Przez lata wielbiciele kina uważnie przyglądali się jesiennym premierom, wypatrując dzieł, które mają największe szanse na Oscary. Choć sezon nagród jeszcze się oficjalnie nie rozpoczął, a do ogłoszenia nominacji zostały ponad dwa miesiące, to już pojawiają się pierwsze przewidywania, które obrazy mogłyby zawalczyć o statuetki. Niemal na wszystkich listach jest „Król” („The King”) – film o Henryku V, który 1 listopada zadebiutował na Netflixie.
Psychologiczny dramat w historycznych dekoracjach
„Król” czerpie zrąb fabuły ze sztuk Szekspira poświęconych Henrykowi IV (gdzie pojawia się krnąbrny Hal) i Henrykowi V. Scenarzyści nieco zmienili bieg wydarzeń, ale zachowali główną oś dramatyczną i część bohaterów. Falstaffa w oryginale odprawia książę, który został królem, a tu wraca do łask i staje na polu bitwy pod Azincourt. Katarzyna, księżniczka francuska, nie jest już tylko płochym, flirtującym dziewczęciem, ale wyrasta na niezależną postać, która nie gorzej od mężczyzn rozumie mechanizmy polityki i władzy. Poza tym film skupia się na głównych wątkach książkowych: na konflikcie Anglii i Francji i na triumfach Henryka w kampanii 1415 r.
Mimo zmian unosi się tu duch Szekspira. To istotne, bo pozwala traktować realia bardzo umownie. Choć produkcja jest utrzymana w realistycznej konwencji, to twórcy nie szukają nieznanych faktów. Film jest raczej ciekawym przetworzeniem znanego materiału niż próbą dotarcia do „prawdziwej historii” Henryka.