Pierwsza próba usunięcia bardzo niepopularnego prezydenta miała miejsce w ubiegłą sobotę, 7 grudnia – jednak nie zebrano kworum, by głosowanie uznać za ważne w świetle koreańskiej konstytucji. Niemal wszyscy (poza jednym) deputowani rządzącej prawicowej Partii Władzy Ludowej (PPP) opuścili wówczas salę obrad i nie zgromadzono wystarczającej liczby osób uprawnionych do oddania głosu. Yoon Suk Yeol, który wówczas uratował stanowisko, przeprosił za wprowadzenie stanu wojennego na zaledwie kilka godzin, ale ponownie podkreślił, że kraj znajduje się na celowniku obcych agentów wpływu – choć nie sprecyzował, co i kogo ma dokładnie na myśli.
Trzeci impeachment w Korei Płd.
Tydzień później przestał jednak być prezydentem. 14 grudnia rano polskiego czasu został oficjalnie usunięty ze stanowiska. To już trzeci impeachment w Korei Południowej od wprowadzenia tam demokratycznych wyborów prezydenckich w 1987 r. Odchodzący prezydent zapowiada wprawdzie dalszą walkę poprzez odwołanie do Trybunału Konstytucyjnego, ale eksperci wskazują, że ma małe szanse na zwycięstwo. Nie jest ono jednak niemożliwe, bo anulowanie impeachmentu przez sędziów konstytucyjnych już raz się w Korei Południowej zdarzyło. W 2004 r. tej procedurze został poddany Roh Moo-hyun, ale Trybunał cofnął decyzję członków parlamentu.
Yoon Suk Yeol był jednak prezydentem nie tylko kontrowersyjnym, ale przede wszystkim cieszącym się bardzo niskim poparciem społecznym. Stanowisko objął w 2022 r., wygrywając, jak przypomina dzisiaj „New York Times”, najmniejszą przewagą głosów w historii koreańskich elekcji.