Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Skąd na świecie tyle parapaństw, czyli krajów nieuznawanych?

Abchazja Abchazja Игорь М / Flickr CC by 2.0
W chaosie najlepiej się załatwia ciemne interesy. Do tego Rosja potrzebuje parapaństw – mówi Tomasz Grzywaczewski, prawnik i reporter, autor książki „Granice marzeń. O państwach nieuznawanych”.
„Granice marzeń. O państwach nieuznawanych”Wydawnictwo Czarne/mat. pr. „Granice marzeń. O państwach nieuznawanych”

Janek Rojewski: – Znasz „Limeryki o narodach” Jacka Kaczmarskiego?
Tomasz Grzywaczewski: – Prawdę mówiąc, nie.

To posłuchaj: „Raz do Osetyńca rzekł Gruzin mój umiłowany/ nie odchodź, bo zadasz ból tu mi/ Gdzie szumi nam morze/ Błękitne w kolorze/ Choć czarne, jak mówią w Suchumi/ Osetii syn na to gruzińskie gadanie/ Już gotów na mapie poprawki krwią nanieść/ Rzekł zrzecz się iluzji/ Nie będę żył w Gruzji/ Choć godzić znów chcą nas Rosjanie”. To przecież zupełnie jak w twojej książce.
Rzeczywiście! Nie miałem pojęcia, że Kaczmarski tak dobrze znał zawiłości kaukaskich waśni etnicznych. Szykując się do pisania pracy magisterskiej z prawa międzynarodowego, szukałem jakiegoś niebanalnego tematu. Wybrałem Naddniestrze, bo odniosłem wrażenie, że nikt w Polsce na poważnie nie zajmował się tym państwem, nieuznawanym właśnie z prawniczego punktu widzenia. Chwilę później na Ukrainie wyrosły Donbaska i Ługańska Republika Ludowa. Temat parapaństw nie schodził z pierwszych stron gazet. Uznałem, że to moment, kiedy trzeba wstać zza biurka i przejść od teoretycznych rozważań do pracy reporterskiej. Dotknąć „nieuznawanych” i spróbować je zrozumieć.

Odpowiedzialność za ich istnienie spada na Rosję. W ogóle czytając twoją książkę, można odnieść wrażenie, że całe zło tego świata wypływa z Kremla. Nie czujesz się rusofobem?
Nie mogę być rusofobem, bo fobia zakłada strach nieracjonalny. A mój lęk ma bardzo solidne podstawy: wielowiekowe ponure doświadczenia Polaków i innych narodów poddanych imperialnej woli Kremla. Co nie zmienia faktu, że uwielbiam Rosję! Rosyjską literaturę, muzykę, melodię języka, w którym zresztą mówię. Mam też rosyjskich znajomych i przyjaciół. Natomiast co innego wierchuszka. Putin i jego ludzie, którzy są po prostu bandytami, szefami gangu, którzy przenieśli metody rządzenia z ulicy na salony.

Ten gang dał Abchazom niepodległość.
Ale nie wolność. Abchazja jest intensywnie rusyfikowana, gwarancje militarnego bezpieczeństwa daje im Rosja, podobnie rzecz ma się z gospodarką. W Polsce często stosuje się mylną dychotomię. Jeśli Gruzja jest naturalnym sojusznikiem w regionie, to Abchazowie automatycznie występują w roli „tych złych”. A to nieprawda. To ludzie, którzy od stuleci walczą o swoją niepodległość. W XIX wieku z Rosjanami, po rozpadzie Związku Radzieckiego z Gruzinami, mając za taktycznego sojusznika Rosję. Mer abchaskiego miasteczka Picunda opowiedział mi taką anegdotę: rosyjski niedźwiedź to miś, który obronił nas przed złymi gruzińskimi wilkami. Ale sęk w tym, że potem taki niedźwiadek przechodzi do etapu przyciskania cię do ojczystej piersi. I robi to tak mocno, aż w końcu cię udusi, a my, Abchazowie, właśnie przestajemy w tym uścisku oddychać.

Przypominają mi się absurdy życia w państwach nieuznawanych. Na przykład ten kuriozalny abchaski mundial.
Tak, w Abchazji byłem widzem mistrzostw świata w piłce nożnej państw nieuznawanych. W finale Abchazja wygrała z reprezentacją Pendżabu, czyli Sikhów z pogranicza indyjsko-pakistańskiego. Mistrzostwa organizuje CONIFA [Connfederation of Independent Football Associatons – przyp. red.], tworzącą konkurencję dla Fify. Do Conify należą tak samo państwa nieuznawane, jak regiony z silnymi tendencjami separatystycznymi, które chciałyby mieć większą autonomię, np. reprezentacja Padanii. To ciekawe, bo warunki przystąpienia do Fify są dosyć niejasne. Dlaczego Walia, która przecież nie jest niepodległa, może mieć oficjalną reprezentację, a Wyspy Czagos nie?

Państwa nieuznawane w ogóle bardzo dbają o pozory normalności, choćby poprzez posiadanie ministerstw spraw zagranicznych, które z nikim nie utrzymują kontaktów.
Utrzymują ze sobą nawzajem. W książce jest fragment, kiedy rozmawiam z byłym szefem naddniestrzańskiego MSZ. Swego czasu istniał nawet klub ministrów spraw zagranicznych państw nieuznawanych. Naddniestrze jest chyba najbardziej wdzięcznym obiektem do wyliczania takich absurdów.

O ile Abchazja i Osetia korzystają z rubla rosyjskiego, a Górski Karabach z dram armeńskich, o tyle Naddniestrze postanowiło bić własną monetę. Robi się ją z plastiku, chociaż miejscowi nazywają ją „kompozytową”, żeby nie psuć sobie humoru. Poza Naddniestrzem nie ma ona oczywiście żadnej wartości. Z kolei naddniestrzańska sieć komórkowa nie jest kompatybilna z siecią 3G. Możesz kupić telefon, ale ani nie umieścisz w nim normalnej karty SIM, ani nie zadzwonisz do sąsiedniej Mołdawii.

Czy to możliwe, żeby utworzone pod rosyjską kuratelą parapaństwa były kiedyś zaakceptowane przez forum ONZ?
Jako prawnik uważam, że nie. Za powstaniem tych państw stała agresja zewnętrznego państwa, czyli mówiąc wprost: Rosji. Żeby Abchazja czy Osetia zostały zaakceptowane przez resztę świata, musiałaby je najpierw uznać Gruzja, a do tego pewnie nigdy nie dojdzie. To są oczywiście rozważania czysto teoretyczne, bo duża część problemów parapaństw jest nierozwiązywalna. Z Górskiego Karabachu wypędzono setki tysięcy Azerów, jak teraz mieliby wrócić do swoich domów, skoro te są dziś zamieszkiwane przez Ormian? Przecież doprowadziłoby to do kompletnej rzezi. Mówiąc o parapaństwach, cały czas potykamy się o problem „mniejszego zła”.

Serbia nie uznała Kosowa za państwo, a jednak jest ono uznawane na świecie.
Przez jakieś 40 proc. forum ONZ nie jest. Zresztą jestem zdania, że uznawanie Kosowa było błędem. To taka sama inżynieria imperialna jak w przypadku Osetii czy Naddniestrza, tylko przeprowadzona przez USA. Teoretycznie mógłbym je włączyć do książki, bo z perspektywy Hiszpanii, Słowacji czy Kremla takie państwo jak Kosowo nie istnieje. Wolałem jednak skupić się na terytorium byłego imperium sowieckiego. Kosowo to geopolitycznie inny przypadek.

W kilka lat parapaństwa pojawiły się na wschodniej Ukrainie, a dodatkowo, o czym wspominasz w książce, miała miejsce nieudana próba stworzenia Odeskiej Republiki Ludowej. Gdzie w Europie dostrzegasz kolejne punkty zapalne do takich działań?
Nie będzie niczym szczególnie oryginalnym, jeśli powiem, że najbardziej narażone są państwa bałtyckie, ze szczególnym uwzględnieniem Łotwy. Wspominał o tym Lech Kaczyński w swoim przemówieniu w Tibilisi w 2008 roku, mówiąc, że „dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a potem może czas na Polskę”. Zresztą uważam, że Ukraina nie jest tematem zamkniętym. Po zwycięstwie Majdanu obniżyła się stopa życia, krajem dalej rządzą oligarchowie, jest przeżarty przez korupcję, a na wschodzie ma wojnę, z żołnierzami gnijącymi całymi dniami w okopach i czekającymi, aż coś spadnie im na głowy. Ukraina wciąż jest bardzo łakomym kąskiem dla Putina. Ciekawie wygląda to na Zachodzie, gdzie Rosjanie nieoficjalnie wspierają ruchy niepodległościowe w Katalonii i Ligę Północną w północnych Włoszech.

Pójście na zwarcie z Ukrainą, która leży w postsowieckiej strefie wpływów, to nie to samo co konflikt z silnym europejskim państwem będącym członkiem strefy euro.
Ale Rosjanie zawsze tak robili. ZSRR wspierał komunistów na całym świcie, dość intensywnie w Hiszpanii i we Włoszech. Czasy się zmieniły, a wraz z nimi doktryna. W powieści Vladimira Volkoffa „Montaż” z 1986 roku punktem kulminacyjnym jest odejście Rosjan od wspierania międzynarodowej lewicy na rzecz prawicy. Volkoff wiedział, co pisze, bo łączył doświadczenie rosyjskiego emigranta i pracownika francuskiego wywiadu. Rosjanie grają na chaos. W świecie zachodu do robienia interesów potrzebny jest pokój, bo wojna nikomu się nie opłaca. W Rosji jest odwrotnie, w zamęcie dobrze się robi nielegalne interesy.

W Polsce mamy do czynienia z monolitem etnicznym. To chyba wyklucza, że i my mielibyśmy stać się obiektem „separatystycznej inżynierii” sterowanej z Kremla?
Historie parapaństw pokazują, jak łatwo wpędzić się w spiralę nienawiści. W Polsce pracuje milion Ukraińców – to nasi sąsiedzi, znajomi, przyjaciele. Bądźmy czujni na prowokacje. Odporni na to, co czytamy w internecie. Rosjanie tylko czekają, żeby wbić między nas klin.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama