Sara Mardini uciekła z Damaszku w 2015 r. – najpierw do Libanu, a potem do tureckiego Izmiru, skąd po opłaceniu przemytników miała przepłynąć do greckiej wyspy Lesbos. I zapewne o jej przeprawie nikt by się nie dowiedział, pewnie zatonęłaby na Morzu Śródziemnym albo miesiącami czekała na spotkanie z urzędnikami w którymś z ośrodków dla uchodźców na Lesbos, gdyby nie ostatni etap jej podróży.
Uratowały siebie i 18 innych osób
Sara opuściła Syrię wraz ze swoją 15-letnią wówczas siostrą Yusrą, obiecującą pływaczką. W Turcji wsiadły na przepełnioną łódź, której w dodatku na krótko po odbiciu od brzegu zepsuł się silnik. Wyglądało na to, że pasażerowie łodzi zatoną – z 20 osób na pokładzie tylko trzy umiały pływać: siostry Mardin i jeszcze jedna kobieta. Dziewczyny wskoczyły więc do wody i przez ponad trzy godziny holowały łódź do brzegu. „Myślałam, że to byłby wstyd, gdybym utopiła się w morzu, w końcu chciałam być pływaczką” – mówiła później Yusra.
Siostry Mardin – bohaterki i aktywistki
Sara i jej młodsza siostra Yusra zamieszkały w Niemczech. Yusra zaczęła trenować pływanie i po kilku miesiącach – w 2016 r. – wystąpiła na Igrzyskach Olimpijskich w Brazylii jako reprezentantka 43-osobowej drużyny uchodźców. Została też ambasadorką uchodźców, która jeździ po całym świecie i opowiada o ich losie, spotyka się z przywódcami i wygłasza przemówienia, np. na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos. Sara dostała stypendium w Bard College w Berlinie i krążyła między stolicą Niemiec a Grecją, gdzie współpracowała jako wolontariuszka we wspomagającej uchodźców, którzy tak jak ona wcześniej trafiali na Lesbos, organizacji Emergency Response Centre International (ERCI).
Czytaj także: Uchodźcy, czyli dwie Europy
Przemytniczka, szpieg, członkini mafii
Aresztowano ją pod koniec sierpnia i zgodnie z greckim prawem w areszcie może spędzić nawet 18 miesięcy. Oskarża się ją o zorganizowany przemyt ludzi, szpiegostwo i członkostwo w organizacji przestępczej. To najpoważniejsze zarzuty, przed jakimi do tej pory stanął jakikolwiek pracownik organizacji pomocowej. Razem z nią aresztowano też dyrektora terenowego ERCI Nassosa Karakitsosa oraz 24-letniego Seana Bindera, niemieckiego wolontariusza mieszkającego na co dzień w Irlandii. Żadna z zatrzymanych osób nie przyznaje się do winy. Grecki prawnik zajmujący się sprawą Sary Haris Petsalnikos mówi, że w czasie, kiedy miały miejsce rzekome przestępstwa, Sary nie było nawet w Grecji.
Czytaj także: Wakacje z uchodźcami na wyspie Kos
Próba odstraszenia organizacji pomocowych od pracy na rzecz uchodźców?
Petsalnikos uważa też, że tego typu oskarżenia mają na celu kryminalizację działań humanitarnych i odstraszenia innych, którzy chcieliby pomagać uchodźcom. A Jonathan Cooper, londyński prawnik zajmujący się prawami człowieka, przyznaje Petsalnikosowi rację, ale idzie jeszcze dalej, twierdząc, że „to kolejny przykład zamknięcia społeczeństwa obywatelskiego przez państwo”. Według Coopera greckie władze wykorzystują przypadek Sary Mardini, żeby pokazać, że jeśli ktoś zgłasza się na ochotnika do pracy z uchodźcami, to robi to na własne ryzyko. Nieco ponad dwa miesiące temu, kiedy węgierski rząd przyjął nowelizację kodeksu karnego wprowadzającą karanie osób, które „wspomagają bezprawną imigrację”, też można było uznać, że chodzi m.in. o wzbudzenie strachu wśród aktywistów i w środowiskach organizacji pozarządowych.
Czytaj więcej: Jak to się stało, że w Grecji utknęły tysiące syryjskich uchodźców
Przemysł pomocowy w Grecji
Oczywiście jest też druga strona medalu. Wśród organizacji, które pomagają uchodźcom, zdarzają się i takie, które wykorzystują sytuację i np. współpracują z handlarzami ludźmi. Na Lesbos, które od 2015 r. jest w samym centrum kryzysu imigracyjnego, nadal działa ponad 7 tys. wolontariuszy i ponad setka pozarządowych organizacji pomocowych. I choć w 2016 r. po podpisaniu umowy z Turcją liczba imigrantów przybywających do Grecji zmalała, to lokalni urzędnicy i tak mówią o „przemyśle pomocowym”. Coraz częściej podkreślają, że kiedy wybuchł kryzys, państwo było kompletnie nieprzygotowane, ale teraz jest lepiej i dziś nie potrzeba na miejscu tylu organizacji.
Czytaj więcej: Alarmujące dane: Dzieci-uchodźcy są bite i wykorzystywane w drodze do Europy
Bohaterki z historią, ale wciąż bez happy endu
Na podstawie historii obu sióstr Mardini brytyjski reżyser Stephen Daldry, twórca słynnego „Billy’ego Elliota”, zaczął dwa lata temu kręcić film. Wstępnie mówiono, że będzie można go zobaczyć pod koniec tego roku albo na początku przyszłego. Teraz jednak wszystko może się zmienić. Może ostatnie wydarzenia sprawią, że scenariusz trzeba będzie przebudować, dopisać kolejne sceny i wyjaśnić, co właściwie stało się z Sarą, dlaczego została aresztowana i czy ktoś nie wykorzystał jej naiwności i chęci pomocy innym.