Świat

Wpadka z mailami Ivanki Trump. Brzmi znajomo?

Ivanka Trump Ivanka Trump U.S. Department of State, United States / Wikipedia
Ivanka Trump, córka prezydenta i jego oficjalna doradczyni, wbrew przepisom i rządowym regułom etycznym korzystała z prywatnego rachunku mailowego do swej elektronicznej korespondencji w Białym Domu.

Przepisy w USA nakazują, by korespondencję prowadzono służbowymi kanałami komunikacji. Ma to zagwarantować, że jej zapis będzie potem dostępny do publicznego wglądu, a sama korespondencja – lepiej zabezpieczona przed atakami hakerów łakomych na tajemnice państwowe.

Ivanka Trump wysłała kilkaset maili w 2017 r. ze swego prywatnego serwera, współdzielonego z mężem Jaredem Kushnerem – też zresztą doradcą Trumpa – z czego przeważająca większość dotyczyła podobno spraw rodzinnych i logistyki spotkań towarzyskich, ale około setki kierowanych było do członków gabinetu i innych bliskich współpracowników prezydenta.

Czytaj także: Czy Ivanka Trump i Jared Kushner pracują w Białym Domu za darmo?

Jak Trump oskarżał Clinton

Czy czegoś nam to nie przypomina? Głównym argumentem Trumpa w jego kampanii prezydenckiej w 2016 r. było oskarżenie Hillary Clinton, że jako sekretarz stanu korzystała z prywatnego serwera do służbowej korespondencji w swym departamencie. „Oszustka Hillary” – powtarzał w tweetach i na wiecach, a tłum jego fanów skandował: „Zamknąć ją!”.

Jako prezydent Trump bezustannie atakuje FBI za to, że jakoby biuro nie zajęło się rzetelnie mailami Clinton, chociaż jego dyrektor James Comey (zwolniony w 2017 r.) 11 dni przed wyborami informował o wznowieniu śledztwa w tej sprawie, czym prawdopodobnie przechylił szalę na korzyść republikańskiego kandydata. Teraz będzie z pewnością nowe dochodzenie, tyle że w Kongresie i w sprawie maili Ivanki, ponieważ po odzyskaniu większości w Izbie Reprezentantów demokraci ostrzą już sobie zęby, by dobrać się do skóry prezydenta i jego familii.

Tysiące maili Clinton

Gwoli sprawiedliwości trzeba przyznać, że przypadek Clinton jest nieco poważniejszy. Pani Hillary w ogóle nie używała służbowego serwera w Departamencie Stanu i przez cały okres kierowania amerykańską dyplomacją (2009–13) wysłała ze swego prywatnego rachunku nie setki, lecz tysiące maili.

Były wśród nich – wbrew jej początkowym, kłamliwym zapewnieniom – i takie, które zawierały poufne lub tajne informacje, więc gdyby wpadły one w ręce nieprzyjaciół Ameryki, ucierpieć mogło bezpieczeństwo państwa. Co więcej, przy pomocy swych adwokatów Clinton wykasowała część maili, uniemożliwiając ich kontrolę, czego Ivanka, o ile wierzyć jej prawnikom, nie zrobiła.

Ivanka jak Hillary?

Zachowanie byłej kandydatki demokratów na prezydenta i córki Trumpa jest jednak podobne. Ivanka okazała tę samą nonszalancję wobec reguł prawa, tak jakby jej nie dotyczyło. Tłumaczy się, że przychodząc do pracy w Białym Domu, nie znała przepisów o komunikacji elektronicznej, co brzmi śmiesznie, bo sam jej tata wciąż przypomina co jakiś czas Amerykanom, za co mają nie znosić Hillary Clinton.

Ivanka nie przestrzegała reguł nie z głupoty, lecz w najlepszym razie z niedbalstwa albo z arogancji osoby wyniesionej nagle na wyżyny władzy supermocarstwa. W córce Trumpa, pięknej, inteligentnej, z gromadzącym się doświadczeniem politycznym i sukcesami w biznesie, niektórzy republikanie widzą nawet przyszłą kandydatkę na prezydenta. Sprawa maili obniża jej notowania i gdyby rzeczywiście do kandydowania doszło, jej oponenci nie pozwolą o tym zapomnieć.

Czytaj także: Czy Trump będzie musiał odejść jak Nixon?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama