Świat

Proces Donalda Trumpa na finiszu. Jaka jest szansa, że trafi do celi?

Donald Trump Donald Trump Shealah Craighead / Trump White House Archived / Flickr
W razie orzeczenia „winny” Donaldowi Trumpowi grozi do 20 lat więzienia. Od wyroku obrona oczywiście się odwoła. Proces w Nowym Jorku nie jest jedyną sprawą karną wytoczoną byłemu prezydentowi, ale jako jedyny zakończy się przed wyborami.

Przed sądem stanowym w Nowym Jorku dobiega końca proces Donalda Trumpa, oskarżonego o sfałszowanie dokumentów biznesowych w celu ukrycia wypłaty 130 tys. dol. dla aktorki filmów porno Stormy Daniels, aby nie ujawniała, na kilka tygodni przed wyborami w 2016 r., że miała z nim seks. We wtorek obie strony – adwokat byłego prezydenta i prokurator – wygłaszają mowy końcowe. W środę sędzia poinstruuje przysięgłych, jak powinni interpretować prawo, aby wydać werdykt. Może to nastąpić jeszcze w tym tygodniu.

Czytaj też: Twardziel Joe i oskarżony Donald

Stormy Daniels. Pieniądze za milczenie

Trump jest pierwszym w historii byłym prezydentem USA i pierwszym kandydatem jednej z dwóch głównych partii do Białego Domu, któremu postawiono kryminalne zarzuty. „Okup za milczenie” dla Daniels wypłacił najpierw jego osobisty adwokat Michael Cohen, któremu Trump zwrócił potem pieniądze z budżetu swojej korporacji nieruchomościowej, zaksięgowane jako „wydatki prawne”. Ukrycie faktu, że jako żonaty miał seks z aktorką porno (w 2006 r.), uratowało Trumpa przed wizerunkową kompromitacją na krótko przed wyborami i według oskarżenia ułatwiło ich wygranie.

Sprawa jest skomplikowana, bo samo fałszerstwo dokumentów biznesowych nie jest w Nowym Jorku przestępstwem, a tylko wykroczeniem. Ale według oskarżenia sfałszowano je w celu ukrycia przestępstwa albo nawet szeregu przestępstw. Prokurator Alvin Bragg wymienił tu złamanie praw dotyczących kampanii wyborczych – wspomniane 130 tys. dol. były jego zdaniem swoistą donacją na kampanię, w dodatku w celu ukrycia prawdy z życiorysu Trumpa, a jako donacja powinny być tak właśnie zaksięgowane. Poza tym znacznie przekroczyły limit indywidualnej wpłaty 2 tys. dol. na kampanię kandydata.

Trump zaprzecza, jakoby spotkał się kiedykolwiek ze Stormy Daniels. Przez cały czas trwania rozprawy – na której odpowiada z wolnej stopy – niemal codziennie stwierdzał, że proces to „polowanie na czarownice” w celu pogrążenia go przed wyborami. Kilka dni temu oskarżycieli nazwał „szumowinami”. Przed budynkiem sądu w Nowym Jorku czołowi politycy Partii Republikańskiej wygłaszali przemówienia oskarżające nowojorskich prokuratorów, że są narzędziem w rękach administracji Joe Bidena. Według adwokatów były prezydent nie popełnił żadnego przestępstwa.

Czytaj też: Przywitał ją w jedwabnej piżamie. Stormy Daniels o Donaldzie Trumpie

Nie chciał narażać żony na stres

W ciągu około sześciu tygodni na sali sądowej wystąpiło 20 świadków oskarżenia, wśród nich Stormy Daniels i świadek koronny Michael Cohen. Aktorka opisała z pikantnymi szczegółami spotkanie z Trumpem w hotelu 18 lat temu, zaznaczając m.in., że nie używał prezerwatywy. Cohen relacjonował z detalami, jak odbywały się wypłaty. Prokuratorzy przedstawili dowody rzeczowe – wyciągi z dokumentów Trump Organization i podpisane przez Trumpa czeki dla adwokata.

Adwokaci starali się m.in. podważyć wiarygodność byłego osobistego adwokata Trumpa. Przypomnieli, że wielokrotnie okłamywał władze, zeznając pod przysięgą, ukradł Trumpowi kilkadziesiąt tysięcy dolarów i oszukiwał w rozliczeniach podatkowych. W 2018 r. stracił licencję prawnika, został postawiony przed sądem i skazany na trzy lata więzienia za oszustwa i krzywoprzysięstwo. Prokuratorzy ripostowali, apelując do ławy przysięgłych, że nawet jeśli zeznania Cohena budzą ich wątpliwości, mogą wydać werdykt w oparciu o całokształt sprawy, bo to, co mówi, potwierdzają inne dowody.

Inna linia obrony zmierzała do przekonania ławników, że Trump, zlecając „okup za milczenie”, miał na względzie tylko małżeństwo z Melanią i nie chciał jej narażać na bolesny stres. Prokuratorzy twierdzili, że były prezydent nie przejmował się zanadto reakcją żony, przyzwyczajonej do jego rozlicznych zdrad. Adwokaci próbowali wreszcie dowodzić, że Trump mógł nawet dokładnie nie wiedzieć, czemu służą wielotysięczne wypłaty Cohena – a dla skazania oskarżonego niezbędne jest wykazanie, że popełnił przestępstwo świadomie.

Czytaj też: Skandal z końską twarzą, czyli kobiety kontra Trump. Pogrążą go przed sądem i przy urnach?

Jaka jest szansa, że Trump trafi do celi?

Eksperci ostrzegają, że wyrok „winny” stoi pod znakiem zapytania. W amerykańskich sądach obowiązuje zbadanie wszelkich okoliczności przemawiających na korzyść oskarżonego i ewentualne uznanie go winnym „ponad wszelką uzasadnioną wątpliwość”. 12-osobowy sąd przysięgłych musi wydać werdykt jednomyślnie, więc wystarczy sprzeciw jednego ławnika, żeby proces zakończył się wynikiem nierozstrzygniętym (tzw. hung jury).

W razie orzeczenia „winny” Trumpowi grozi do 20 lat więzienia, przy czym kara ogłaszana jest oddzielnie, kilka tygodni lub nawet miesięcy później. Od wyroku obrona oczywiście odwoła się do sądu apelacyjnego, co oznacza, że perspektywa znalezienia się byłego prezydenta w celi jest raczej bliska zeru.

Proces w Nowym Jorku nie jest jedyną sprawą karną wytoczoną Trumpowi. Przed sądem federalnym w Waszyngtonie były prezydent jest oskarżony o spisek w celu nieoddania władzy mimo przegranych w 2020 r. wyborów. Sąd stanowy w Georgii oskarżył go o próbę sfałszowania wyborów w tym stanie, a sąd federalny na Florydzie – o bezprawne zabranie z Białego Domu, po odejściu z urzędu w 2021 r., tajnych dokumentów państwowych i przechowywanie ich w prywatnej rezydencji Mar-a-Lago. Procesy we wszystkich tych trzech sprawach jeszcze się nie rozpoczęły i niemal na pewno nie zakończą przed wyborami. Rozprawa w Nowym Jorku jest jedyną, która znajdzie finał wcześniej. Jeżeli Trump wygra w listopadzie, pozostałe zostaną najpewniej umorzone.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dzieci najczęściej umierają w nocy, boją się naszego lęku. „Płaczę, gdy wracam z dyżuru do domu”

Rozmowa z dr Katarzyną Żak-Jasińską, pediatrą zajmującą się opieką paliatywną, o przeżywaniu ostatnich chwil z dziećmi i szukaniu drogi powrotu do życia po ich stracie.

Paweł Walewski
22.04.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną