Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Energetyczno-górnicze małżeństwo z rozsądku? Tusk chce mieć spokój na Śląsku

Węgiel Węgiel Dawid Chalimoniuk / Agencja Wyborcza.pl
Nowa ministra przemysłu Marzena Czarnecka nie wyklucza połączenia elektrowni węglowych z kopalniami. Po co mieć dwa problematyczne sektory, skoro można mieć jeden i to duży?

18 marca serwis Money.pl opublikował trochę niezauważony przez inne media wywiad z Marzeną Czarnecką, w którym ministra przemysłu zapowiada jakiś rodzaj mariażu między energetyką i górnictwem. „[N]iewątpliwie będziemy iść w kierunku połączenia wytwórstwa z wydobyciem. To wymaga zarówno działań, które muszą być podejmowane po stronie koncernów energetycznych, w związku z kredytami i z finansowaniem tej działalności, ale również z kopalniami, które też marzą o tym, żeby mieć stałego odbiorcę węgla” – deklaruje Czarnecka. Skąd taki pomysł i o co w ogóle chodzi?

Kopalnie toną, znowu…

Nasze górnictwo węgla kamiennego miało w 2023 r. ponad 5 mld zł zysku netto, ale w tym roku będzie potrzebowało 7 mld zł pomocy z budżetu państwa, by nie zbankrutować. Jak to w ogóle możliwe? Powody są trzy. Po pierwsze, spadają ceny węgla. Po okresie szoku wywołanego rosyjską agresją na Ukrainę ceny surowców wróciły do normalnych poziomów. Tona węgla w holenderskich portach kosztuje obecnie ok. 100 dol., cztery i pół razy mniej niż dwa lata temu. Po drugie, krajowe kopalnie nie wykorzystały okresu koniunktury na reformy strukturalne. Wzrosły pensje i zatrudnienie, spadło wydobycie i wydajność produkcji. Po trzecie, rynek węgla kurczy się w dramatycznym tempie. Rosnąca produkcja energii z OZE wypycha z rynku elektrownie na węgiel, które obciążają koszty zakupu uprawnień do emisji. Sama PGE rocznie wydaje ok. 25 mld zł na zakup CO2.

Do tego dochodzi rosnąca góra węgla przy kopalniach, elektrowniach i w portach. Toniemy w czarnym złocie, bo w 2022 r. ściągaliśmy węgiel, skądkolwiek się dało, bo na krajowym rynku po wprowadzeniu embarga na rosyjski surowiec brakowało węgla grubego, spalanego głownie w domowych piecach. Polskie kopalnie takiego węgla nie produkują w wystarczającej ilości i trzeba go importować. Problem w tym, że nikt takiego węgla nie oferuje. Aby zdobyć węgiel gruby, w 2022 r. polskie firmy musiały najpierw kupić zwykły surowiec w Kolumbii, RPA lub Australii, a potem odsiać z niego większe kawałki, które zazwyczaj stanowią 10–15 proc. ładunku. Czyli jedną tonę kostki, orzecha lub kęsów można było uzyskać po przesianiu 10 ton surowca. Miały, które zostają, trafiają do elektrowni, ograniczając ich apetyt na krajowy surowiec. I koło się zamyka. Jak wskazuje Instrat, na hałdach mamy obecnie blisko 13 mln ton węgla, ponad dwa razy więcej niż dwa lata temu.

Czytaj także: Górnicy na wiatraki? Z węglem trzeba się rozstać. „Koledzy z kopalni mówili: głupi jesteś”

Tusk chce mieć spokój na Śląsku

Rząd koalicji 15 października od początku sygnalizował, że nie zamierza wchodzić z górnikami na wojenną ścieżkę. Dlatego utworzono ministerstwo przemysłu w Katowicach i wykluczono przyspieszenie coalexitu. Dalej ma obowiązywać wynegocjowana z górnikami przez rząd PiS umowa społeczna z 2021 r., określająca harmonogram wygaszania kopalń aż do 2049 r. Do końca tej dekady zamknięte zostaną tylko dwa zakłady górnicze – Bolesław Śmiały (w 2028 r.) i Sośnica (w 2029 r.). Problem w tym, że tempo odchodzenia od węgla w energetyce będzie gwałtownie przyspieszać. PSE w nowym planie rozwoju sieci przesyłowej zakłada, że w 2034 r. system energetyczny będzie potrzebował od 8 do 10 mln ton węgla kamiennego – wobec niemal 30 mln ton zużywanych obecnie. W takiej sytuacji utrzymanie obecnych mocy produkcji węgla nie będzie możliwe, ale nikt nie chce tego oficjalnie przyznać.

Czytaj także: Tusku, pomożesz górnikom? Wydobycie spada, pensje rosną, nowy rząd będzie miał kłopot

Jak więc ratować nierentowne górnictwo w sytuacji, w której nie możemy zamykać nierentownych kopalń? Tu z rozwiązaniem przychodzącą sami związkowcy, którzy od lat powtarzają, że lekiem na całe zło będzie połączenie górnictwa i energetyki. Górnikom nie podoba się niezależność grup energetycznych oraz fakt, że mają one silną pozycję w rozmowach na temat cen węgla, które co roku są przedmiotem zawziętych negocjacji między energetykami a górnikami. Związkowcy woleliby, by to kopalnie narzucały stawki, po których sprzedawany jest węgiel. Aby miało to sens, elektrownie nie powinny mieć jednocześnie prawa do importu tańszego surowca z zagranicy.

Fuzja wraca jak bumerang

Połączenie górnictwa i energetyki rozważał poważnie rząd PO-PSL w latach 2014–15. Jedna z opcji miała polegać wówczas na połączeniu PGE, Energi oraz Kompanii Węglowej, czyli poprzedniczki Polskiej Grupy Górniczej (PGG). Cel był taki sam jak dziś – ratowanie kopalń przed bankructwem. Ostatecznie plany te zostały zarzucone przez PiS, który dochodził do władzy w czasie, gdy na rynek węgla zaczęła wracać koniunktura. Rząd Beaty Szydło zmusił spółki energetyczne (a także PFR i TF Silesia) do zapłacenia swoistego haraczu, czyli kupienia akcji PGG za bagatela 3,2 mld zł. Państwowa energetyka stała się właścicielem największej górniczej firmy w kraju, ale w praktyce nie miała na nią żadnego wpływu. W 2022 r. papiery PGG zostały wykupione przez skarb państwa za 7 zł (słownie: siedem złotych).

Na własnej skórze mariaż kopalń z elektrowniami testował Tauron, który przez lata musiał dotować trzy należące do niego zakłady górnicze – Janinę, Sobieski i Brzeszcze. Wiecznie nierentowne wydobycie węgla drenowało środki z dochodowych segmentów działalności Tauronu, w tym z dystrybucji. Teraz to się mści, bo niedoinwestowane sieci energetyczne nie są w stanie przyłączać instalacji OZE w pożądanym tempie, co spowalnia transformację energetyczną. Dopiero w 2022 r. rząd PiS pozwolił Tauronowi sprzedać swoje trzy kopalnie skarbowi państwa za 1 zł (słownie: jeden złoty).

Czytaj także: Co major (rezerwy) ABW robi na czele Polskiej Grupy Górniczej

Po co dwa problemy, skoro można mieć jeden

Czarnecka jako przykład udanej symbiozy między wytwarzaniem energii a wydobyciem węgla wskazała współpracę elektrowni Kozienice i kopalni Bogdanka, czyli podmiotów należących do jednego właściciela – poznańskiej Enei. „Bogdanka dostarcza do Kozienic węgiel mający dużą ilość siarki. Jednak grupa Enea nie ma z tym większego problemu, bo instalacja jest do tego odpowiednio przystosowana. Mniej więcej w podobny sposób może to działać w całej energetyce” – mówi Czarnecka Money.pl. To jednak nie takie proste. Bogdanka to najbardziej rentowna polska kopalnia, która jest notowana na GPW i nie ma problemów finansowych porównywalnych z PGG. Są też bardziej prozaiczne powody. Kapitałowe połączenie energetyki i górnictwa przełożyłoby się na szybki spadek konkurencyjności elektrowni, wzrost cen energii elektrycznej w hurcie i gospodarczą katastrofę. Żaden polityk na taki scenariusz nie pójdzie, nie wspominając o związkach zawodowych w elektrowniach czy bankach, które są ich wierzycielami.

Połączenie obu sektorów byłoby możliwe tylko w scenariuszu wcześniejszego wydzielania elektrowni węglowych z państwowych grup energetycznych, restrukturyzacji i zamknięcia najmniej rentownych kopalń – i to przy założeniu uzyskania wcześniej zgody Komisji Europejskiej na hojną pomoc publiczną. Wówczas wrzucenie wszystkich aktywów węglowych do jednego worka (lub dwóch) miałoby więcej sensu. Ale rząd na razie odrzucił pomysł utworzenia Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego (NABE), do której miały zostać przeniesione aktywa węglowe energetyki. Nowego planu nie ma. Dlatego słowa Czarneckiej należy na razie traktować jako element gry negocjacyjnej z górnikami mającej ograniczyć ryzyko strajków w czasie wyborczym. Fuzji energetyki i górnictwa w najbliższym czasie nie będzie. Podobnie jak rozwiązania problemów obu sektorów.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną