Nauka

Słowacja przetestuje wszystkich. Co jej to da?

Premier Słowacji Igor Matovič Premier Słowacji Igor Matovič Johanna Geron / Forum
Słowacja przygotowuje się do akcji masowego testowania. Jak zapowiedział premier tego kraju Igor Matovič, każdy obywatel po ukończeniu 10. roku życia będzie miał wykonany test na obecność zakażenia SARS-CoV-2.

Słowacy zostaną przetestowani w kierunku ewentualnego rozpoznania zakażenia SARS-CoV-2 w przyszłym tygodniu. To – obok niedawnego ogłoszenia stanu wyjątkowego – reakcja rządu na wzrost liczby nowych infekcji.

Czy uzasadniona? Słowacja zakupiła już jakiś czas temu 13 mln testów na obecność wirusa wywołującego covid-19. Są to tzw. testy antygenowe, co do których wielu ekspertów ma spore zastrzeżenia. Nie zrażony tym premier twierdzi, że jeśli akcja się powiedzie, to „będzie dobrym przykładem dla całego świata”. Patrząc na to z polskiej perspektywy, warto przypomnieć podobne słowa Mateusza Morawieckiego, który plótł latem, że świat może brać z nas przykład, jak doskonale radzimy sobie z koronawirusem. Już wiemy, czym się to skończyło.

Czytaj także: Brakuje nie tylko testów. Wąskie gardło walki z pandemią właśnie się zatyka

Mały może więcej?

Ale Słowacja to nie Polska. Zwłaszcza biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców. Liczy ich bowiem 5,4 mln, więc masowe testowanie – jeśli przyniesie w ogóle jakiś korzystny efekt – będzie mogło być wzorem raczej dla mniejszych krajów.

I tak cała operacja zapowiada się na poważne wyzwanie logistyczne. „Testowanie będzie bezpłatne” – zapowiedział premier Matovič, nie precyzując jednak, czy obowiązkowe, czy dobrowolne.

Do akcji zostanie zaangażowane wojsko, aby nie obciążać dodatkowo służb medycznych. Testy – w najbardziej dotkniętych covidem powiatach pilotażowo mają się odbyć już w najbliższy weekend – zostaną przeprowadzone w specjalnie przygotowanych lokalach, co ma być odwzorowaniem organizacji wyborów powszechnych.

Czytaj także: Ślepe testowanie niczego nie rozjaśnia. Co pokazuje przykład z Łodzi?

I ostatni argument, którego użył premier Matovič w swoim wystąpieniu telewizyjnym: „Obecne środki ochronne stały się bezużyteczne. W każdym razie te masowe testy nie zaszkodzą, mogą nam tylko pomóc”. Co na to lekarze i naukowcy?

Polowanie na grube ryby

Po pierwsze, nie wiadomo, jakie testy antygenowe będą wykorzystane na Słowacji. – Nawet najlepsze niosą spore ryzyko wyników fałszywie dodatnich i ujemnych – ostrzega prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. – Testy antygenowe, z założenia podobnie jak testy genetyczne, wykrywają obecność cząstek wirusa w drogach oddechowych. Różnica między nimi tkwi w tym, że testy genetyczne wykazują fragmenty materiału genetycznego wirusa, a testy antygenowe obecność białek jego osłonki.

Testy antygenowe są jednak dużo prostsze w obsłudze i szybciej pokazują wynik. Na początku były rzeczywiście bardzo niewiarygodne, a różne kraje kupowały je u azjatyckich producentów, nie zastanawiając się, ile są warte. Dało się nabrać również polskie Ministerstwo Zdrowia, które w kwietniu zakupiło sporą ich partię w Korei Płd. lub w Chinach, ale początkowo nie dopuściło ich do użycia, bo wykrywały koronawirusa u jednego na 5–6 zakażonych. Mało pozytywną ocenę wydał im w maju Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego PZH, z którą można się zapoznać tutaj.

Ostatnio jednak resort uwolnił zgromadzone zapasy testów antygenowych, kierując je na szpitalne oddziały ratunkowe (nie chcąc jednak powiedzieć wprost, jakiego pochodzenia są te testy). Być może decyzja rządu Słowacji również podyktowana jest tym, by jakoś wykorzystać to, co kosztowało kraj kilkadziesiąt milionów dolarów.

Czytaj także: W styczniu 2021 r. może być 2,5 miliona ofiar koronawirusa

Nie wszyscy jednak są takim testom, nawet o słabej czułości, przeciwni. Na przykład dr Michael Mina, epidemiolog z harwardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego, pod koniec sierpnia wystąpił z ideą, by wprowadzić je do masowego użycia, godząc się nawet na fałszywe wyniki. „Może nie wyłapią wszystkich, ale wykryją tych, którzy zakażają najbardziej, czyli pozwolą wyłapać tzw. superroznosicieli SARS-CoV-2” – uzasadniał. Kiedy zarazek przenosi się wszędzie, bo nie jest już ograniczony do pojedynczych ognisk, trzeba zarzucać sieci szeroko, ale z dużo większymi oczkami – interpretują jego zdanie komentatorzy. Gdy epidemia zatacza duże kręgi, chodzi o wyłapanie grubych ryb – tych, którzy mają duże miano wirusa i go roznoszą, zakażając innych.

Czytaj także: Superroznosiciele są wśród nas!

Kluczowa interpretacja wyników

- Zakładając, że Słowacy mają testy antygenowe lepszej jakości, być może drugiej generacji, to przy masowym testowaniu trzeba się liczyć z dużą liczbą wyników dodatnich – podkreśla prof. Robert Flisiak. A przecież sam test to nie wszystko. – Jaki sens ma samo badanie, skoro potem nie idzie za tym dochodzenie epidemiologiczne i nadzorowanie izolacji?

Czy służby sanitarno-epidemiologiczne będą aż tak sprawne, by udźwignąć akcję na tak masową skalę? – Na przykładzie Polski widać, że wystarczył jednorazowy trzykrotny wzrost liczby wykonanych testów, aby doprowadzić do paraliżu systemu kontroli sanitarnej i opieki zdrowotnej.

Czytaj także: Chorych na covid przybywa, ale nie ma czym ich leczyć

Warto pamiętać i o tym, że jeśli Słowacy zamierzają wszystkie osoby z dodatnimi wynikami wysłać na izolację, a ich bliskich z tzw. kontaktów – na kwarantannę, to de facto spowoduje to całkowity lockdown kraju. Jaki będzie tego koszt? No i zwróćmy uwagę, że dzieci do 10 roku życia nie będą miały wykonywanego testu. A zatem przynajmniej część z nich pozostanie z bezobjawowymi infekcjami. Już następnego dnia po uzyskaniu wyniku ujemnego każdy z badanych może więc ulec zakażeniu, którego źródłem będzie taki kilkulatek.

Na koniec jeszcze kilka uwag dotyczących interpretacji wyników. Zarówno w przypadku testu genetycznego, jak i antygenowego, dodatni wynik nie oznacza aktywnego procesu namnażania wirusa! – Z praktyki wiemy, że dodatnie wyniki obu testów mogą się utrzymywać niekiedy nawet przez kilka tygodni po zaniku kompletnych, aktywnych cząstek wirusa, których obecność wiąże się z zakaźnością – ostrzega prof. Flisiak.

Sprawdź, jakie jest twoje ryzyko, że zarazisz się koronawirusem

Rzeczywista zakaźność wobec otoczenia u zdecydowanej większości chorych utrzymuje się do pięciu dni od wystąpienia objawów. Po tym czasie możliwe jest wyizolowanie i nawet hodowanie wirusa z dróg oddechowych jeszcze do 10 dni, a w wyjątkowych przypadkach (i w odpowiednich warunkach laboratoryjnych) nawet do 20. dnia choroby, jednak jego ilość i wirulentność jest tak niska, że ryzyko zakażenia innych osób w otoczeniu jest skrajnie niskie. – W przypadku osób bezobjawowych okres zakaźności jest jeszcze krótszy – mówi nasz ekspert. – Oznacza to, że niezależnie od tego, jaki test zostanie użyty, znaczna część osób zidentyfikowanych jako „dodatnie” nie będzie już stwarzać zagrożenia dla otoczenia, więc ich izolacja będzie zbędna.

Eksperyment Słowaków warto obserwować, bo jest to zupełnie inne podejście do epidemii. Zgodne z tym, co proponował wspomniany epidemiolog z Harvardu. Ale na ile okaże się złotym środkiem, czas pokaże.

Czytaj także: Państwo szuka łóżek. W czarnym scenariuszu będą szpitale polowe

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Sport

Kryzys Igi: jak głęboki? Wersje zdarzeń są dwie. Po długiej przerwie Polka wraca na kort

Iga Świątek wraca na korty po dwumiesięcznym niebycie na prestiżowy turniej mistrzyń. Towarzyszy jej nowy belgijski trener, lecz przede wszystkim pytania: co się stało i jak ta nieobecność z własnego wyboru jej się przysłużyła?

Marcin Piątek
02.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną