Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Co poszło nie tak w akcji „Nie świruj, idź na wybory”

Od kilku dni Polska żyje akcją „Nie świruj, idź na wybory”, która miała zachęcać do udziału w październikowym głosowaniu. To, co zdaniem organizatorów było dowcipne i niewinne, stało się przedmiotem dyskusji i sporów. Co tylko dowodzi, że nie tak łatwo przeprowadzić kampanię społeczną.

Pomysł na kampanię „Nie świruj, idź na wybory” wyszedł od fotografa Tomasza Sikory. Hasło miało być chwytliwe i młodzieżowe, a idea banalna – wystarczyło nakręcić krótki film, w którym zabawnemu czy nietypowemu zachowaniu towarzyszyła wspomniana fraza. Kiedy w internecie pojawiły się pierwsze takie materiały, m.in. z Januszem Gajosem, mało kto podejrzewał, że akcja okaże się przedmiotem dyskusji i krytyki. Tak się stało po publikacji nagrania z Wojciechem Pszoniakiem, robiącym przed kamerą dziwne miny i ruszającym rękoma w nieskoordynowany sposób. Co się stało między jednym a drugim filmikiem?

„Nie świruj, idź na wybory” z Wojciechem PszoniakiemFacebook„Nie świruj, idź na wybory” z Wojciechem Pszoniakiem

„Nie świruj” budzi oczywiste skojarzenia

Można zakładać, że twórcy zdecydowali się skorzystać z określenia „nie świruj” w znaczeniu podawanym przez słownik mowy potocznej – czyli „nie wygłupiaj się”. Ot, próba sięgnięcia po slang, żeby przyciągnąć nastoletniego, niezaangażowanego obywatela. Dość szybko młodzieżowe „świrowanie” stało się jednak tym, z czym słowo „świr” kojarzy się od dawna – z osobą chorą czy zaburzoną psychicznie. I takie odniesienia zaczęły się pojawiać w filmikach.

Akcja, która miała zachęcać do udziału w wyborach, przyczyniła się do stygmatyzacji chorych. Co jest tym gorsze, że w polskim społeczeństwie są to grupy już i tak bardzo marginalizowane, a często zupełnie zaniedbane przez państwo. Nietypowe zachowania, które pojawiają się w filmikach w negatywnym kontekście, dla osób dotkniętych chorobami i zaburzeniami psychicznymi to często codzienność.

Co więcej, nie ma rozbieżności między chorobami psychicznymi a decyzją o udziale w wyborach. Osoba, która chce oddać głos, nie przerywa swojej choroby na ten jeden dzień. Ci, którzy leczą się psychiatrycznie, głosują na przedstawicieli wszystkich ugrupowań. Leczenie depresji, choroby dwubiegunowej czy schizofrenii nijak nie wpływa na polityczne preferencje.

Czytaj także: Choroba afektywna dwubiegunowa. Jak żyć z manią i depresją?

Nośne hasło nie wystarczy

Fakt, że twórcom akcji nie przyszło do głowy, że przysłużą się utrwalaniu stereotypów, dobitnie dowodzi, że kampanie społeczne trzeba bardzo rozważnie przygotowywać. Rzucenie hasła to stanowczo za mało. To, że komuś wydaje się ono niewinne, nie oznacza, że zostanie tak odebrane. Nie bez przyczyny organizację dużych kampanii zleca się wyspecjalizowanym firmom; eksperci badają to, czego tu zabrakło – jak odbiorcy interpretują dane sformułowania.

Wrażliwość na to, jak pewne określenia funkcjonują w języku, jest podstawą przy tworzeniu każdego hasła, które ma być nośne. Gdyby twórcy akcji zdecydowali się porzucić sztucznie młodzieżowy język (zwłaszcza że większość jej uczestników jest w średnim wieku) i zdecydowali się na hasło „Nie wygłupiaj się, idź na wybory”, kontrowersji by nie było. Zabrakło kompetencji, zrozumienia, że kampanie należy prowadzić profesjonalnie i w sposób dużo bardziej przemyślany. Nawet te oddolne.

Zobacz także: 20 udanych kampanii społecznych

Dlaczego twórcy akcji ignorują pokrzywdzonych

Czy źle dobrane hasło musi zaprzepaścić całą ideę? Niekoniecznie. Gdyby organizatorzy akcji przeprosili (szczerze, a nie ze zdziwieniem, że kogoś mogło to urazić) i zmienili hasło (choćby na „Nie wygłupiaj się, idź na wybory!”), dałoby się ją spokojnie kontynuować. Fakt, że po słowach krytyki fraza pozostała ta sama i wciąż pojawiają się nowe filmiki (ostatni z udziałem Krystyny Jandy), świadczy o przedziwnym braku wrażliwości. O ile na początku można było podejrzewać brak świadomości i złej woli, o tyle kontynuowanie działań bez korekty to już dowód na to, że dochodzące z różnych stron głosy osób, które poczuły się pokrzywdzone, po prostu zignorowano.

Nawet jeśli w zamyśle akcja nie była wymierzona w osoby z chorobami i zaburzeniami psychicznymi, to zlekceważenie próśb Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego czy Rzecznika Praw Obywatelskich już ją taką czyni. Oczywiście można założyć, że część krytyki – zwłaszcza wychodząca z prawej strony sceny politycznej – nie jest podyktowana prawdziwym oburzeniem, lecz wyborczą kalkulacją. Ale to żaden argument, żeby ignorować ludzi, którzy mając za sobą ciężkie doświadczenia chorób, proszą, by nie posługiwać się stygmatyzującym stereotypem.

Czytaj także: Choruję całym sobą. Czy to depresja?

Dlaczego młodzi nie głosują? Bo „świrują”?

Zresztą nawet inne hasło mogłoby budzić wątpliwości. Akcja „Nie świruj, idź na wybory”, choć skierowana do młodego wyborcy, tak naprawdę świadczy o jego niezrozumieniu. Czy młodzi nie idą dziś do urn, bo mają pstro w głowie? Czy pójdą, bo przemówią do nich Gajos, Pszoniak i Janda, osoby związane z elitami, do których młodzi mają coraz więcej dystansu? Którzy pouczają i każą przestać się wygłupiać, tylko głosować?

Może lepiej byłoby zapytać, czego demokracja temu młodemu wyborcy nie daje, co sprawia, że nie jest zainteresowany głosowaniem. Co utwierdza go w przekonaniu, że polityka nie ma znaczenia, a ich głos nic nie zmieni. Nazywanie tych zjawisk „świrowaniem” świadczy o braku woli zrozumienia, że za decyzją, by odpuścić wybory, nie stoją tylko głupota i lenistwo. A do zmiany tej postawy nie wystarczy filmik. Nie można nieufności czy braku zaangażowania w demokrację uznać za jakiś młodzieńczy brak rozsądku. To zjawiska głębsze, wobec których takie internetowe działania wydają się nieco pozbawione sensu.

Czytaj także: Młodzież się budzi i burzy

Zostały tylko wygłupy

Cały spór pokazał, że w Polsce problem z otwartością i dialogiem mają wszystkie grupy, niezależnie od poglądów politycznych. Nie ma potrzeby słuchania i zrozumienia drugiego człowieka i jego doświadczeń. A przecież właśnie otwarta postawa byłaby dobrą lekcją tego, do czego jako społeczeństwo moglibyśmy dążyć. Wiele nie trzeba. Przeprosiny, które nie kończyłyby się tradycyjną formułką „jeśli ktoś poczuł się urażony, to przepraszam”, i za którymi szłaby realna chęć zmiany postawy. Dialog, który by pokazał, z czym spotykają się osoby z problemami psychicznymi, w Polsce objęte wyjątkowo słabą i niedofinansowaną opieką.

Ostatecznie mogłoby z tego wyrosnąć hasło czy cała akcja, która wyszłaby poza stereotyp i proste ponaglenie. Może udałoby się odpowiedzieć na wątpliwości i problemy tych, którzy stracili wiarę w demokrację. Niestety wydaje się, że jeszcze do tego nie dorośliśmy. Zostały nam tylko wygłupy.

Czytaj także: Nie ma ludzi zawsze szczęśliwych

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną