Na największą niespodziankę wyrasta entuzjastycznie przyjęty body horror „Substancja” 48-letniej Francuzki Coralie Fargeat z Demi Moore i Margaret Qualley w rolach głównych. To dopiero druga pełnometrażowa fabuła reżyserki idącej w ślady nieco młodszej Julii Ducournau („Titane”). Wdzięk oraz sprawność czy też sposób, w jaki autorka radzi sobie z pułapkami kina gatunkowego, zwłaszcza w tak mało budzącej szacunek konwencji jak krwawe kino o deformacjach ludzkiego ciała, budzą najwyższe uznanie.
Jej niesamowite umiejętności posługiwania się teledyskowym rytmem, budowania napięcia za pomocą wizualnych skrótów odwołujących się do komiksowej narracji, popartowskiej dynamiki, czuło się już w debiutanckiej „Zemście” – niby typowym revenge movie o zgwałconej kobiecie dokonującej porachunków ze swoimi oprawcami, w istocie antyprzemocowym manifeście, mocno wpisującym się w dyskusję wywołaną ruchem #MeToo.
„Substancja”. Czyste szaleństwo
„Substancja” też nawiązuje do feministycznej rewolucji, czyni to jednak w absolutnie szaleńczy i jeszcze bardziej widowiskowy sposób. Balansuje na granicy cronenbergowskiej paranoi, bezceremonialnie sięgając do lęków wyrażonych w horrorze „Doktor Jekyll i pan Hyde” Stevensona. Rzecz dotyczy obsesji na punkcie kobiecego ciała, nieosiągalnego marzenia o zachowaniu wiecznej młodości oraz przywilejów płynących z kultu piękna, z których korzystają zarówno celebrytki wiedzione pokusami sławy, bogactwa, jak i trzęsący amerykańskim (globalnym) przemysłem rozrywkowym mężczyźni.