Autonomiczny parlament Katalonii uchwalił rezolucję potępiającą króla Hiszpanii Filipa VI i domagającą się likwidacji monarchii jako ustrojowego i antydemokratycznego przeżytku. Króla za to, że w zeszłym roku nie zachował neutralności, gdy w wystąpieniu do narodu zaatakował katalońskie referendum niepodległościowe (wygrane przez zwolenników separacji), a przemilczał brutalne interwencje policji usiłującej przeszkodzić jego przeprowadzeniu.
Katalończycy za obaleniem monarchii
Rezolucja została przyjęta większością głosów (69 na 120) ugrupowań niepodległościowych, przeciwko były katalońskie frakcje krajowych partii politycznych, w tym rządzących dziś socjalistów. Premier Hiszpanii Pedro Sánchez zaprotestował przeciwko uchwale jako „całkowicie nieakceptowalnej politycznie”. Zagroził konsekwencjami prawnymi za nadużywanie instytucji katalońskiej samorządności.
Kataloński parlament próbował już we wtorek 9 października przyjąć antymonarchistyczną rezolucję. Wtedy wnioskodawcom się to nie udało, głosowanie dało remis. Dwa dni później poszło lepiej. Wniosek lewicowej koalicji Catalunya en comu-Podem (CatECP) poparły dwa kluby niepodległościowe, wspierające obecne władze autonomii katalońskiej. Ta sama koalicja CatECP zgłosiła też projekt rezolucji potępiającej ideologię frankistowską.
Czytaj także: Katalonia chce kolejnego referendum w sprawie niepodległości
Skrajna prawica za jednością Hiszpanii
Dzień później, 12 października, przypadło hiszpańskie święto państwowe Dia de la Hispanidad. Władze katalońskie je zignorowały, za to na ulicach Barcelony świętowali je zwolennicy zachowania jedności państwowej. Komentatorzy zwrócili uwagę, że na czele wielotysięcznego pochodu unionistów szli przedstawiciele nacjonalistycznej skrajnej prawicy, co jakby nie przeszkadzało liderom prawicowej Partii Ludowej i umiarkowanej Partii Obywatelskiej.
Mogło to bulwersować, bo skrajna prawica chce się wypromować politycznie na haśle zniesienia gwarantowanych w konstytucji zasad autonomii regionalnej. Korzystają z nich nie tylko Katalończycy, ale też Baskowie. Prawica hiszpańska zarzuca niepodległościowcom katalońskim łamanie konstytucji, ale w czasie manifestacji w Barcelonie wystąpiła wspólnie z działaczami, którzy chcą zlikwidować konstytucyjny fundament obecnego ustroju politycznego Hiszpanii.
Kryzys kataloński jeszcze się zaognił
Podczas manifestacji unionistów nie przebierano w słowach. Mówcy życzyli sobie, aby przywódcy niepodległościowi zgnili w więzieniach (część do dziś siedzi bez przedstawienia szczegółowych zarzutów), i żeby skończyć z „żółtą plagą” w Barcelonie, czyli ukrócić kampanię na rzecz uwolnienia więźniów politycznych, której symbolem są żółte kokardy. Uczestnicy manifestacji zachowywali się agresywnie wobec mediów katalońskich i zagranicznych.
Manifestacja miała być pokazem siły i jedności nacjonalizmu hiszpańskiego, ale w rzeczywistości wymierzona była głównie w socjalistyczny rząd Sáncheza, który nie wysłał do Barcelony swych przedstawicieli, a próbuje rozładować kryzys kataloński środkami politycznymi. Rezolucja antymonarchistyczna raczej mu w tym dążeniu nie pomoże.