Wojciechowski uważany jest za człowieka, który zawsze woli trzymać z silniejszymi. Dopóki władzę w kraju miało Prawo i Sprawiedliwość, nie odważyłby się zlekceważyć żądania prezesa Kaczyńskiego, by złożył dymisję z funkcji unijnego komisarza do spraw rolnych. Teraz publicznie ogłasza, że nie bardzo interesuje go, czy prezes do niego dzwonił. Jego znakiem firmowym stał się brak lojalności.
Czytaj także: Ciągniki blokują drogi. PiS chce dymisji własnego komisarza ds. rolnictwa
Rolnictwem się nie interesował
Janusz Wojciechowski urodził się w 1954 r. na wsi pod Rawą Mazowiecką i z partią ludową związał się bardzo wcześnie, bo już w 1984 r., jako trzydziestolatek. Obecne PSL nazywało się wtedy ZSL (Zjednoczone Stronnictwo Ludowe ) i było sojusznikiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
Rolnictwem Wojciechowski właściwie nie interesował się nigdy, studiował prawo. Po studiach chciał robić karierę w zawodach prawniczych i słusznie domniemywał, że partia może mu w tym pomóc. Także wtedy, gdy po transformacji ZSL wróciło do starej nazwy PSL, czyniąc się spadkobiercą Polskiego Stronnictwa Ludowego, obecnego w polityce od 1903 r.
Czytaj także: Co w ogóle może unijny komisarz rolny
Postawił na PSL
Wojciechowski postawił na dobrego konia. Ludowcy mieli opinię partii, która w każdej politycznej konfiguracji będzie języczkiem u wagi, bez niej nie złoży się żadna koalicja rządząca. Ani prawicowa, ani lewicowa.