Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Deportacja rzekomego ochroniarza bin Ladena podgrzewa spór w Niemczech

Przez 20 lat Sami A. pozostawał nierozpoznawalny, a jego losem zajmowały się tylko władze imigracyjne, sądy i krajowa policja. Przez 20 lat Sami A. pozostawał nierozpoznawalny, a jego losem zajmowały się tylko władze imigracyjne, sądy i krajowa policja. Robert Anders / Flickr CC by 2.0
Przypadek Samiego A. rozpoczął w Niemczech debatę o prawie azylowym, ale przede wszystkim o stawianiu się polityków ponad prawem.

Islamista ubiegający się o azyl został deportowany wbrew decyzji sądu. Ten orzekł, że deportowanego trzeba teraz sprowadzić do Niemiec i poddać normalnej procedurze azylanckiej. Przypadek Samiego A. rozpoczął debatę o prawie azylowym, ale przede wszystkim o stawianiu się polityków ponad prawem.

Dlaczego Samiego A. deportowano z Niemiec?

„Sami A. został deportowany niezgodnie z niemieckim prawem i w związku z tym powinien być natychmiast z powrotem przewieziony do Niemiec” – postanowił Wyższy Sąd Administracyjny (Oberverwaltungsgericht) w nadreńskim Münster 17 sierpnia. Sami A. został deportowany 13 lipca – tego samego dnia, kiedy niemiecki sąd podtrzymał decyzję o zakazie deportacji. Władze Nadrenii-Północnej Westfalii postanowiły nie czekać na orzeczenie sądu i wsadziły Samiego A. do samolotu wczesnym rankiem, parę godzin przed dostarczeniem faksu z sądu. Dzień wcześniej zapewniły też sędziów, że planowana na 12 lipca deportacja została wstrzymana, nie dodając, że tylko na jeden dzień. Sąd administracyjny jeszcze w lipcu nakazał powrót Samiego A. Władze się odwołują. Bez sukcesu. Decyzja wyższej instancji podtrzymała postanowienie. Z mocnym komentarzem przewodniczącej sądu Ricardy Brandts, że politycy nie mogą ignorować sądów i działać według swojego widzimisię.

Afera trwa od maja. Przez 20 lat Sami A. był nierozpoznawalny, a jego losem zajmowały się tylko władze imigracyjne, sądy i krajowa policja. Aż do maja 2018 r., kiedy jego historię odkryła bulwarówka „Bild”. Na stronie tytułowej pojawiło się zdjęcie. Trochę niewyraźne, robione teleobiektywem z ukrycia. Brodaty, niepozorny czterdziestolatek w T-shircie wyrzucał śmieci. Zdjęcie z rodzaju takich, które paparazzi robią celebrytom.

Czytaj także: Przestępczość imigrantów w Niemczech – fakty i mity

Rzekomy ochroniarz Bin Ladena

Sami A., rocznik 1976. Tunezyjczyk mieszkający w Niemczech od 1997 r. W Bochum, gdzie zrobił mu zdjęcie fotoreporter, od 2005. Podobno w 2000 r. był jednym z ochroniarzy bin Ladena. „Ochroniarz bin Ladena dostaje 1168 euro miesięcznie” (jak poinformowało potem ministerstwo, tyle dostaje cała rodzina) – tak „Bild” podpisuje swój artykuł.

Obywatele oburzeni, politycy AfD chwytają się tematu, politycy innych partii nie mogą stanąć po innej stronie. Minister spraw wewnętrznych opowiedział się za deportacją – bin Laden kojarzy się jednoznacznie. Nie dość, że terrorysta, to jeszcze żyje z podatków obywateli.

Sami A. przyjechał do Niemiec jako student. Studiował m.in. informatykę i elektronikę, których nie skończył, ale w Niemczech się ożenił i został. Po raz pierwszy decyzja o jego deportacji zapadła w 2006 r. Podczas procesu w sprawie komórki terrorystycznej „Al Tawhid” jeden ze świadków zeznał, że Sami A. w 1999 r. wyjechał do obozu talibów w Afganistanie, gdzie brał udział w szkoleniu wojskowym, a rok później został członkiem oddziału ochroniarzy bin Ladena.

Czytaj także: Matka bin Ladena opowiada o swoim synu

14 rozpraw w sprawie

Sami A. zaprzeczał i temu, że pracował dla Bin Ladena, i temu, że w ogóle kiedykolwiek był w Afganistanie – zaprzecza temu zresztą do dziś. Sąd w Düsseldorfie uznał zeznania świadka za wiarygodne. Za działalność terrorystyczną Tunezyjczyk miał zostać wydalony. Sami A. odwołał się i złożył wniosek o azyl. Do 2018 r. odbyło się 14 rozpraw. W 2017 r. sąd w Gelsenkirche postanowił ostatecznie, że Sami A. deportowany do Tunezji zostać nie może, bo grożą mu tam tortury, których Niemcy, jako państwo demokratyczne, nie uznają. Ale azylu Sami A. nie dostał. Był tylko tolerowany. Do czasu publikacji w „Bildzie”.

Czy Sami A. jest terrorystą?

Przeciw Samiemu A. przemawia wiele. Tyle że mocnych dowodów brak, a przynajmniej nie doszukano się ich w śledztwie. Prokuratura krajowa faktycznie prowadziła postępowanie, ale o wyłudzenie świadczenia socjalnego i uszkodzenie ciała, a nie terroryzm. Według ustawy o cudzoziemcach nie są to przestępstwa, które skutkują deportacją. Trwające rok śledztwo prokuratury federalnej nie przyniosło rezultatów. Medialne hasło o „ochroniarzu Bin Lagena” powstało na bazie słów znajomej Samiego A., ale nigdy nie zostało potwierdzone.

Za „realne zagrożenie” uznano go w kwietniu 2018 r. – właśnie po tekście w „Bildzie”. Sami A. może teraz stać się groźny ze względu na swoją osobistą sytuację i rozgłos w mediach – zapisują funkcjonariusze. Z jednej strony wszyscy dowiedzieli się, kim jest, z drugiej – rozpadło się jego małżeństwo, żona z dziećmi wyprowadzili się, on nie otrzymał statusu uchodźcy, a politycy zażądali jego wydalenia. Policja wzmogła kontrolę, Sami A. musiał się codziennie meldować na komisariacie. Istniało podejrzenie, że myśli o ucieczce z synem do Turcji. Samiego A. obciążył też znajomy: podobno oglądał filmy z Osamą bin Ladenem, chwalił atak terrorystyczny w Berlinie w 2016 r. i zapowiadał, że jeśli niemieckie władze postanowią go wydalić, „poleje się krew”.

Sądy czy polityka

To, co władzom i politykom wydaje się końcem sprawy, staje się początkiem nowej debaty. Już nie tylko o tym, kogo należy przyjąć, a kogo można deportować, ale o tym, co jest najważniejsze w państwie prawa: decyzje sądów czy polityka. Ricarda Brandts, prezes Wyższego Sądu Administracyjnego w Münster, oświadczyła, że deportacja Samiego A., lekceważące postanowienie sądu, jak również okłamanie przez władze tegoż sądu stanowiły „znaczące przekroczenie granic”. Państwo prawa musi działać skutecznie nawet w przypadku osób zagrażających bezpieczeństwu publicznemu, kryminalistów oraz terrorystów, zapewniając im ochronę prawną i poszanowanie praw człowieka – przekonuje Brandts. Dodaje, że w przypadku Samiego A. wygrały naciski polityczne, nie prawo.

W tym tonie wypowiada się nie tylko wielu niemieckich prawników, ale i politycy. Szef SPD w Nadrenii Lider Thomas Kutschaty zarzucił w rozmowie z rozgłośnią Deutschlandfunk władzom landu, że świadomie próbowały przechytrzyć wymiar sprawiedliwości. Nawet politycy, którzy popierali deportację Samiego A., krytykują sposób jej przeprowadzenia. Wiceprzewodniczący FDP Wolfgang Kubicki zarzucił Federalnemu Urzędowi ds. Migracji i Uchodźców (BAMF) i pośrednio jego szefowi, ministrowi spraw wewnętrznych Horstowi Seehoferowi, że do dziś nie dostarczył wymaganego przez sąd administracyjny w Gelsenkirchen pisma z gwarancją, że Sami A. nie zostanie poddany torturom w tunezyjskim więzieniu, co mogłoby zmienić wyrok sądu.

Wyraźnie zmianę nastroju pokazują słowa innego polityka, chrześcijańskiego demokraty, ministra spraw wewnętrznych Nadrenii Północnej-Westfalii Herberta Reul (CDU). Parę dni temu w wywiadzie dla dziennika „Rheinische Post” przekonywał: prawnicy powinni wiedzieć, że „ich decyzje muszą być zgodne ze społecznym poczuciem prawa”. Już w piątek wieczorem przeprosił za te słowa.

Czy Sami A. wróci do Niemiec?

Według informacji dziennika „Kölner Stadt-Anzeiger”, gdy z jednej strony trwają starania o ponowne przywiezienie Samiego A., z drugiej urzędnicy Nadrenii postarali się o wpisanie islamisty na międzynarodową listę osób objętych zakazem wjazdu na terytorium strefy Schengen. Liczą na to, że wówczas Sami A. nie zostałby wpuszczony do Niemiec, nawet gdyby władze kraju faktycznie ten powrót zorganizowały.

Inne przypadki podobnych deportacji

W Niemczech rozpoczęła się debata o sprzecznych z prawem deportacjach. Oficjalnie takich przypadków w tym roku było pięć, w 2017 – dwa. Chodzi tylko o sytuacje, gdy sąd wyraźnie zakazał wydalenia danej osoby, a mimo wszystko władze konkretnego kraju związkowego doprowadziły do deportacji: do Nigerii, Afganistanu, Kosowa, Maroka, Zimbawe, Chin i Tunezji. W pięciu przypadkach rząd federalny przewiózł deportowanych z powrotem. W dwóch pozostałych, w tym Samiego A., decyzja jeszcze nie zapadła.

Czytaj także: Czy Niemcy zamkną drzwi przed imigrantami

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama