Ludzie i style

Ten parszywy Nowy Jork. Znika nawet z ekranu

Kadr z filmu „Joker” Kadr z filmu „Joker” mat. pr.
Nic dziwnego, że Abel Ferrara na styku tysiącleci wyniósł się z Nowego Jorku. Może i ta nieformalna stolica świata zachodniego nadal świetnie prezentuje się na pocztówce czy w filmowym kadrze, ale już dawno pożarła ją konsumpcjonistyczna chuć.

Niby gentryfikacja to zjawisko globalne i nieuniknione, lecz dla artysty, który zapuścił korzenie głęboko pod brukiem ulic, to niejaki dramat. Korporacyjna unifikacja sprowadziła miasta pełne inspiracji do wspólnego mianownika, nierzadko depcząc ich wyjątkowy charakter. Załamywanie rąk, nawet metaforyczne, może wydawać się gestem teatralnym, bo niby taka kolej rzeczy. Zresztą to zagadnienie złożone, bo pod rękę z procesami urbanizacyjnymi idzie chociażby spadek przestępczości.

Nowy Jork, betonowa pustynia

Skupiając się jednak wyłącznie na wymiarze artystycznym – o ileż ciekawszy wydaje się ten Nowy Jork wyjęty nie tyle z wyobraźni rzeczonego Ferrary czy Martina Scorsesego, ile z ówczesnej teraźniejszości, lat 70., kiedy obaj kręcili unurzane w jego brudzie dzieła: „Driller Killer” i „Taksówkarza”. Miasto rozrywały społeczne, kulturowe i polityczne niepokoje, było niebezpieczne i przypominało wrzący gar, na którego brzegach tańczyła brzęcząca pokrywka. Scorsese swój film kręcił m.in. podczas zaledwie kilkudniowego strajku przedsiębiorstwa oczyszczania miasta, przez co Manhattan i inne dzielnice zawalone były śmieciami, a sytuacji nie poprawiał doskwierający upał.

Martin Scorsese dla „Polityki”: Entuzjazm mieszał się ze strachem

Prawie milion tamtejszych rodzin utrzymywało się z zasiłku, miasto balansowało na krawędzi bankructwa, przez co zwolniono rzeszę mundurowych, a przestępczość szalała. Przez Nowy Jork przetoczyła się plaga podpaleń, bo kamienicznicy nie dawali rady utrzymać nieruchomości i starali się naciągać ubezpieczycieli na odszkodowania. Na lotniskach przyjezdni dostawali broszury z radami, jak najbezpieczniej poruszać się po mieście (na pociąg metra, gdzie szaleli kieszonkowcy, z powodu cięć budżetowych można było czekać nawet godzinę) i dokąd się nie zapuszczać (takie Times Square było centrum miejskiego sekshandlu).

Innymi słowy, nękana przez ekonomiczne kryzysy kosmopolityczna metropolia stała się symptomem postępującej choroby urbanizacyjnej. W „Wojownikach” Waltera Hilla miasto jawi się niczym wyludniona, betonowa pustynia, gdzie po zmroku wychodzą na żer gangi, a prawi obywatele kryją się po domach.

Czytaj też: Drapacze chmur, które zmienią oblicze Nowego Jorku

Sparszywiałe nowojorskie ulice

I tam odnaleźli się filmowcy tacy jak Scorsese i Ferrara, eksplorujący mroczne zakamarki miejskiego labiryntu, którego historię na bieżąco opowiadały krzykliwe nagłówki codziennych gazet. Nic dziwnego, że obaj kazali swoim bohaterom oszaleć. Rzecz jasna powody owego szaleństwa są znacznie bardziej złożone niż zwykła miejska gorączka, ale Travis Bickle ma dość spoglądania przez zroszoną deszczem szybę auta na zepsute jego zdaniem ulice, których kształt to bezpośredni rezultat panoszącej się moralnej deprawacji.

Reno Miller chwyta za wiertarkę i morduje przypadkowych ludzi, nie mogąc znieść stresu związanego z nowojorskim życiem: nie stać go na czynsz, za ścianą próby ma awangardowy zespół, dobija go perspektywa klasowego upadku. Dość powiedzieć, że Ferrara nakręcił znaczną część filmu tam, gdzie mieszkał. Tutaj też swoje dramaty przeżywa Arthur Fleck z „Jokera”, gęsto cytującego kino Scorsesego; to istny powrót po latach na sparszywiałe nowojorskie ulice, które uwieczniono jako mroczne Gotham.

Nie tylko ci dwaj mistrzowie kina portretowali ówczesny Nowy Jork jako miejskie piekło i niewydolne administracyjne szambo, przeżarte korupcją i niezdolne wyciągnąć do obywatela pomocnej dłoni. Przecież to nieprzerwanie tam, powodowani chroniczną niewydolnością policji, działali, realizując powszechny sen o samozwańczym wymierzaniu sprawiedliwości, mściciele, jak Paul Kersey z „Życzenia śmierci”, John Eastland z „Exterminatora” czy Eddie Marino z „Vigilante”.

Czytaj też: Cały świat ściga się wzwyż

Innymi słowy, kino eksploatacji znalazło w Nowym Jorku godnego sprzymierzeńca, żadne inne tło nie pasowałoby przecież jako ponura scenografia do niesławnego horroru „Maniak”, gdzie tytułowy morderca niemal oprowadza nas po mieście, dokonując na każdym przystanku brutalnej zbrodni. Nieprzypadkowo „Nowojorskiego rozpruwacza” Lucia Fulciego otwiera scena będąca trawestacją tej ze „Straży przybocznej” Akiry Kurosawy, gdzie pies trzyma w pysku odciętą dłoń. Czyli: porzućcie nadzieję ci, którzy tu wchodzicie.

Już nie kamienice, ale biurowce

Lata 80. odmieniły Nowy Jork. Choć dalej szalała tam przestępczość – z którą miasto uporało się dopiero w kolejnej dekadzie – znacząco poprawiła się jego sytuacja ekonomiczna, co znalazło odbicie na ekranie, gdzie, jeśli spojrzeć horyzontalnie, z ulic powędrowaliśmy wyżej, ku penthouse’om i biurowcom. Już nie wystające na rogach kamienic gangi trzęsą miastem, ale białe kołnierzyki z równie białymi od kokainy nosami. I nawet, co może posłużyć za symbolicznie domknięcie pewnej epoki, Ferrara nie kręcił „Króla Nowego Jorku” w swoim mieszkaniu czy po sparszywiałych nowojorskich zaułkach, ale na wysokich piętrach eksluzywnego hotelu Plaza, należącego wtedy do Donalda Trumpa. Przyszły prezydent USA udostępnił mu budynek całkiem za darmo, żądając jedynie, aby jego żona mogła zrobić sobie kilka zdjęć ze swoim ulubionym aktorem Christopherem Walkenem. Lepszej puenty nie będzie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną