Dziwnymi meandrami płynie nurt polityki USA na szeroko rozumianym Bliskim Wschodzie. Z początku wszystko zdawało się proste – Donald Trump zasadniczo zmienił kurs realizowany przez Baracka Obamę: zamiast dogadywać się z Iranem, zerwał zawarte przez swego poprzednika nuklearne porozumienie z tym krajem, przywrócił sankcje i zaczął montować front państw arabskich przeciw reżimowi ajatollahów.
W grudniu jednak ogłosił wycofanie wojsk amerykańskich z Syrii, które w końcu nastąpi mimo uspokajających oświadczeń sekretarza stanu Mike′a Pompeo i doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona, że wojska nie wrócą do kraju od razu. Militarny odwrót USA z Syrii jest przesądzony, bo to krok popierany przez większość Amerykanów, w tym nawet część ekspertów związanych z Partią Demokratyczną. A z ewakuacji wojsk amerykańskich cieszy się Iran. Ułatwi mu to przerzucanie jego milicji i terrorystów do Libanu i innych krajów Bliskiego Wschodu, jak Jemen i Irak, gdzie Teheran dąży do umocnienia swych wpływów w oparciu o miejscowych szyitów. Militarna obecność USA w rejonach konfliktów zbrojnych zawsze stanowiła dźwignię pomagającą w osiąganiu celów politycznych. Wycofywanie wojsk stwarza próżnię, którą z satysfakcją wypełnia Rosja.
Czytaj także: Odwrót z Syrii? Powoli albo wcale
Jak Trump chce walczyć z Iranem
Wycofując wojska, Ameryka usiłuje wciągnąć kraje arabskie do walki z wpływami Iranu. Służyła temu najnowsza podróż Pompeo do regionu. W przemówieniu w Kairze szef amerykańskiej dyplomacji nazwał reżim w Teheranie „największym zagrożeniem na Bliskim Wschodzie”. Waszyngton Trumpa dąży do stworzenia antyirańskiej koalicji państw arabskich do walki z milicją islamskiej republiki. Jeżeli jednak prezydentowi marzy się „arabskie NATO”, to – jak podkreślają eksperci – nic takiego raczej nie powstanie. Tylko Arabia Saudyjska i inne państwa w sąsiedztwie Iranu, jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, czują się przez niego bezpośrednio zagrożone; pozostałe arabskie kraje sunnickiego islamu już nie tak bardzo, a poza tym nie mają ochoty na wojnę. Przykład zbrojnej interwencji Saudyjczyków w Jemenie, gdzie już prawie cztery lata nie są oni w stanie, razem z siłami rządowymi, pokonać szyickiej rebelii, nie jest zachęcający.
Być może z powodu mizernych najwyraźniej efektów podróży Pompeo usłyszeliśmy nieoficjalnie, że Bolton poprosił Pentagon o nakreślenie planów ewentualnego ataku USA na Iran. Czyżby chodziło o postraszenie Teheranu? Trudno sobie wyobrazić, by Waszyngton zdecydował się na wojnę, która niezależnie od kosztów politycznych i militarnych mogłaby dodatkowo wywołać kryzys światowej gospodarki.
Z nieprzejednanie twardego kursu Trumpa wobec Iranu zadowolony jest tylko Izrael. A ponieważ opcja siłowa wydaje się poza dyskusją, pozostają sankcje – w celu ekonomicznej izolacji Iranu i sprowadzenia jego eksportu ropy naftowej do zera. Ale tu także idzie Trumpowi jak po grudzie. Kraje Unii Europejskiej nie uznają zerwania układu nuklearnego i nie chcą przyłączyć się do sankcji, a jeśli nacisk na Teheran nie będzie jednolity, reżim jakoś sobie poradzi.
Czytaj także: Sankcje wobec Iranu uderzają w europejski biznes
Konferencja w Warszawie w sprawie Bliskiego Wschodu
Zapowiedziana na luty w Warszawie międzynarodowa konferencja ma w zamyśle USA zmobilizować europejskich sojuszników do wspólnego frontu przeciw Iranowi. Dla Polski nie jest to wygodna sytuacja, bo oficjalnie popieramy stanowisko UE w sprawie sankcji i w odróżnieniu od USA mamy z Iranem normalne stosunki dyplomatyczne i rozliczne interesy. Okoliczności ogłoszenia konferencji – ustami Pompeo, zanim rząd RP zdążył o niej poinformować polską opinię – także potwierdzają, że Waszyngton nie traktuje nas najlepiej.
Iran zareagował ostro, wypominając Polsce niewdzięczność za pomoc uchodźcom z ZSRR w czasie II wojny światowej. Zgodę na konferencję można jednak zrozumieć, skoro wybrało się już rolę kraju polegającego na dwóch filarach przynależności do wspólnoty Zachodu, z których jeden – Ameryka – jest ważniejszym gwarantem bezpieczeństwa.
Czytaj także: Izrael i USA zaczynają ofensywę przeciw Teheranowi. Będzie z tego wojna?