Ludzie i style

Umarł Twitter, niech żyje Threads? Zuckerberg wygrywa z Muskiem

Threads, nowa aplikacja Mety Marka Zuckerberga Threads, nowa aplikacja Mety Marka Zuckerberga Davide Bonaldo / Zuma Press / Forum
W czasie gdy Twitter gnije powoli pod rządami Elona Muska, Mark Zuckerberg wprowadza konkurencyjny produkt – Threads. A także opcjonalne opłaty za Facebooka.

Serial o Elonie Musku i Twitterze skończy się dopiero, gdy aplikacja zostanie zamknięta na amen (historia zna takie przypadki), ale na razie dostarcza coraz to nowych emocji i zdumień. Jest bowiem coś niezwykłego w obserwowaniu, ile przedziwnych i fatalnych decyzji może podjąć jeden człowiek. Tym bardziej że oprócz irytowania użytkowników – którzy z wielu powodów jeszcze nie opuścili tego cyfrowego Titanica – doprowadzają do odpływu reklamodawców.

Tweety absurdu

Ludzie trwają przy „ptasiej apce”, bo mają tu znajomych lub ludzi, których obserwują od lat – odbudowanie tych więzi w alternatywach platformach (takich jak Mastadon) jest nietrywialne; kolejne drażniące zmiany wprowadzane są w dawkach, które pozwalają je jakoś znosić. Tak było z wprowadzeniem zróżnicowania na konta płatne i bezpłatne, ale gdy ostatnio Musk ogłosił, że z powodu niewydolności serwerów wprowadza dzienny limit wyświetlanych tweetów (600 dla gapowiczów, 6000 dla płacących), była to jawna przesada. Aby ta funkcja w ogóle mogła działać, Musk musiał odciąć „podglądaczy” – ludzi, którzy wchodzą na Twittera bez logowania, a więc posiadania jakiegokolwiek konta.

Oznacza to, że treści z Twittera nie można już w prosty sposób linkować np. na Facebooku – kto nie ma konta na Twitterze, i tak ich nie zobaczy. W odpowiedzi Google przestało wyświetlać tweety w wynikach wyszukiwania. Tym samym została popsuta najważniejsza funkcja Twittera, jaką było wysyłanie komunikatów w świat. Pomysł, żeby za możliwość czytania czyichś tweetów płacić jak za Netflixa albo cyfrową „Politykę”, jest absurdalny.

Czytaj też: Jaka piękna katastrofa Twittera

Wejście wątku

Tymczasem dziś ma premierę nowa platforma firmowana przez Instagram, czyli tak naprawdę należąca do Marka Zuckerberga, prezesa korporacji Meta zawiadującej Facebookiem. Nazywa się Threads, czyli „wątki”, co nawiązuje do twitterowej tradycji przekazywania dłuższych treści w wątku, czyli serii połączonych tweetów. Nie wszystkim podobał się taki sposób pisania, ale trzeba przyznać, że wymuszał on skupienie na temacie i sprawność w formułowaniu myśli (dziś płacący użytkownicy Twittera mogą wrzucać po prostu długie posty, co stanowi zupełne zaprzeczenie pierwotnego konceptu tej platformy).

Mark Zuckerberg od dawna szukał nowego pomysłu, próbując na skróty wyprzedzić konkurencję, ale okazało się, że samo rzucanie hasłem „metawers” to za mało. Zamiast więc wybiegać w niepewną przyszłość, wrócił do tradycji. Gdy uznał, że Instagram jest zagrożeniem dla Facebooka, po prostu go kupił. Czego nie mógł kupić (jak TikToka), to naśladował. W 2008 r. próbował nabyć młodego wówczas Twittera, którego słusznie zidentyfikował jako główne zagrożenie dla Facebooka, ale do sprzedaży nie doszło – ówcześni właściciele wierzyli w potencjał platformy (faktycznie, Twitter wystrzelił w 2009), ale też po prostu nie chcieli tego robić.

Sukces Zuckerberga?

Powolny upadek Twittera okazał się więc doskonałą okazją, żeby zająć niszę rynkową – sam fakt, że ludzie poszukują alternatyw, pokazuje, że uważają platformę za potrzebną. Każda zmiana oznacza jednak mozolną odbudowę sieci społecznościowej, odszukiwanie znajomych itd. (np. po zamknięciu Blipa, polskiego odpowiednika Twittera, użytkownicy rozproszyli się po różnych serwisach). Tymczasem zuckerbergowy Threads w prosty sposób omija ten problem przez swoją integrację z Instagramem. To z tej aplikacji korzystają głównie milenialsi (Facebook uważany jest za platformę dla starszych pokoleń – generacji X i „boomerów”) – Instagram proponuje automatyczne założenie konta na Threads i automatyczne przeniesienie tam siatki obserwujących i obserwowanych. Podoba się to zwłaszcza celebrytom i influencerom, którzy mają zbudowaną potężną widownię (wedle doniesień dostali wczesny dostęp do Threads – po zalogowaniu użytkownicy trafili więc na konta pełne treści).

Aplikacja zapowiada też integrację z fediwersum, czyli system rozproszonych serwerów sieci społecznościowych. „Wkrótce będzie można obserwować użytkowników na innych platformach fediwersum, takich jak Mastodon, oraz wchodzić z nimi w interakcje. Osoby te mogą też znaleźć innych użytkowników w Threads za pomocą pełnych nazw użytkownika”, głosi komunikat, ale nie wiadomo, jak odbiorą ten pomysł administratorzy owych serwerów.

Threads. Europa poczeka

Znużenie głupimi pomysłami Muska (zarówno biznesowymi, jak i politycznymi, takimi jak jawne wspieranie nienawistnych treści), oparcie na bazie użytkowników, prostota aplikacji – wszystko sprawia, że z dwóch cyberfeudałów to Zuckerberg wydaje się tym, którego aplikacji warto zaufać. Na szczęście nieufna jest Unia Europejska, zaniepokojona ogromem danych o użytkownikach, jakie konsumuje Meta. To powód, dla którego Threads nie są na razie dostępne w Europie – Meta czeka na wytyczne dotyczące ustawy o rynkach cyfrowych (DMA). Chociaż Instagram zachęca polskich użytkowników do pobrania nowej aplikacji, na próżno jej szukać w sklepach Apple czy Google Play. Jest możliwe natomiast wchodzenie na profile użytkowników i czytanie ich treści przez WWW – wystarczy mieć link do ich profilu. Coś, czego nie oferuje już Twitter.

To, co na razie stało się dostępne dla polskich użytkowników, to płatna wersja konta na Facebooku. W pakiecie Meta Verified przeznaczonym dla popularnych użytkowników korzystających z Facebooka i Instagrama oferuje m.in. ochronę przed podszywaniem i przejmowaniem konta, plakietkę „zweryfikowanego użytkownika” oraz zapowiada inne specjalne funkcje dostępne w przyszłości. Cena to 65 zł (lub 80 zł z marżą sklepów Apple lub Google Play). Nie jest to coś, czym powinni przejmować się zwykli użytkownicy, ale celebryci i influencerzy raczej się bez takiego znaczka nie obejdą.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Siostrom tlen! Pielęgniarki mają dość. Dla niektórych wielka podwyżka okazała się obniżką

Nabite w butelkę przez poprzedni rząd PiS i Suwerennej Polski czują się nie tylko pielęgniarki, ale także dyrektorzy szpitali. System publicznej ochrony zdrowia wali się nie tylko z braku pieniędzy, ale także z braku odpowiedzialności i wyobraźni.

Joanna Solska
11.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną