Niech protest w Michałowie nie będzie wymówką dla reszty społeczeństwa. Nie traktujmy jak alibi wystąpienia tych kilkuset osób, które przez kilkadziesiąt minut protestowały pod płotem placówki Straży Granicznej, skąd kilka tygodni temu wywieziono w nieznane grupę Kurdów z dziećmi. Nie, jedna pikieta to stanowczo za mało, nawet z tak wzruszająco-alarmującym przesłaniem, z udziałem działaczy organizacji pozarządowych ratujących błąkających się po pograniczu, burmistrza miasta, dwóch byłych pierwszych dam i z asystą kamer największych stacji telewizyjnych.
Z Michałowa nie widać granicy
Obywatelska uczciwość nie pozwala stać bezczynnie, gdy władze Rzeczypospolitej łamią prawo, odczłowieczają tysiące przedzierające się przez granicę, część skazują na śmierć. Polski rząd bawi się z Łukaszenką w upiornego ping-ponga, w którym siatka jest z drutu kolczastego, a piłeczka z żywych ludzi, chorych i zdrowych, kobiet w połogu, dzieci, mężczyzn w pełni sił i na skraju śmiertelnego wyczerpania.
Protestujący chcą, by władze przestrzegały prawa, czyli rozpatrywały wnioski o azyl i natychmiast otworzyły strefę stanu wyjątkowego dla wszystkich służb ratunkowych oraz dziennikarzy, by sprawdzić, co się tam naprawdę dzieje. Na razie na pograniczu protezą praworządnego państwa są działacze i lokalni mieszkańcy, ci funkcjonujący także w obszarze zamkniętym.