Przynajmniej według Alana Moore’a. Lecz skoro tako rzecze brytyjski pisarz, scenarzysta komiksowy i, niepotrzebne skreślić, samozwańczy mag, który ku swojemu późniejszemu niezadowoleniu wybrukował ścieżkę dzisiejszej kulturze popularnej – wypada go posłuchać.
Bo wydaje się, że ma absolutną rację. Początek XXI w. to przecież czas nadpodaży treści, co nieodłącznie powiązane jest oczywiście z internetową rewolucją i zmianą modelu odbioru dzieł kultury. Niemożliwe stało się możliwe, dziś faktycznie możemy brać filmy czy muzykę z powietrza. A raczej z chmury. I to kiedy chcemy, niezwiązani telewizyjną ramówką i nie kłopocząc się wyjściem z mieszkania do sklepu. O fizycznych nośnikach myślą chyba już tylko hobbyści i kolekcjonerzy, domowej biblioteczki nie trzeba upychać na półkach, wystarczy zapisać na czytniku. Platformy streamingowe nieustannie zwiększają swój udział w rynku i można wykupić abonament niemalże na wszystko, od gier po komiksy i audiobooki. Niby to same truizmy, ale pomagające zobrazować sobie sytuację bodaj każdego świadomego konsumenta kultury.
Czytaj też: Polska Chmura Krajowa – o co chodzi w tym projekcie?
Przeładowanie kulturą
Z ową świadomością związane jest nieodłączne poczucie zagubienia i nie taka znowu rzadka przypadłość, którą można by określić mianem chronicznego informacyjnego kaca, definiowanego jako nieustanna chęć dogonienia nieosiągalnego. Inaczej: kompulsywna obsesja bycia na bieżąco ze wszystkim, czym znajomi i obserwowane media bombardują nas za pośrednictwem np.