Pisaliśmy już, jak szybko Rosja zdołała wypracować mechanizmy dostosowujące się do nowych realiów ekonomicznych i handlowych. To było zresztą do przewidzenia. Nie ma takiej bariery, której nie dałoby się obejść. Zwłaszcza jeśli ma się pieniądze. Przecież nawet do więzienia przemycane są rozmaite zakazane towary, w tym broń i narkotyki. Podobnie dzieje się dziś w handlu międzynarodowym. Wszystkie zachodnie towary, które zostały objęte sankcjami, Rosja sprowadza za pośrednictwem krajów pośredników. Już od wielu miesięcy sojusz państw wspierających Ukrainę obserwuje gwałtowny wzrost importu towarów objętych sankcjami do takich krajów jak Armenia, Kazachstan, Kirgistan, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Turcja, Chiny, a także niektóre kraje afrykańskie. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że towary te są potem reeksportowane do Rosji. Takie pośrednictwo jest źródłem zarobku, a często także efektem bardziej skomplikowanych zależności handlowych i politycznych (tak jak to ma miejsce w przypadku Armenii).
Czytaj także: Chiny odgrażają się Unii Europejskiej. Chodzi o nowy pakiet sankcji
Kolejną metodą obchodzenia przez Rosję sankcji, tym razem eksportowych, jest wykorzystywanie tankowców obcych bander, tzw. floty cienia, do eksportu ropy i paliw. Ropa i surowce ropopochodne przeładowywane są też po kryjomu na morzu, żeby zatrzeć ślady wiodące do rosyjskich producentów.
Co obejmuje 11 pakiet sankcji wobec Rosji
I właśnie tym praktykom ma zapobiegać 11 pakiet sankcji. Wprowadzone zostają ograniczenia w sprzedaży wrażliwych towarów i technologii podwójnego zastosowania (cywilnego i militarnego) do krajów trzecich, jeśli jest podejrzenie, że docelowo trafią do Rosji. W zależności od sytuacji nazwy takich krajów można dodać do załącznika do unijnego rozporządzenia w sprawie sankcji za jednomyślną zgodą wszystkich 27 członków. Pakiet zabrania też dostępu do portów UE statkom, które dokonują przeładunków między sobą, jeśli istnieją podstawy do podejrzeń, że ładunek pochodzi z Rosji.
11 pakiet formalnie zamyka też dla rosyjskiej ropy północną odnogę rurociągu naftowego Przyjaźń, prowadzącego do Polski i Niemiec, choć pozwala na import tym szlakiem ropy z Kazachstanu. Dodaje też do listy sankcyjnej kolejne 71 osób i 33 podmioty objęte zakazem wjazdu do UE i zamrożeniem aktywów w Unii za udział w nielegalnej deportacji ukraińskich dzieci do Rosji. Polska zabiegała, by na liście sankcyjnej znalazły się też rosyjskie diamenty, ale tego nie udało się przeprowadzić (blokuje to Belgia).
Czytaj także: UE przyjęła 10 pakiet sankcji przeciw Rosji, bez restrykcji wobec „Drużby”
Rubla zarobić i cnoty nie stracić
Zresztą prób zablokowania innych zapisów było więcej, w czym przodowały najbardziej Węgry i Grecja, które mają tradycyjnie ciepłe relacje z Rosją. Także inne kraje nie kryły obaw, że sankcje wtórne nakładane na kraje trzecie podejrzewane o pomaganie Rosji będą źródłem kolejnych konfliktów i psucia dwustronnych relacji. Dlatego długo dyskutowano nad przejrzystością procedur obejmowania wtórnymi sankcjami krajów i firm.
Węgry i Grecji długo się opierały, bo Ukraina wskazywała kilka ich firm jako sponsorów wojny. Dopiero gdy zdecydowała się usunąć ze swojej listy pięć greckich firm transportowych, Ateny ustąpiły. Podobnie było z Węgrami, które nie kryły niezadowolenia, że ich bank OTP znalazł się na ukraińskiej liście. I choć Ukraińcy go nie wykreślili, Budapeszt ostatecznie 11 pakiet zaakceptował, co umożliwiło jego ostateczne przyjęcie. Węgrzy jednak odgrażają się, że wrócą do sprawy podczas rozmów na temat pomocy finansowej UE dla Kijowa. Orban nie traci nadziei, że rubla zarobi i cnoty nie straci.
Czytaj także: Cios dla kolosa. Rosjanie sądzą, że są sankcjoodporni. Czyżby?