Świat

Bruksela wciąż ma nadzieję, że grillowanie Polski spowolni reformy PiS

Ani Timmermans, ani kluczowi rzecznicy praworządności w Radzie UE nie prą do głosowania w sprawie deklaracji o „wyraźnym ryzyku poważnego naruszenia praworządności przez Rzeczpospolitą Polską”. Ani Timmermans, ani kluczowi rzecznicy praworządności w Radzie UE nie prą do głosowania w sprawie deklaracji o „wyraźnym ryzyku poważnego naruszenia praworządności przez Rzeczpospolitą Polską”. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
A jeśli PiS ponownie wygra wybory, to Komisja Europejska będzie musiała na nowo przemyśleć swą strategię wobec Polski i coraz bardziej nieliberalnej Europy Środkowej.

Wysłuchanie Polski w Radzie UE zakończyło wstępny etap w postępowaniu z art. 7, kiedy Komisja Europejska była gotowa – zgodnie z własnymi deklaracjami i wolą Rady UE – wycofać się z grudniowej decyzji o uruchomieniu tej procedury. Ale Polska nie poszła na ustępstwa, zwłaszcza w sprawie Sądu Najwyższego, więc postępowanie posunęło się we wtorek krok dalej.

Mimo to nadal chodzi głównie o próby zawstydzania władz Polski, publiczne wytykanie, o presję polityczną. Na tym w istocie polega art. 7. Przewidziane w jego końcowej fazie sankcje nie są bowiem możliwe – nie tylko z powodu braku wymaganej do tego jednomyślności krajów Unii (gwarantowane weto Węgier). Na aż tak dużą sankcyjną eskalację w stosunkach z Warszawą nie poszedłby teraz ani Berlin, ani Paryż.

Węgry, Niemcy i Francja wobec praworządności w Polsce

Na władze Polski zawstydzanie nie działa, a jednak Timmermans cieszy się, że – w przeciwieństwie do czasów najbardziej kontrowersyjnych reform konstytucyjnych Viktora Orbána – Komisja nie została sama. Przed kilku laty kraje UE wypchnęły bowiem Komisję (wówczas pod kierownictwem José Manuela Barroso) do przegranej walki z Węgrem. A teraz nie wykręcają się od krytyki wobec Polski – w tym na forum UE. Tajemnicą poliszynela jest, że postępowanie z art. 7 nie zostałoby wszczęte w 2017 r., gdyby hamulca nie zwolniła Angela Merkel. Bardzo w tym pomogło także wsparcie Emmanuela Macrona.

Ani Timmermans, ani kluczowi rzecznicy praworządności w Radzie UE nie prą do głosowania w sprawie deklaracji o „wyraźnym ryzyku poważnego naruszenia praworządności przez Rzeczpospolitą Polską”, co byłoby finałem obecnej „prewencyjnej”, niesankcyjnej części art. 7. Potrzebna do przyjęcia tej deklaracji większość 22 z 28 krajów Unii jest niepewna, a w interesie Brukseli jest ciągnięcie postępowania – być może przez kolejne wysłuchania, prace nad rekomendacjami Rady UE dla Polski i odsyłanie ich pod głosowanie europarlamentu.

„Wojna na wyczerpanie” będzie trwać

Niewykluczone, że taka „wojna na wyczerpanie” pociągnie się aż do polskich wyborów z 2019 r. oraz sformowania nowej Komisji Europejskiej jesienią 2019 r. Bruksela ma nadzieję, że aż tak długie polityczne grillowanie Polski będzie mieć efekt „spowalniający” dla niszczących zmian przeprowadzanych przez PiS. A jeśli PiS ponownie wygra wybory, to już nowa Komisja Europejska i kluczowe kraje Unii będą musiały na nowo przemyśleć swą strategię wobec Polski i coraz bardziej nieliberalnej Europy Środkowej.

Unia Europejska może wstrzymać fundusze, ale za późno

Unia, twardo wymagająca przestrzegania praworządności od krajów kandydujących, tak naprawdę dopiero pracuje nad tym, jak walczyć z jej łamaniem w krajach członkowskich. Twardym narzędziem są skargi na państwa UE do Trybunału Sprawiedliwości UE, ale prawnicy Komisji Europejskiej nadal są mocno podzieleni co do ewentualnej skargi na Polskę w związku z Sądem Najwyższym. Obawiają się orzeczenia Trybunału, że praworządności (i niezawisłości w sądach) należy dochodzić tylko na gruncie art. 7. Dość skuteczne może być powiązanie wypłat funduszy unijnych z przestrzeganiem zasad państwa prawa. Jednak przepisy, zaproponowane w tej sprawie w maju, mogą wejść w życie dopiero w 2021 r. Niestety, przy tempie polskich „refom” to bardzo daleka przyszłość.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Barwicha pod Moskwą. Jak się żyje na osiedlu byłych dyktatorów? „Polityka” dotarła do osoby z otoczenia Janukowycza

Zbiegły z Syrii Baszar Asad prawdopodobnie zamieszka teraz w podmoskiewskiej Barwisze, czyli na politycznym cmentarzysku rosyjskiej polityki imperialnej.

Paweł Reszka, Evgenia Tamarchenko
08.01.2025
Reklama