Film „Barbie” zyskał status kultowego na długo przed premierą. Odpowiada za to oczywiście nie tylko agresywna kampania reklamowa, kulturowy status samej słynnej lalki, ale także charyzma wcielającej się w nią Margot Robbie i „kenergia” stojącego w jej cieniu Ryana Goslinga – oraz ciekawość, jak za temat plastikowego różu weźmie się reżyserka feministka Greta Gerwig.
W serwisie Letterboxd.com Gerwig opublikowała listę 33 filmów, które zainspirowały ją przy tworzeniu „Barbie”. Można znaleźć na niej „Czarnoksiężnika z krainy Oz” czy „Truman Show”, które sugerowały tematykę filmu, ale także dzieła ustawiające „vibesy” poszczególnych scen, takie jak „Grease” czy „Parasolki z Cherbourga”.
Barbie znana i nieznana
Film Gerwig musi się zmierzyć z faktem, że chociaż lalka Barbie jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych ikon popkultury, to przeciętny odbiorca ma o niej pojęcie wyniesione raczej z drugiej ręki – memów krążących w sieci, seriali takich jak „Simpsonowie” i okazjonalnych wizyt przy półkach sklepów z zabawkami. Do końca lipca 2023 r. można poznać mniej znane oblicza lalki na wystawie w Poznaniu, ale warto się też przyjrzeć animowanym wcieleniom Barbie.
Historia animowanych komputerowo filmów z Barbie jako aktorką zaczyna się w 2001 r. filmem „Barbie w Dziadku do orzechów”. Dziś filmy z tego okresu nie robią najlepszego wrażenia, jeśli chodzi o jakość animacji – chociaż samej Barbie nie przeszkadza „plastikowy” wygląd, to już dekoracje i tła pozostawiają wiele dla wyobraźni. W latach zerowych co roku wychodził co najmniej jeden film, zwykle o baśniowej tematyce, sięgającej albo po klasykę („Calineczka”, „Trzy muszkieterki”), albo zabierającej do magicznych krain wróżek, syrenek i jednorożców. Wyjątkiem były obyczajowe „Pamiętniki Barbie” z 2006 r., w których Barbie zagrała zbuntowaną nastolatkę.
Kolejne filmy były coraz lepiej animowane i coraz częściej sięgały po fabuły umieszczone we współczesnych czasach, chociaż daleko było im do realizmu, przypominały raczej narracje znane z aktorskich młodzieżowych filmów i seriali Disneya. Barbie wcielała się w rozczarowane pałacowym życiem księżniczki i zbuntowane gwiazdy rocka; jej młodsze siostry zaś bawiły się ze zwierzętami – kucykami i pieskami.
Czytaj też: Po co Disney przerabia na filmy swoje animacje sprzed lat
Przygody Barbie
O ile we wcześniejszych filmach Barbie była aktorką wcielającą się w różne postacie, o tyle od 2015 r. zaczęła występować jako ona sama. To właśnie filmy z tego okresu najlepiej pokazują, kim dziś jest Barbie – młodą kobietą, której niestraszna jest żadna przygoda. Potrafi przyjąć rolę tajnej agentki albo wyruszyć na poszukiwania kosmicznej tajemnicy. „Barbie Starlight Adventure” z 2016 r. był nie tylko okazją, żeby wprowadzić na rynek lalki na deskorolce, ale żeby opowiedzieć historię zupełnie różną od tego, co pokazywano w „Gwiezdnych wojnach” czy „Strażnikach Galaktyki”. Zamiast laserowej przemocy – sympatyczna baśń science fiction z ekologicznym wydźwiękiem; film bliższy dziełom Hayao Miyazakiego niż którykolwiek tytuł Pixara.
Można traktować te filmy jako reklamy zabawek – czy nie są nimi wszystkie współczesne animacje? – ale trzeba przyznać, że są to reklamy fajnych zabawek. Film „Barbie w świecie gier” pozwolił lalce wcielić się w rolę programistki, która niczym bohater filmu „Tron” zostaje wciągnięta do komputera – i odwiedza różne gry, dzięki czemu na półki z zabawkami trafiły Barbie w wersjach przypominających różne nerdowe artefakty (pixelowa laleczka wyglądająca niczym z Minecrafta, słodkie figurki niczym z serii „Funko Pop” czy lalki nawiązujące do japońskiej popkultury). Film wyszedł w 2017 r., kiedy głośne były wciąż echa nienawistnej kampanii „gamergate”, w czasie której podburzeni przez skrajnie prawicowych polityków incele atakowali kobiety związane z branżą gier wideo.
Czytaj też: Czy polska animacja dla dzieci zyska światową renomę?
Nie ma jednej Barbie
Ken w interpretacji Ryana Goslinga nosi w sobie pewną sprzeczność – niby gra drugie skrzypce i pozostaje w cieniu („Ona jest wszystkim, on tylko Kenem”), ale ciężko od niego oderwać wzrok. Tymczasem np. w filmie z wątkami fantasy „Barbie: Delfiny z Magicznej Wyspy” widzimy Kena jako porządnego chłopaka, który jest po prostu przyjacielem Barbie. Nie łączy ich żadna romantyczna więź, nie jest nawet zasugerowana. Film jest zresztą pozbawiony wątków romantycznych (to prosta opowieść z morałem, że kłusownictwo motywowane chciwością jest złe), chociaż fascynacja Barbie napotkaną syrenką zdaje się wykraczać poza zwykłą przyjaźń.
Trailer filmu Gerwig otwiera scena, w której cała masa Barbie wita się ze sobą, wołając: „cześć Barbie!”. Fabularne wcielenie lalki musiało sobie jakoś poradzić z faktem, że imię Barbie nosiło wiele lalek, nie tylko ta najsłynniejsza blondynka, ale i lalki o innym kolorze włosów czy skóry. Filmy, seriale i półki są pełne lalek o innych imionach (Summer, Nicole, Grace czy Midge), ale co zrobić z tymi wariantami Barbie? Animowane uniwersum Barbie rozwiązało ten problem raz na zawsze w filmie „Barbie: Wielkie miasto, wielkie marzenia” (2021). Barbie, czyli Barbara Roberts z Malibu, spotyka w nim czarnoskórą Barbarę Roberts z Brooklynu – od tej pory obie występują w filmach i serialach.
W filmie Gerwig Barbie nie jest człowiekiem, ale lalką. To nie pierwszy raz, gdy Barbie pokazana jest w tak postmodernistyczny sposób. W komediowym serialu „Barbie Life in the Dreamhouse” słynna lalka i jej paczka przyjaciół przeżywa przygody w tytułowym domu marzeń, który wygląda dokładnie jak ten zabawkowy – niektóre przedmioty i obiekty są po prostu naklejkami, a w gigantycznej garderobie kryje się olbrzymie popiersie Barbie, służące do zabawy w stylistkę i fryzjera. Zanim docenimy – i ocenimy – co z materiałem zrobiła Greta Gerwig, warto wiedzieć, czym i kim Barbie była od lat.