To miał być „triumf” polskiego kina. „365 dni” – film nieudolnie erotyczny, zmiażdżony przez krytyków po obu stronach oceanu – z sześcioma nominacjami były Malinowym faworytem. Niestety (na szczęście?) skończyło się tylko na nagrodzie za najgorszy scenariusz, adaptację powieści Blanki Lipińskiej. Najwięcej antynagród zdobył (mimo wszystko dość nieoczekiwanie) dramat „Music”, musical o losach byłej dilerki narkotyków, która opiekuje się autystyczną siostrą. Film otrzymał statuetki za najgorszą reżyserię (za kamerą debiutowała piosenkarka Sia) oraz dla aktorek: Kate Hudson za rolę główną i Maddie Ziegler za drugoplanową.
Czytaj też: „365 dni”. Hitowy erotyk z Polski
Rudy Giuliani i jego suwak
Po dwie Złote Maliny zdobyły „Absolut Proof” i „Kolejny film o Boracie”. „Absolut Proof”, dokument zrealizowany przez zagorzałego protrumpowca Mike’a Lindella, miał dowodzić, że wybory prezydenckie w USA w 2020 r. były sfałszowane, a zwycięstwo Bidena to efekt współpracy firm dostarczających maszyny do liczenia głosów oraz zagranicznych sił sprzeciwiających się polityce Trumpa. Film – odwołujący się do popularnych teorii spiskowych – został wyemitowany na skrajnie prawicowym kanale One America News Network tylko dlatego, że Lindell, który dorobił się fortuny na sprzedaży poduszek, wykupił trzy godziny czasu antenowego. Cóż, przynajmniej pod kątem Złotych Malin się opłacało: „Absolute Proof” został uznany za najgorszy film roku, a Lindella obwołano najgorszym aktorem.