Recenzja filmu: „Na granicy”, reż. Wojciech Kasperski
W sumie jest się czego bać, finał nie zawodzi, a sprawne oko wyłowi w tej historii drugie dno.
W sumie jest się czego bać, finał nie zawodzi, a sprawne oko wyłowi w tej historii drugie dno.
Mieszanka moralizatorstwa, sarkazmu i pragmatyzmu zostaje podniesiona w filmie Coenów do rangi przypowieści o paradoksach, na których został zbudowany cały celuloidowy świat.
Miał być skromny, offowy film, powstał spontaniczny, wizjonerski obraz prezentujący możliwości kina i niesamowity talent wielu ludzi.
Film zachwyca połączeniem ciepłej ironii z dojrzałą nutą tragizmu.
Film Brytyjczyka jest anachronicznie awangardowy, balansuje między pastiszem kina niemego, wykładem o seksie, śmierci i imitacji w sztuce oraz gejowskim melodramatem.
Prawda nas wyzwoli – głosi popularny aforyzm. W tym przypadku okazuje się odwrotnie.
Fabuła jest wykalkulowana, ale – co w naszym kinie rozrywkowym jest wciąż rzadkością – są w niej także momenty ironii i niewymuszonego humoru.
Obraz walki człowieka o swoją tożsamość.
Jest to dzieło na wskroś autorskie, wyrażające głębszy, metafizyczny sens poprzez osobliwą, wielotorową narrację (pętle czasowe) oraz imponującą stronę wizualną.
To wielowymiarowy, paląco aktualny dramat egzystencjalny, badający granicę wytrzymałości zwykłego człowieka, poddawanego nieustannej presji.
Skomplikowany proces odkrywania uwięzionej w męskim ciele kobiecości.
Ku naszej uciesze twórcy zadają kłam wrażeniu, że współczesna polityka historyczna Niemiec dąży do wybielenia przeszłości.
Idealna propozycja dla tych, którzy jeszcze nie zdążyli poprawić sobie nastroju przed wejściem w nowy rok.
Film jest świetnie sfotografowany, z nastrojową, wpadającą w ucho ścieżką dźwiękową.
Fani rozwlekłych, soczyście-ironicznych dialogów będą zachwyceni, co nie powinno ujść uwadze akademików przyznających Oscary.
Siódma odsłona „Gwiezdnych Wojne” nie ma w sobie nic z radosnego nastroju młodzieżowych filmów, do jakich przyzwyczaiła nas nowa trylogia.
Osobiste dramaty i globalne problemy społeczno-polityczne. Najlepsze filmy 2015 roku zgodnie mówiły o rzeczach najważniejszych.
To było kino poważnych spraw. Dostaliśmy porządne filmy obyczajowe, ale też wojenne. I co najmniej jeden świetny dokument.
Film jest poetycką ilustracją biografii Winklera, zrealizowaną w formie animowanej impresji.
Film opowiada o poważnej chorobie, jaką jest rak piersi, w konwencji komedii romantycznej.