reżyser opisuje, jak w 1944 r. sześć osób z komórki AK jego ojca wpadło w ręce gestapo. W ciągu pół godziny rodzina spakowała cały dobytek i uciekła ze Lwowa do wioski Pantalowice pod Przeworskiem, gdzie wuj mamy był proboszczem i udzielił im schronienia. Po wojnie znaleźli się w Krakowie. Tam ojciec dostał posadę dyrektora technikum.

Recepta na życie: kompleks medium size

Majewski studiował za namową rodziców architekturę, ale interesował się fotografią, jazzem, kolarstwem, gust szlifował lekturami klasyków oraz absurdalnym poczuciem humoru lansowanym na łamach „Przekroju”. Jego stosunek do przemian ustrojowych w PRL doskonale ilustruje fragment „Retrospektywki”: „Kiedy myślę dziś o tych z górą czterdziestu latach dyktatury proletariatu, o największe mdłości przyprawia mnie wspomnienie ohydnego stylu tamtych czasów. Ta obłudna liturgia partyjna, to chamskie dostojeństwo, ta pycha matołów, ten kicz obyczajów aparatu władzy (»wiecie, rozumiecie, towarzyszu«), a pod tym wszystkim błyskający cynicznie uśmiechnięty pysk manipulatora, prowokatora i gangstera, którego pierwszym przykazaniem jest pogarda dla frajerów, to znaczy ludzi myślących, wątpiących, w coś wierzących, biednych czy tylko niezaradnych”.

Uważał się za przeciętniaka, dowcipnie nazywając to kompleksem medium size: średnie rozmiary butów i kołnierzyka, średnie umiejętności, średnie osiągnięcia, średni poziom życia. Jeździł na nartach dobrze, ale ostrożnie, a więc średnio, zdobywał kobiety niebrzydkie, ale nie te najpiękniejsze, a więc jego rzekomy rozgłos podrywacza był rozgłosem średniego podrywacza. „Może wszystko to wynika z mojego dość zrównoważonego charakteru, mam organiczny wstręt do przesady, emfazy, nadekspresji i na tym zrównoważeniu zbudowałem swoją receptę na życie” – podsumowywał w tejże autobiografii.

Przyjaźnił się ze Sławomirem Mrożkiem, przez krótki czas także studentem architektury, a gdy po uzyskaniu dyplomu zdał do łódzkiej filmówki na wydział operatorski, jego najbliższym kumplem został Roman Polański, który nie oszczędzał kolegi (wszak prowokowanie ma we krwi). Dzielili razem pokój, wyznaczając m.in. dzienne godziny korzystania z tapczanu. Po dwóch latach przeniósł się na reżyserię, odkrywając swoje prawdziwe powołanie.

W filmie absolutoryjnym „Rondo”, który rozsławił – wraz z etiudą „Dwaj ludzie z szafą” Polańskiego – łódzką szkołę na całym świecie, obsadził dwóch krakowskich przyjaciół: Sławomira Mrożka i Stefana Szlachtycza. Widać tam jak na dłoni rozwijany konsekwentnie przez ponad pół wieku narracyjny styl oparty na ironii, dystansie, twórczym przetworzeniu. Majewski wierzył, że siłą kina jest iluzja prawdy, którą osiąga się przez imitację czegoś, co istniało. Ważne, aby to robić inaczej niż wszyscy. Po to, aby wzruszyć. Ideałem sztuki była dla niego muzyka.

Specjalista od kina gatunkowego

Jego początkom patronowali Munk, Bossak, Bohdziewicz, Różewicz. Kręcił filmy dla inteligentów, prowadził ciekawy tryb życia, uwielbiał podróże, kontakty z ludźmi, chociaż w późniejszym wieku wolał od zgiełku kawiarnianego ciszę domowego biurka, przy którym chłonął literaturę.

Majewski reżyserował filmy i pisał książki najczęściej w oparciu o drobiazgową rekonstrukcję historycznych epok. Bronił się w ten sposób przed koniecznością opisywania szarzyzny codzienności w peerelowskim wydaniu, której jako arystokrata ducha się brzydził. Krytycy i znawcy kina uważali go za jednego z nielicznych w polskiej kinematografii specjalistów od kina gatunkowego, a przy tym niezrównanego filmowego interpretatora klasyki.

Majewski mierzył się z powieścią Choromańskiego „Zazdrość i medycyna”, „Urzędem” Berezy. Reżyserował Iwaszkiewicza („Stracona noc”), Worcella („Zaklęte rewiry”), Kąkolewskiego („Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię”). W „Lekcji martwego języka” według prozy Kuśniewicza, jednym z najambitniejszych przedsięwzięć, przedstawił posępną wizję gruźliczej agonii młodego oficera austriackiego na tle umierającej monarchii austro-węgierskiej. Kolejna postapokaliptyczna alegoria bezradnej jednostki i systemu.

Na początku lat 70. wywołał modę na kino retro, kręcąc m.in. głośny dramat sądowy „Sprawa Gorgonowej”. Później sięgał też m.in. do epoki Jagiellonów, reżyserując miniserial „Królowa Bona” oraz dramat historyczny „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny”. Świetnie potrafił łączyć wrażliwość czytelniczą z kunsztem filmowca. „Zaklęte rewiry” przez prof. Tadeusza Lubelskiego uważane są za najlepszy tytuł w dorobku reżysera.

Kino było dla niego azylem

Był czynnym reżyserem całe swoje życie. Kino było dla niego azylem. Wystrzegał się kabotyństwa, sentymentalizmu. Swój ostatni film dokumentalny „Jazz Outsider”, skończony w 2022 r., poświęcił wielkiej życiowej pasji – muzyce jazzowej. Jego filmy zdobywały dziesiątki nagród na krajowych i zagranicznych festiwalach, m.in. w Gdańsku i Gdyni, w Krakowie, Łagowie, Vancouver, Cork, Montrealu, Edynburgu, Mannheim, Chicago, Panamie. Janusz Majewski jest autorem znakomitych powieści („Czarny mercedes”, „Siedlisko”), książek autobiograficznych („Glacier express 9.15”) i opowiadań. Jako prezes Stowarzyszenia Filmowców Polskich w latach 1983–90 walczył m.in. o zdjęcie zakazanych przez cenzurę filmów i dokończenie wielu zatrzymanych produkcji, opiekował się filmowcami w ciężkiej sytuacji życiowej, wreszcie – otworzył SFP na świat, nawiązując ważne międzynarodowe kontakty.

W 2001 r. nagrodzony został Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, a w 2009 Złotym Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. W 2012 r. otrzymał Polską Nagrodą Filmową „Orzeł” w kategorii Nagroda za Osiągnięcia Życia. Był laureatem Platynowych Lwów za całokształt twórczości na 41. Festiwalu Filmowym w Gdyni oraz Nagrody Stowarzyszenia Filmowców Polskich za wybitne osiągnięcia artystyczne i wkład w rozwój polskiej kinematografii. Był prezesem honorowym SFP, rektorem Warszawskiej Szkoły Filmowej, a także członkiem Polskiej Akademii Filmowej.

Czytaj też: Jak się zmieniało polskie kino przez ostatnie 25 lat

Ludzie różnie umierają

„Jest mi bliskie powiedzenie któregoś ze starych Greków o tym, że dopóki jesteśmy, nie ma śmierci, a gdy jest śmierć, nie ma nas. Ja już przeżyłem kiedyś taką małą śmierć i wiem, na czym ona polega. Moja córka chciała, żebym koniecznie nauczył się grać w golfa. Gdy odwiedziłem ją na Majorce, zapisała mnie na lekcje z instruktorem. Tego dnia było dosyć gorąco, a ja nie miałem nawet czapeczki. I w tym świecącym mi prosto w oczy słońcu przez godzinę machałem kijem golfowym. Za każdym razem, jak podnosiłem rękę do góry, patrzyłem na zegarek i zadawałem sobie pytanie, ile jeszcze tej męki? Ale ambicja wygrała, dotrwałem do końca. Zaczęliśmy schodzić z pola i nagle otwieram oczy, a ja leżę na trawie, a instruktor cuci mnie wodą. Zemdlałem, ale tego momentu nie uchwyciłem. Nie da się go uchwycić. Nie było mnie. I tak samo jest ze śmiercią. Pstryk i cię nie ma. Chyba że człowiek umiera w męczarniach, z powodu rany czy choroby. Ludzie różnie umierają. Jak będzie u mnie? Zobaczę, w razie czego dam znać” – mówił w jednym ze swoich ostatnich wywiadów dla „Magazynu Filmowego”.

Jego żoną i muzą była wybitna Zofia Nasierowska, specjalizująca się w fotografii portretowej. Mieszkali na Żoliborzu, potem na Mazurach na 35-hektakorowym gospodarstwie z domem i stajniami. Stworzyli tam pensjonat Siedlisko Morena. Po śmierci Nasierowskiej w 2011 r. Majewski przeprowadził się do Warszawy i osiadł na Mokotowie. Mieli dwoje dzieci.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną