AGATA SZCZERBIAK: – Premier Mateusz Morawiecki mówi, że nie da się przecenić sukcesów PiS w walce z pułapką demograficzną. Twierdzi, że według prognoz GUS w 2017 r. miało się urodzić w Polsce 345 tys. dzieci, a urodziło się 403 tys. To według niego efekt polityki rządu. Z danych wynika jednak, że po trzech latach wzrostu urodzin (2015, 2016, 2017) w nowym roku rodzi się znowu mniej dzieci. Czy był w takim razie jakiś efekt programu 500+?
DR KRZYSZTOF TYMICKI: – Próba oszacowania wpływu tego programu na dzietność jest trudna, a już twierdzenie, że zmiany, które obserwujemy, dzieją się na skutek programu 500+, jest bardzo na wyrost. Złudne jest w ogóle operowanie wyłącznie liczbą narodzonych dzieci. Zmiany, które faktycznie widać na przestrzeni tych trzech lat, należy rozpatrywać w kontekście dzietności. W Polsce od ponad 20 lat nie ma prostej zastępowalności pokoleń, kiedy to wartość ogólnego współczynnika dzietności spadła do poziomu poniżej 2,1. Obecnie wynosi on 1,45.
Co odpowiada za ten trzyletni wzrost urodzeń?
Wzrost, który obserwujemy – o tym pisze też GUS w swoich komunikatach – dotyczy liczby dzieci drugich i trzecich. Niby to pasuje do układanki, która mówi, że wspieramy drugie i trzecie dzieci, które są objęte programem 500+, ale pytanie jest takie: na ile na poziomie indywidualnym 500 czy 1000 zł wpływa na decyzję o kolejnym dziecku? Dla mnie to raczej gratyfikacja post factum.