Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Zbrodnia i córka

Potomkini czeskiego kata rozlicza się z przeszłością

Karel Vasz w drugiej połowie lat 40., już jako wysoki funkcjonariusz sił bezpieczeństwa. Karel Vasz w drugiej połowie lat 40., już jako wysoki funkcjonariusz sił bezpieczeństwa. AN
64-letnia Czeszka nie mogła uwierzyć, gdy dowiedziała się, że jej ojciec był stalinowskim zbrodniarzem. Wielu jej rodaków wciąż nie wierzy, że rozliczenie z przeszłością ma sens.
Vasz z żoną i córką, początek lat 50., zaraz po przejściu do prokuratury wojskowej.AN Vasz z żoną i córką, początek lat 50., zaraz po przejściu do prokuratury wojskowej.

Wielką niespodzianką ostatnich tygodni w Czechach jest sukces filmu paradokumentalnego „Zawód: zabójca. Cierpienie prokuratora Vasza”. Ogromną popularnością cieszy się przede wszystkim w internecie. Mówiąc wprost: został spiratowany i wrzucony do serwisu YouTube. Ale jego twórcy nie skarżą się i deklarują, że to nawet dobrze, bo na dokumenty do kina i tak nikt nie chodzi.

Film opowiada historię zmarłego ­Karela Vasza – jednego ze stalinowskich prokuratorów, wyjątkowo okrutnego fanatyka. Vasz to symbol najczarniejszego okresu czechosłowackiego komunizmu. Od 1998 r., już jako emeryt, stawał przed kolejnymi sądami, oskarżany najpierw o nadużycie uprawnień, a w końcu o zabójstwa sądowe. Choć w poszczególnych instancjach zapadały wyroki skazujące, do więzienia nie trafił. Zmarł w grudniu 2012 r. w jednym z praskich domów opieki.

Na fali zainteresowania filmem i postacią Vasza dziennikarze „Lidovych Novin” dotarli do jego 64-letniej córki. Do dziś nie pokazuje swej twarzy, nie zgodziła się ujawnić swojego nazwiska, ale obszernie opowiedziała gazecie o swoim ojcu. Przyznała, że wiedza o jego przeszłości była dla niej szokiem. Aż do początku lat 90. wiedziała o nim tylko tyle, że w młodości był komunistą i pracował w administracji wojskowej. Nie przypuszczała jednak, że taśmowo posyłał niewinnych ludzi na szubienicę.

W interesie klasy robotniczej

Życiorys Karela Vasza jest jak historia XX-wiecznej Europy Środkowej w pigułce. Urodził się w 1917 r. na Rusi Zakarpackiej. Rok później region ten przypadł nowo powstałej Czechosłowacji. Już w młodości związał się z komunistami. W czasie II wojny światowej przebywał w Związku Radzieckim, gdzie zaciągnął się do tworzonej tam armii czechosłowackiej.

Miał słaby wzrok, więc zamiast do okopów trafił do kancelarii. Wtedy nawiązał współpracę z NKWD. Z pisarza stał się prokuratorem, asystentem sędziego, w końcu trafił do tajnych służb. Zajmował się zwalczaniem wroga wewnętrznego. W praktyce oznaczało to organizowanie pogromów niemieckich autochtonów. Przez krótki czas rezydował też w okolicach Czeskiego Cieszyna, gdzie miał zajmować się wyłapywaniem uciekinierów z Polski i ZSRR. Pytany jeszcze w latach 90. o to, na jakiej podstawie wydawał tych ludzi na niemal pewną śmierć, deklarował, że robił to w interesie klasy robotniczej.

Podwładni i przełożeni bali się go z powodu bezwzględności i fanatyzmu. Ale zasłynął też pijackimi awanturami, o których było głośno w całej Pradze, publicznym wygrażaniem swoim przeciwnikom, skwapliwym sięganiem po broń, szczególnie po pijanemu. Spory fragment filmu zajmuje wątek jego stosunku do kolejnych kobiet. Od początku kariery ciągnęła się za nim opinia okrutnika i gwałciciela.

Po 1948 r., gdy w kraju władzę przejęli komuniści, Vasz sporządził akty oskarżenia przeciwko wielu działaczom podziemnego ruchu oporu i opozycji. Oskarżał również w słynnym procesie pokazowym gen. Heliodora Piki. Był to przedwojenny wojskowy, związany z czechosłowackim rządem emigracyjnym z Londynu, a zaraz po wojnie wiceszef sztabu czechosłowackiej armii. Vasz oskarżył go o szpiegostwo na rzecz Wielkiej Brytanii. Generał został powieszony. Historycy oceniają, że Vasz posłał na śmierć przynajmniej 20 osób, ale nie jest to na pewno kompletna lista, bo badania dokumentów z tamtego czasu nadal trwają.

Córka Vasza rozlicza się z rodzinnym dramatem, jak tylko potrafi. Częścią tego rozliczenia stało się rozdawanie odziedziczonego po ojcu majątku. Nie są to jakieś ogromne sumy – szacuje, że do dziś przelała na konta potrzebujących ok. 400 tys. koron (80 tys. zł). Wśród obdarowanych są organizacje wspierające leczenie dzieci, ale ona sama podkreśla, że wspiera fundacje naukowe badające historię czechosłowackiego stalinizmu.

Zapowiada, że chce też finansowo pomóc w przekładzie na angielski książki „Przyjaźń wbrew Hitlerowi”, która opowiada o tym, jak 80 żydowskim dzieciom z Czechosłowacji zorganizowano w czasach okupacji ucieczkę do Skandynawii. – Ojciec do końca nie chciał rozmawiać o swoich żydowskich korzeniach, o swojej matce i siostrze, które pochłonął Holocaust. Sam wypierał się swojego pochodzenia – mówi. Szczególnie ważne były dla niej wpłaty dla fundacji „Córki lat 50.”, zrzeszającej dzieci ofiar stalinizmu. Przyznaje też, że zastanawiała się nad ufundowaniem pomnika najsławniejszej ofiary jej ojca, czyli gen. Piki. Jest w stałym kontakcie z jego synem, dziś w Czechach jednym z najbardziej znanych rzeczników ofiar stalinizmu.

– Ojciec nadal mi się śni po nocach – opowiada. Cały czas z tego powodu się leczy, bierze środki antydepresyjne.

Symbol bezradności

Vasz to jednak nie tylko jej zmora, cały kraj ma z nim problem. Już w latach 90., kiedy zaczęło być głośno o jego procesie, Vasz zaczął w wywiadach prezentować się jako ofiara stalinizmu, jako że w wyniku partyjnych przepychanek w 1951 r. sam na krótko trafił do słynnego łagru w Leopoldowie. Szokował łatwością, z jaką wszedł w rolę niemal telewizyjnego celebryty. Udzielanie wywiadów wyraźnie sprawiało mu przyjemność, podobnie jak perorowanie o własnych racjach. Heliodora Pikę do końca uważał za zdrajcę. Nigdy nie przeprosił, nawet nie zdystansował się od własnych czynów. Vasz w Czechach – to nie przesada – stał się symbolem bezradności nowego, demokratycznego państwa w rozliczaniu z przeszłością. Lata mijały, kolejne instancje sądowe odsyłały sprawę i zmieniały decyzje, a z ekranów telewizorów nadal raz po raz wyglądał starszy pan w grubych okularach i z kamienną miną tłumaczył, że takie były czasy.

Czesi, szczególnie w Polsce, cieszą się opinią twardych antykomunistów. – Zupełnie niezasłużenie – twierdzi badająca historię tego kraju francuska historyczka Muriel Blaive. Jej zdaniem stosunek społeczeństwa, ale przede wszystkim klasy politycznej do przeszłości cechuje głębokie wyrachowanie. Czesi wprawdzie szybko przyjęli ustawę lustracyjną, ale jeszcze do niedawna dostęp do archiwów był mocno ograniczony.

W życiu publicznym od 1989 r. dominuje ostra antykomunistyczna retoryka, ale jednocześnie Komunistyczna Partia Czech i Moraw wciąż cieszy się pozycją trzeciej siły w parlamencie. Stosunek Czechów do komunizmu najlepiej oddaje słynna ustawa o bezprawności systemu komunistycznego – z jednej strony porównuje się ją do niemieckich przepisów denazyfikacyjnych, z drugiej jej treść to po prostu deklaracja potępiająca komunizm. Praktyczne znaczenie dokumentu jest znikome.

Jednocześnie przez te wszystkie lata telewizja i gazety były pełne doniesień o agenturalnej przeszłości ludzi ze świecznika. Kolejne teczki odnajdywano najczęściej na polityków (albo oni sami na siebie te teczki odnajdywali) oraz na znanych ludzi z telewizji: artystów, pisarzy, piosenkarzy, dziennikarzy. To właśnie teczki zdominowały najwcześniejszą formę czeskiej celebrytozy.

Pod tą wrzawą krył się jednak bezruch. Do dziś za zbrodnie stalinowskie skazano w zasadzie tylko jedną osobę: w marcu 2009 r., po wieloletniej przepychance sądowej, do więzienia w Svietle nad Sazavą zgłosiła się w celu odbycia kary 60 lat więzienia Ludmiła Brożova-Polednova. Wiek – 88 lat. Została skazana za zabójstwo sądowe – jako prokuratorka, która sporządziła akt oskarżenia przeciwko słynnej przedwojennej polityczce Miladzie Horakovej. Nigdy nie przyznała się do winy i nie wyraziła skruchy. Brożova-Polednova do końca powtarzała ideologiczne frazesy. Wyszła na wolność po półtora roku, bo ze względu na zaawansowany wiek ułaskawił ją ówczesny prezydent Vaclav Klaus.

Co z tą przeszłością?

Naprawdę radykalni antykomuniści w Czechach to dość wąskie kręgi polityków – mówi Muriel Blaive. – To jest antykomunizm upolityczniony, obliczony na dyskredytowanie lewicy.

Podobnego zdania jest izraelski socjolog Gil Eyal. Twierdzi on, że jeszcze w trakcie aksamitnej rewolucji ekipa dysydentów szybko zobaczyła, jak niska jest ich popularność wśród zwykłych ludzi. Jedynym źródłem szerszej legitymacji społecznej było dla nich to, że byli w opozycji do komunistów. – Właśnie dlatego Czesi tak wcześnie przyjęli ustawę lustracyjną i ustawę o bezprawności systemu komunistycznego – mówi Blaive. – A jednak z otwieraniem archiwów i wpuszczaniem do nich historyków się nie spieszyli.

Ten brak zdecydowania i niepewny stosunek do przeszłości widać w postępowaniu nieżyjącego już Vaclava Havla. Z jednej strony podpisał jako prezydent ustawę lustracyjną, ale potem w wywiadach mówił, że tego podpisu żałuje. Potem znowu podpisywał nowelizację. Według Blaive, takie postawy nie są wcale świadectwem silnego oporu społecznego wobec komunizmu, wręcz przeciwnie – silnego zakorzenienia czeskiego komunizmu w tutejszej społeczności.

Kiedy w 2007 r. powoływano czeski Instytut do Badania Ustrojów Totalitarnych (USTR – odpowiednik polskiego IPN), wśród polityków panowało przekonanie, że to doprowadzi do ostatecznego udowodnienia zbrodniczego charakteru komunizmu. Dziś, po sześciu latach, widać, że archiwa dokumentują coś wręcz przeciwnego: brak silniejszego oporu w społeczeństwie i powszechność konformistycznych postaw.

Film „Zawód: zabójca” o Karelu Vaszu trafił właśnie w taką atmosferę. Nie jest to dzieło wolne od wad – trudno ocenić, dlaczego rolę narratora powierzono w tym ponurym dramacie lokalnemu luzakowi, znanemu z prowokacji artyście Davidowi Czernemu. Paraduje on na pierwszym planie w bermudach, z długimi włosami, podczas gdy w tle aktorzy odtwarzają sceny zgwałcenia więźniarki przez Vasza.

Mimo takich pomysłów ten na pozór nieatrakcyjny, półtoragodzinny seans z gadającymi głowami w roli głównej ogląda się z zapartym tchem. Karel Vasz, ze swoją kamienną twarzą, po latach wciąż budzi grozę. Do tego stopnia, że wstydzi się go własna córka. Wielu Czechów jednak tylko przymyka oczy.

Polityka 6.2014 (2944) z dnia 04.02.2014; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Zbrodnia i córka"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną