Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Dlaczego w święta testów było mniej? Zabrakło patyczków

Testy na koronawirusa Testy na koronawirusa Łukasz Cynalewski / Agencja Gazeta
Na świątecznym dyżurze na cały SOR było 10 wymazówek – mówi lekarz, który Wielkanoc spędził na stołecznym oddziale ratunkowym. Anonimowo, bo dalej obowiązuje zakaz krytykowania i narzekania.

W święta wielkanocne w wielu szpitalach brakowało wymazówek – sterylnego patyczka w sterylnej probówce. Problem sprzętowy miały też stacje sanepidu.

Czytaj też: Reportaż z „brudnej” strony szpitala

Końska wymazówka

Kończący kwarantannę lekarz z dużego miasta wojewódzkiego miał planowany w Wielką Sobotę drugi wymaz. Żeby wrócić do pracy, potrzebował dwóch negatywnych wyników. Zadzwonił do sanepidu i usłyszał, że badania nie będzie – wymazówek brak. Zdesperowany poprosił o pomoc kolegę, lekarza weterynarii. Dostał końską wymazówkę i z tym pojechał do punktu pobrań. Badanie zrobiono. W poniedziałek przyszedł negatywny wynik i mógł wrócić do pracy.

W lany poniedziałek w całym kraju wykonano tylko 5623 testów na koronawirusa. Niemal o połowę mniej niż dwa dni wcześniej, kiedy padł rekord: 11,2 tys. Ministerstwo Zdrowia testową zapaść zwala na lekarzy. Zdaniem rzecznika resortu „to nie minister zdrowia decyduje o wykonaniu testów. Medycy w niektórych województwach nie widzą wskazań do wykonania takich badań u osób, które zgłaszają się na diagnostykę”. „Mamy potencjał, aby wykonywać 20 tys. testów na koronawirusa na dobę” – stwierdził szef resortu Łukasz Szumowski w RMF FM.

Czytaj też: Jak mierzyć rozwój epidemii w Polsce. Co ma do tego Czernobyl?

Utrudniony dostęp do testów

Po tych wypowiedziach lekarze aż się zagotowali. Prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie Łukasz Jankowski w TVN24 stwierdził, że dostęp do testów wciąż jest utrudniony. W jego ocenie sytuacja na Mazowszu jest nieco lepsza niż w innych częściach kraju, bo w stolicy działa Warsaw Genomics, wykonując kilka tysięcy testów na dobę. Ale w święta także tam przyszło o wiele mniej próbek, chociaż firma pracowała w takim samym trybie jak w dni powszednie.

O tym, że wciąż nie jest łatwo doprosić się o wymaz i przekonać inspektorów sanepidu, którzy decydują o wykonaniu badania, świadczy dramatyczna historia 51-letniego Adama z Częstochowy, który zmarł na Covid-19. Chorował niemal miesiąc, wymaz pobrano mu po trzech tygodniach, gdy już był w ciężkim stanie. I zaczęto leczyć, gdy było za późno.

Wcześniej zarówno lekarze rodzinni (przez telefon), jak i stacja sanepidu (dwukrotnie) odmawiali testu. Pan Adam źle wypadał w ankiecie: nie wrócił z zagrożonego miejsca, nie miał kontaktu z osobą wracającą z zagranicy ani chorą na Covid-19. Najwyraźniej te pytania dalej obowiązują, mimo że od dawna zakażamy się, nigdzie nie wyjeżdżając, także od chorujących bezobjawowo. W dodatku symptomy u pana Adama utrzymywały się nietypowo długo.

Czytaj też: Czy osocze wyleczonych pomoże w leczeniu koronawirusa?

Covid-19 po czasie. Jak dużo jest takich przypadków?

Prawie miesięczną gehennę odbijania się od kolejnych instancji w poszukiwaniu pomocy dla coraz bardziej chorego męża opisała w liście do „Dziennika Zachodniego” jego żona Izabela. Ku przestrodze. Jak pisze: „Dostępność testów jest praktycznie zerowa”.

Jej mąż zmarł 31 marca. Nie miał żadnych chorób współistniejących, był szczupły i wysportowany. „Gdyby nie starania naszych przyjaciół, wynik testu pojawiłby się najprawdopodobniej po śmierci Adama. W akcie zgonu znajduje się informacja, że wynik testu jest nieoficjalny (przekazany telefonicznie). Pytanie, czy gdyby wyniki testu przyszły po jego śmierci i sporządzeniu aktu zgonu, zostałby uwzględniony w oficjalnych statystykach jako ofiara koronawirusa? Jak dużo jest takich przypadków? Ile faktycznie jest ofiar i jaka jest rzeczywista skala zachorowań?” – pyta żona zmarłego.

Czytaj też: Szczepionka przeciw SARS-CoV-2 najszybciej w historii?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną