Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Mały krok na chybotliwej linie. Ale bez porozumienia ws. importu żywności z Ukrainy

Premierzy Donald Tusk i Denys Shmyhal, 28 marca 2024 r. Premierzy Donald Tusk i Denys Shmyhal, 28 marca 2024 r. mat.pr. / Kancelaria Prezesa RM
Efekty czwartkowego spotkania premierów Polski i Ukrainy są mizerne. Łatwiej nam się porozumieć w sprawie wspólnej produkcji broni oraz udziału Polski w przyszłej odbudowie Ukrainy niż sprzedaży ukraińskiej żywności do Polski.

A jednak pewne sukcesy już są. To polski rząd koalicji 15 października naciskał na Komisję Europejską, żeby zablokować import rosyjskiej i białoruskiej żywności na teren Wspólnoty. Znamienne, że na początku protestów polskich rolników żądali oni tylko zamknięcia naszej granicy przed żywnością ukraińską. Nikt nie dostrzegał, że niskie światowe, a szczególnie europejskie, ceny pszenicy, kukurydzy czy oleju roślinnego wynikają z nieskrępowanej sprzedaży płodów rolnych rosyjskich i białoruskich. Do naszego kraju także wjeżdżały bez kłopotów.

Wkrótce na żywność z obu tych krajów UE nałoży 50-procentowe cła, które spowodują, że import z nich stanie się nieopłacalny. W tej sprawie Polska i Ukraina są jednomyślne.

Razem wyprodukujemy amunicję

Zgadzamy się też co do tego, że powinny powstać wspólne polsko-ukraińskie przedsiębiorstwa, które zaczną produkować amunicję, najbardziej obecnie deficytowy towar w Ukrainie. Polskie społeczeństwo nie bardzo zdaje sobie jeszcze sprawę, jak blisko nas jest ta wojna. Donald Tusk jednak nie bez powodu mówi, że żyjemy w czasach przedwojennych, najgorszy scenariusz też jest możliwy.

Polskiej stronie zależy również, by nasze firmy mogły wziąć udział w przyszłej odbudowie Ukrainy, to kolejna sprawa, co do której możemy się dogadać, a na której nam zależy bardziej niż Ukrainie. Chętnych firm, gotowych zarabiać na podnoszeniu tego kraju z ruin, jest na Zachodzie wiele. Nasz rząd aż do 15 października nie robił w tej sprawie nic. Bez jego pomocy, głównie przy udzielaniu kredytów, o taką współpracę będzie jednak trudno. Bardzo zależy też na tym polskim firmom. W tej sprawie Donald Tusk oraz Denys Szmyhal także mówili jednym głosem.

Czytaj także: Bunt wsi. Kto i o co tu walczy, a kto kogo rozgrywa. Trzy punkty widzenia

Granicy otworzyć nie damy

W sprawie importu do Polski ukraińskiej żywności dogadać się jednak nie możemy. Polskich rolników nie interesują licencje ograniczające przywóz ukraińskiej żywności. Żądają zamknięcia granicy. Są głusi na argumenty, że byłby to strzał stopę, bo sprzedajemy do Ukrainy dużo więcej, niż kupujemy od niej, i ona może zrobić to samo. Na razie więc na podstawowe produkty rolne z Ukrainy w Polsce obowiązuje embargo.

Z perspektywy Warszawy nie widać, co dzieje się wśród protestujących. Organizują się oddolnie, na zamkniętych grupach w sieci. Są bardzo rozczarowani rządami PiS, ale nie podoba im się także nowy rząd, na spotkania zapraszają polityków Konfederacji. Nie ukrywają, na kogo będą głosować w wyborach samorządowych, a pewnie także do europarlamentu. Na tych zamkniętych grupach w sieci brylują też osoby znane ze swojej prorosyjskiej działalności. Lokalnie to one manipulują protestującymi i robią to bezkarnie.

Czytaj także: Rozróba przed wyborami. Rolnicy oddali głos politykom

Prawica szczuje i manipuluje

Żądania dyktują rolnikom politycy Konfy, szczują rosyjscy agenci. Przekonują, że dotychczasowe rządy oddały Unii polską suwerenność, że znów musimy wybić się na niepodległość. Żądanie zamknięcia granicy z Ukrainą jest także podpowiadane przez radykalną prawicę.

Jest to niemożliwe, dopóki jesteśmy w Unii, więc trzeba z niej wyjść. Zdumiewające, że rolnicy, którzy są największymi beneficjentami środków unijnych, chętnie tych złudnych argumentów słuchają.

Przekonywanie rolników przez prawicę, że po opuszczeniu Unii będzie im lepiej, bo odzyskają wolność i nikt nie będzie żądał od nich ugorowania ani zmniejszenia użycia szkodliwych pestycydów, jest zdumiewająco skuteczne, trafia na podatny grunt, bo niskie ceny zbóż obniżyły ich dochody. Ci sami rolnicy, a są wśród protestujących także właściciele dużych, towarowych gospodarstw, jakby zapomnieli, że Unia to nie tylko spore dopłaty, które już „im się należą”, ale przede wszystkim wspólny rynek. Aż 80 proc. polskiej sprzedaży żywności poza nasze granice trafia do krajów unijnych! I oni chcą ten rynek utracić?

Czytaj także: Blokują dla władzy. A nasze warzywa i pszenicę zjemy sami

Protestujący chcą referendum w sprawie… polexitu

Polscy konsumenci popierają protesty rolników, bo widzą, jak bardzo zmniejszyły się ich dochody na skutek spadku cen skupu. Pora, żebyśmy teraz zaczęli wyobrażać sobie, czy rolnikom, ale także nam, lepiej będzie, gdy z Unii wyjdziemy. Bo wyjście z UE oznacza nie tylko zamknięcie granicy z Ukrainą, będzie także zamknięciem naszych granic z innymi krajami. W przeciwnym razie importerzy zaczną masowo sprowadzać do kraju żywność z UE, bo polska będzie za droga.

Posłuchaj: O co chodzi rolnikom? Czym się skończy ich protest?

Przecież na protestach drobni rolnicy, posiadacze dziesięciu i mniej hektarów, a takich jest 80 proc., są łudzeni przez ruskich agentów i polską prawicę, że na godnym poziomie utrzymają z uprawy tych spłachetków swoją rodzinę.

To nie jest pytanie nie na czasie. W tym tygodniu na protest rolników pod Urzędem Wojewódzkim w Lublinie zawitał Krzysztof Bosak, wicemarszałek Sejmu. Przemawiając do rolników, ucieszył się, że wśród ubranych w żółte odblaskowe kamizelki widzi napisy polexit.

Ukraińcy już się uniezależnili

Ukraińcy też to widzą. I mówią, że przez lata wojny uniezależnili się od nas. Coraz mniej zależy im już na tranzycie swojej żywności przez Polskę. Odblokowali szlak czarnomorski, przewożą ziarno Dunajem, zarabiają na tym Rumuni, Turcy i nawet Węgrzy. Tylko nam się nie opłaca.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną