Słowacy zostaną przetestowani w kierunku ewentualnego rozpoznania zakażenia SARS-CoV-2 w przyszłym tygodniu. To – obok niedawnego ogłoszenia stanu wyjątkowego – reakcja rządu na wzrost liczby nowych infekcji.
Czy uzasadniona? Słowacja zakupiła już jakiś czas temu 13 mln testów na obecność wirusa wywołującego covid-19. Są to tzw. testy antygenowe, co do których wielu ekspertów ma spore zastrzeżenia. Nie zrażony tym premier twierdzi, że jeśli akcja się powiedzie, to „będzie dobrym przykładem dla całego świata”. Patrząc na to z polskiej perspektywy, warto przypomnieć podobne słowa Mateusza Morawieckiego, który plótł latem, że świat może brać z nas przykład, jak doskonale radzimy sobie z koronawirusem. Już wiemy, czym się to skończyło.
Czytaj także: Brakuje nie tylko testów. Wąskie gardło walki z pandemią właśnie się zatyka
Mały może więcej?
Ale Słowacja to nie Polska. Zwłaszcza biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców. Liczy ich bowiem 5,4 mln, więc masowe testowanie – jeśli przyniesie w ogóle jakiś korzystny efekt – będzie mogło być wzorem raczej dla mniejszych krajów.
I tak cała operacja zapowiada się na poważne wyzwanie logistyczne. „Testowanie będzie bezpłatne” – zapowiedział premier Matovič, nie precyzując jednak, czy obowiązkowe, czy dobrowolne.