Świat

Macron a jego poprzednicy. We Francji ulica rządzi od dawna

Emmanuel Macron głęboko zrewolucjonizował francuską scenę polityczną. Emmanuel Macron głęboko zrewolucjonizował francuską scenę polityczną. Shealah Craighead, The White House / Flickr CC by 2.0
Wszyscy poprzednicy prezydenta Emmanuela Macrona głosili hasła zmian, z których przez uliczne protesty niewiele wynikło.

Protesty żółtych kamizelek przetaczające się przez Paryż i inne miasta wyglądają spektakularnie. Demonstracje to stały aspekt życia we Francji. Nadzwyczajny polityczny status ulica ma przynajmniej od czasów rewolucji francuskiej. Od ustanowienia Piątej Republiki w 1958 r., która przyznała prezydentowi ogromne kompetencje, a osłabiła parlament, ulica jest w istocie nieformalnym elementem równowagi sił. Nie można jej ignorować. Przypomnijmy: w wyniku protestów 1968 i przegranego referendum Charles de Gaulle ustąpił ze stanowiska.

W ciągu ostatnich 20 lat we Francji nie udało się przepchnąć właściwie żadnych poważnych strukturalnych reform, chyba że nie dostrzegła ich ulica. Mało kto pamięta, że niemal wszyscy poprzednicy Emmanuela Macrona głosili hasła zmian, z których przez protesty niewiele wynikło.

Czytaj więcej: Bunt ludu we Francji

Protesty z czasów Jacques′a Chiraca

W maju 1995 r. prezydentem został Jacques Chirac, już w kampanii krytykujący rozdęcie wydatków rządowych i zapowiadający głębokie reformy, m.in. zmniejszenie deficytu z 5 do 3 proc. (warunek przyjęcia euro). Program reform okazał się na tyle atrakcyjny, że Chirac zdecydowanie wygrał wybory. Premierem w swoim rządzie mianował znanego z wolnorynkowych poglądów Alaina Juppé.

Juppé zapowiedział zamrożenie płac w sektorze publicznym i reformę wieku emerytalnego. W październiku i listopadzie 1995 r. kraj ogarnęły masowe protesty na skalę nieznaną od 1968 r. Stały pociągi, metro w Paryżu, autostrady były zablokowane, a kraj – sparaliżowany. W grudniu 1995 r. premier odwołał wszystkie cięcia, ale i tak był najmniej popularnym politykiem w kraju.

Nicolas Sarkozy i jego radykalna zmiana

12 lat później rządził Nicolas Sarkozy. Wygrał wybory w 2007 r., obiecując zmianę na tyle głęboką, żeby odróżnić się od Chiraca, mimo że łączyła ich ta sama partia. Sloganem kampanii Sarkozy′ego było „La rupture” – radykalna zmiana, zerwanie z przeszłością. Zanosiło się wręcz na powstanie Szóstej Republiki.

Zapału do zmian wystarczyło tylko do protestu taksówkarzy. Każdy, kto odwiedził Paryż, wie, że taksówek jest za mało, przejazdy są drogie, a kierowcy aroganccy. Licencja kosztuje 240 tys. euro, więc zawód nie jest dostępny dla wszystkich. Rządzą korporacje, które monopolizują rynek i dyktują warunki.

Wkrótce po zaprzysiężeniu Sarkozy zapowiedział program reform, obejmujący m.in. otwarcie rynku taksówkarskiego. Korporacje w odpowiedzi zablokowały Paryż. Sarkozy oczywiście się wycofał. Ostatecznie spełnił tylko jedną obietnicę: przegonił bezdomnych Romów z ulic stolicy.

François Hollande uderza w najbogatszych

W 2012 r. prezydentem został socjalista François Hollande. Jego populistyczne postulaty podobały się ulicy. Tyle że zapowiedział 75-proc. podatek dochodowy dla najbogatszych. Zyski dla budżetu byłyby raczej znikome, za to z kraju wyjechali milionerzy, m.in. do Szwajcarii, Belgii albo – jak Gérard Depardieu – do Rosji.

Za czasów prezydentury Hollande′a gospodarka stała, a stopa bezrobocia była relatywnie wysoka. W 2016 r. prezydent zainicjował reformę rynku pracy zakładającą większą elastyczność, w tym opcję zatrudnienia na pół etatu. Oczywiście wybuchły protesty. A dziś Hollande jest znany głównie z tego, że przemykał się do kochanki na skuterze.

Emmanuel Macron też cofa się przed ulicą

Emmanuel Macron głęboko zrewolucjonizował scenę polityczną. Założył ugrupowanie En Marche!, które rozbiło dychotomię między republikanami i socjalistami. Francuzi zagłosowali na jego liberalny program. Wydawało się, że kraj wreszcie jest gotowy na reformy.

Cóż, najwyraźniej nie jest. Podobnie jak poprzednicy Macron cofa się przed ulicą. Odwołał już podwyżki paliw, które wywołały protesty. Płacę minimalną podniesiono o 100 euro, zwolniono z podatku emerytury poniżej 2 tys. euro. Macron spełnia wszystkie postulaty, ale nawet najhojniejszy prezydent nie zdoła podnieść standardu życia ani zapewnić lepszych zarobków.

Co dalej z Francją?

Rozczarowanie Macronem i ewidentna przegrana w walce z ulicą stwarza szczególnie niebezpieczną sytuację dla sił demokratycznych. Macron doszedł do władzy, osłabiając centroprawicę i centrolewicę. Dziś jego głównym przeciwnikiem jest skrajnie nacjonalistyczny Front Narodowy Marine Le Pen, która przegrała w kwietniu 2017 r. w drugiej turze.

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Front Narodowy wygra wybory do Parlamentu Europejskiego w 2019 r. Dziś nie da się już wykluczyć, że kandydat FN może kiedyś zostać prezydentem Francji. Jeśli tak się stanie, to tradycyjnie możemy się spodziewać protestów. I będą jeszcze gwałtowniejsze.

Czytaj także: Rosjanie zamieszani w protest żółtych kamizelek?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama