Unia liczyła na Morawieckiego. A słyszy, że uruchomienie artykułu 7. to „wina opozycji”
Po niemal dwóch latach sporu Komisja uruchomiła procedurę ze słynnego już art. 7. Teraz na jej wniosek stan praworządności w Polsce ma ocenić Rada Unii. A pierwszym etapem tej oceny będzie opinia unijnych stolic, czy do takiego naruszenia w Polsce dochodzi. Po drodze na to działanie musi jeszcze zgodzić się Parlament Europejski. Potem oceny negatywne musiałyby Polsce wystawić co najmniej 22 stolice. Rada Unii może też wydać Warszawie kolejny zestaw rekomendacji.
Jak widać, cały czas jest kilka furtek, którymi przed sankcjami można uciec. Oprócz tego, że Rada może określić swoje rekomendacje, to Komisja Europejska jednocześnie wydała dla Polski kolejny, czwarty już zestaw wytycznych. Wypełniając je, Warszawa uniknęłaby dalszych kroków. A Komisji pozwoliłoby to jeszcze wycofać wniosek złożony do Rady.
Dlaczego Komisja Europejska uruchomiła procedurę art. 7 wobec Polski?
Nie określono też sztywnych terminów dalszych działań, co daje wciąż obu stronom elastyczność i możliwość wystudzenia kryzysu. Bruksela liczyła na nowego premiera Mateusza Morawieckiego, który w Unii jest postrzegany jako ten mniej radykalny. Jednak już podczas zeszłotygodniowego szczytu Rady Europejskiej Morawiecki spotkał się z szefem Komisji Europejskiej Junckerem, ale nawet nie próbował sytuacji załagodzić i nie był wcale entuzjastą pomysłu, żeby polskie władze poszły na kompromis.
Kara, która wisi nad Polską, byłaby bezprecedensowa. Unia chętnie by się z tych działań wycofała, dlatego otwiera Polsce różne furtki. I wcale nie w smak jest jej karanie jednego z największych członków. Jednak działania polskiego rządu nie dają jej pola manewru. Komisja doszła do ściany, wydała Warszawie kolejno trzy zestawy rekomendacji (teraz czwarty). Nie przyniosły one jednak oczekiwanych rezultatów. Timmermans od pewnego czasu był przez członków polskiego rządu bojkotowany, jego listy ignorowano, a na miejscu nikt nie chciał się z nim spotkać.
Unia jest też świadoma, że procedura wobec Polski może mieć skutek dokładnie odwrotny od pożądanego, ponieważ zamiast refleksji może przynieść wzrost poparcia dla PiS. Rząd też dobrze o tym wie, i dokładnie w tę stronę całą sytuację rozgrywa. A o inicjowanej wobec Polski procedurze sankcji w państwowych mediach można już usłyszeć, że to wina „donosów totalnej opozycji”.