Recenzja filmu: „Paryż może poczekać”, reż. Eleanor Coppola
„Paryż może poczekać” jest fabularyzowaną wersją doświadczeń Coppoli z festiwalu w Cannes.
„Paryż może poczekać” jest fabularyzowaną wersją doświadczeń Coppoli z festiwalu w Cannes.
Znakomicie wyreżyserowane, trzymające w napięciu widowisko.
Obojętnie, jak nazwiemy „21×Nowy Jork” Piotra Stasika nie odda to niesamowitego wrażenia, jakie ten poetycki esej o ludzkiej samotności i niespełnieniu wywołuje.
Amerykańska krytyka oniemiała z zachwytu i już wieszczy Oscary.
Poprawna politycznie komedia kryminalna uciera nosa „dobrej zmianie”, przy okazji ambitnie wpisuje się w modny, feministyczny trend.
Rozmiar katastrofy uchwyconej na ekranie jest niewyobrażalny.
Kolejny z rosnącej w ostatnich miesiącach grupy kobiecych seriali – napisanych i wyreżyserowanych przez kobiety i przedstawiających świat z punktu widzenia kobiet.
Subtelny, nawet trochę zbyt szeroko szkicowany portret pokolenia silnych kobiet, latynoskich pionierek emancypacji i walki o demokrację z ludzką twarzą.
Inteligentny, zmysłowy i jednocześnie ponury film to historia tocząca się w mrocznym miejscu i w mrocznych czasach – w majątku magnackim w wyludnionym terytorium północno-wschodniej Anglii, w czasie rewolucji przemysłowej.
Guy Ritchie próbował unowocześnić zarówno znaną wszystkim legendę, jak i gatunek filmowego fantasy. W zasadzie mu się udało, choć nie ustrzegł się mniejszych i większych potknięć.
Amerykański dokument dotyka tematu technologii jako sposobu radzenia sobie z niektórymi objawami ciężkiej choroby.
Wszystko w tym filmie służy głębszej refleksji, w zaskakujący sposób odsłaniając metafizyczne zaplecze tej sztuki.
W kategorii przygodowego kina rozrywkowego nowa „Mumia” radzi sobie całkiem przyzwoicie. Problemem był jednak reżyser, który nie mógł się zdecydować, czy chce widza przestraszyć, czy rozbawić.
Siedmioodcinkowy serial dokumentalny relacjonujący dochodzenie, które kilka lat temu rozpoczęły dwie uparte 60-latki z amerykańskiego Baltimore.
Może za wiele jest w filmie czarnej rozpaczy, ale to godne polecenia, wysokiej klasy kino.
„Wonder Woman” to dowód na to, że nakręcona przez kobietę i opowiadająca o kobiecej bohaterce historia może przyćmić nawet Batmana czy Supermana.
Mądrą decyzją debiutującego „Sercem z kamienia” islandzkiego scenarzysty i reżysera Guðmundura Arnara Guðmundssona była współpraca z docenianym operatorem.
Ton całości jest zdecydowanie ciemniejszy, lekkość i purnonsensowe poczucie humoru pierwszych sezonów wyparowało.