Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Obrotowy Wojciechowski. Nielojalność to jego znak firmowy

Janusz Wojciechowski, komisarz ds. rolnictwa UE, w trakcie Konferencji Regionalnej FAO dla Europy i wspólnej konferencji szefów MSZ i MRiRW w Łodzi, 10 maja 2022 r. Janusz Wojciechowski, komisarz ds. rolnictwa UE, w trakcie Konferencji Regionalnej FAO dla Europy i wspólnej konferencji szefów MSZ i MRiRW w Łodzi, 10 maja 2022 r. Marcin Stępień / Agencja Wyborcza.pl
Mało jest osób aż tak bardzo nielubianych w PSL jak Janusz Wojciechowski, unijny komisarz do spraw rolnych. Niechęć ludowców do byłego prezesa partii bierze się stąd, że uważają, iż chciał PSL rozwalić.

Wojciechowski uważany jest za człowieka, który zawsze woli trzymać z silniejszymi. Dopóki władzę w kraju miało Prawo i Sprawiedliwość, nie odważyłby się zlekceważyć żądania prezesa Kaczyńskiego, by złożył dymisję z funkcji unijnego komisarza do spraw rolnych. Teraz publicznie ogłasza, że nie bardzo interesuje go, czy prezes do niego dzwonił. Jego znakiem firmowym stał się brak lojalności.

Czytaj także: Ciągniki blokują drogi. PiS chce dymisji własnego komisarza ds. rolnictwa

Rolnictwem się nie interesował

Janusz Wojciechowski urodził się w 1954 r. na wsi pod Rawą Mazowiecką i z partią ludową związał się bardzo wcześnie, bo już w 1984 r., jako trzydziestolatek. Obecne PSL nazywało się wtedy ZSL (Zjednoczone Stronnictwo Ludowe ) i było sojusznikiem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Rolnictwem Wojciechowski właściwie nie interesował się nigdy, studiował prawo. Po studiach chciał robić karierę w zawodach prawniczych i słusznie domniemywał, że partia może mu w tym pomóc. Także wtedy, gdy po transformacji ZSL wróciło do starej nazwy PSL, czyniąc się spadkobiercą Polskiego Stronnictwa Ludowego, obecnego w polityce od 1903 r.

Czytaj także: Co w ogóle może unijny komisarz rolny

Postawił na PSL

Wojciechowski postawił na dobrego konia. Ludowcy mieli opinię partii, która w każdej politycznej konfiguracji będzie języczkiem u wagi, bez niej nie złoży się żadna koalicja rządząca. Ani prawicowa, ani lewicowa. To z tamtych czasów pochodzi anegdota, której bohater Waldemar Pawlak na pytanie, kto wygra wybory, odpowiadał: „nasz koalicjant”.

Dzięki przynależności do PSL szybko po szczeblach drabiny aparatu sprawiedliwości wspinał się więc także sędzia Janusz Wojciechowski. W 1991 r. był już sędzią Trybunału Stanu. Przestał nim być dwa lata później, gdy zdecydował się zmienić ścieżkę kariery – uwiodła go polityka. Został posłem, oczywiście PSL-u.

Władzę w Polsce objęła właśnie koalicja SLD-PSL, co dawało szansę na przyspieszenie kariery. Wojciechowski tego czasu nie zmarnował. Po dwóch latach posłowania został wskazany przez koalicję rządzącą na prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Tę wysoką funkcję sprawował do 2001 r.

Kariera przyhamowała

Kiedy jednak wybory parlamentarne wygrała AWS i stworzyła rząd z Unią Wolności, błyskawiczna kariera Wojciechowskiego przyhamowała. Nagle okazało się, że PSL nie musi być w koalicji rządzącej, a działacze ludowi zostali odspawani od stanowisk, na których zawsze bardzo im zależało. W sondażach partia wypadała coraz gorzej, jej sytuacja finansowa też nie wydawała się działaczom satysfakcjonująca. Ówczesny prezes PSL Jarosław Kalinowski zrezygnował z tej funkcji, nie rezygnując jednak z władzy w partii, ponieważ wskoczył na stołek szefa Rady Naczelnej PSL.

Wojciechowski, z braku lepszych okazji, postanowił wystartować na prezesa partii, pokonując kontrkandydata Janusza Piechocińskiego. Do siebie przekonywał kolegów partyjnych zapewnieniami, że kieruje nim poczucie odpowiedzialności za PSL, które znalazło się w bardzo trudnej sytuacji. On, jako prezes, przywróci ludowej partii należne jej miejsce na scenie politycznej. Dużo się przy tym nie napracował i szybko zniechęcił. Prezesowanie PSL potraktował jako trampolinę do dalszej kariery. Był marzec 2004, w styczniu 2005 Wojciechowski prezesem PSL być przestał. Przesiadł się na lepszego konia.

Czytaj także: Wojciechowski kontra sędzia, czyli jak może wyglądać sprawiedliwość według PiS

Pociąg do Europy

Szansę dalszej kariery Janusz Wojciechowski zobaczył w… Unii Europejskiej, której członkiem Polska została w 2004 r. Kiedy w Polsce ogłoszono pierwsze wybory do europarlamentu, wystartował w nich także Janusz Wojciechowski. PSL zdobył wtedy cztery mandaty, w tym jeden dla Wojciechowskiego. Europosłami zostali też pozostali prominentni wtedy działacze PSL: Zbigniew Kuźmiuk, Zdzisław Podkański i Czesław Siekierski. Trzech z tej czwórki, choć z mandatami PSL, zaczęło się rozglądać za partią silniejszą niż ówczesne PSL. Dziś w partii mówią o nich: zdrajcy.

Politycy ludowców, ci z mandatami do europarlamentu, wyczuli, że coraz mocniej wieje z prawej strony. Najpierw zaczęli dogadywać się z ZCHN (Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe). Uzgodnili, że do wyborów parlamentarnych w 2005 r. wystartują ze wspólnych list pod szyldem „Zgoda”. Wytypowali nawet własnego kandydata na prezydenta, którym miał zostać prof. Zbigniew Religa.

Dla Polskiego Stronnictwa Ludowego oznaczałoby to koniec samodzielnego bytu politycznego, to od tego momentu prezes partii został dla ludowców zdrajcą. Rada Naczelna PSL pod kierownictwem Kalinowskiego (to on jako wicepremier w rządzie Millera negocjował warunki przystąpienia Polski do UE) nie zgodziła się na Zgodę. Karierę w PSL Wojciechowski zakończy bez żalu. Rozglądał się za silniejszą lokomotywą.

Przez Piasta do PiS

Janusz Wojciechowski złożył dymisję z prezesowania PSL. Swoją ścieżkę politycznej kariery widział już inaczej, na polskiej scenie politycznej rosło znaczenie Prawa i Sprawiedliwości. Trójka byłych ludowców bez żalu rozstała się z PSL i gdy PiS w 2005 przejęło w Polsce władzę, Wojciechowski i dwaj inni eurodeputowani (Kuźmiuk i Podkański) najpierw wyszli z PSL, zakładając konkurencyjne PSL „Piast”, a zaraz potem po prostu przyłączyli się do silniejszego. Od tamtego czasu są już członkami PiS. Nie rezygnując z mandatów europejskich.

Rachuby Wojciechowskiego się sprawdziły – dzięki PiS mógł osiągnąć więcej. Najpierw został członkiem Europejskiego Trybunału Obrachunkowego, a w 2019 r. komisarzem do spraw rolnych. Kiedy PiS zabiegało o to stanowisko dla niego, chodziło tylko o to, by mieć wpływ na podział pieniędzy w ramach Wspólnej Polityki Rolnej, to przecież ponad 30 proc. unijnego budżetu. Bycie komisarzem miało być łatwe i przyjemne, a także bardzo dobrze płatne.

Czytaj także: Wojciechowski się uratował, zostanie komisarzem UE

Już wcześniej Janusz Wojciechowski uzbierał na kupno mieszkania w Brukseli, którego – starając się o funkcję komisarza – nie ujawnił w swoim oświadczeniu majątkowym. Kiedy sprawa zrobiła się głośna, tłumaczył, że nie ujawnił, bo kupił je do własnego użytku.

Okazało się, że rola komisarza musi być o wiele większa niż dzielenie funduszy z WPR. Trzeba mierzyć się z wielkimi wyzwaniami. Dotychczasowy kształt WPR nie odpowiada ani na ocieplenie klimatu, ani na wyzwania związane z agresją Rosji na Ukrainę. Komisarz nie reaguje też na szkodliwe dla europejskiego rolnictwa próby negocjowania umów przez KE m.in. z krajami Ameryki Południowej. Rolnicy europejscy lepiej definiują zagrożenia niż reprezentujący ich komisarz. Ten jednak pomysłów na to, jak Unia powinna próbować sprostać tym wyzwaniom – nie ma. Wojciechowski stał się obciążeniem także dla PiS, stąd apel Kaczyńskiego, aby z funkcji zrezygnował.

Czytaj także: Sianie burzy. Rolniczy bunt opanowuje kolejne kraje. O co toczy się ta bitwa?

Znów szuka silniejszego

Janusz Wojciechowski może prezesa lekceważyć, bo PiS jest coraz słabsze. Do jakiej partii teraz przylgnie? PSL już go do siebie nie przygarnie.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Wydania specjalne

Odmawiamy zwierzętom duszy – niesłusznie!

W Biblii nie ma w ogóle kotów. To jedna z jej największych wad – przekonywał profesor Zbigniew Mikołejko.

Joanna Podgórska
15.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną