Kiedy na palcach wchodzi cicho Sen – Czarodziej,
Co skleja dzieciom oczy różowym krochmalem –
Jesteś na oceanie, w wiszącym ogrodzie
Lub na księżycu. I się nie dziwisz. Wcale.
A gdy skinie swym patyczkiem czarodziejskim,
Zmienia każdy szary sen na kolorowy:
Żółty, srebrny, jaśminowo-niebieski
Lub zielony. Lub perłowo-tęczowy.
A ten sen będzie miał kolor i zapach,
Jaki lubisz najbardziej, wiesz...
Zobacz – gwiazdy... mrok za oknem zapadł...
Zamknij oczy i słuchaj – to dla Ciebie.
Za górami, za lasami, za dziesiątą rzeką
Było państwo – niezbyt duże, ale nie malutkie.
Jedni mówią, że to blisko było, drudzy – że daleko.
Dojdziesz tam prędzej czy później – z jednakowym skutkiem.
Czytaj też: Świąt można nie lubić. I można je spędzić samotnie
Rozdział pierwszy. O państwie, w którym wszyscy są szczęśliwi i gdzie wszystko wszędzie gra
W pięknej dolinie, zagubionej
Pośród tysiąca innych dolin,
Stał złoty zamek, ocieniony
Gęstwiną buków i topoli.
W zamku król mieszkał, który władał
Całą doliną niepodzielnie –
Na złotym tronie sobie siadał,
Miał złote sztućce i patelnie,
Złote półmiski i odzienie:
Pantofle, szlafrok – oraz szaty.
Król zawsze czyste miał sumienie,
Był dobry, wesół i bogaty.
Jaki król, taki lud poddany –
Zasobny wielce i szczęśliwy.
Złociły się pszeniczne łany,
Każdy był zdrów i urodziwy.
Na wzgórzu stał drogowskaz krzywy
Z napisem „SIELANKOWY KRAJ –
Kto trafi tu, ma być szczęśliwy.
Ten kraj ma mu się zmienić w raj!”.
Król przejął miano od pradziada –
/ten sam ród władał od stuleci/
Władca – Ministrów rzekła Rada –
Będzie Wesołkiem Dobrym Trzecim!
Czytaj też: Nigdy nie było takich świąt. Jakie będą w Europie?
No a królewna? Cóż jest warta
Bajka, gdy nie ma w niej królewny?
Więc była. Dobra, grzeczna, miła,
Mówiła głosem słodko-śpiewnym,
Miała zielone, duże oczy –
W nich była rozmarzenia krzynka...
Wpinała kwiaty do warkoczy –
Na imię miała Śmiechulinka.
Tak w Sielankowie dni płynęły
W dostatku oraz dobrobycie –
Bez chorób, zmartwień i kłopotów.
Czyż może być piękniejsze życie?
Wreszcie wyjawić przyszła pora,
Skąd tyle szczęścia w jednym kraju –
Otóż na zboczu, przy pałacu,
Wyrosło DRZEWO URODZAJU.
Malutki krzew wystawił głowę
Z ziemi przed z górą lat tysiącem –
Chciał dotknąć chmur, więc piął się w górę,
Pieściło go serdecznie słońce,
Poił go deszcz niebieską wodą,
Hartował wicher bezlitosny –
Lud mądry chuchał nań i dmuchał
Od wiosny – przez rok – aż do wiosny.
I w Sielankowie każdy wiedział,
Że w środku bije serce drzewa,
Co chroni króla, lud poddany
I ptaka, co w gałęziach śpiewa.
Co roku więc o jednej porze
Wszyscy mieszkańcy tego kraju
Zbierali się, bawiąc i tańcząc
Pod wielkim Drzewem Urodzaju.
Czytaj też: Jak nas męczą święta Bożego Narodzenia
Ile radości! Ile ciepła...
Choć wkoło skrzył się śnieg srebrzyście
I zima przecież – lecz na Drzewie
Szumiały wciąż zielone liście!
Wszyscy chwytali się za ręce
I uśmiechali się do siebie –
A od uścisku ciepłych dłoni
Dobrze robiło się jak w niebie!
A potem każdy dla każdego
Miał okruch chleba zawinięty
W śliczną chusteczkę śnieżnobiałą
Oraz życzenia i prezenty.
I właśnie całe Sielankowo –
Ludzie i ptaki, i zwierzęta –
Zaczęli się przygotowywać
Do cudownego swego Święta.
Król zwołał dwór i swych poddanych,
Ulubionego błazna Kpinkę –
Którego musiał sam rozśmieszać! –
Oraz królewnę Śmiechulinkę.
Chrząknął i rzekł: Kochani moi,
Wkrótce, jak mamy to w zwyczaju,
Będziemy cieszyć się i bawić!
Zbliża się Święto Urodzaju.
Trzeba ustroić nasze Drzewo –
Poza tym każdy niech się spręży
I przygotuje coś miłego
Dla kogoś sercu najbliższego.
Piekarz ma zrobić kołacz pyszny,
Bednarz ma sprawić beczki nowe,
Zdun piękny piec, gdzie mieszka ciepło –
A kowal szczęścia kuć podkowę!
Ja, król Wesołek Dobry Trzeci,
Przyrzekam wszystkim, jak co roku,
Gościć mój cały lud poddany
Na dworze – do późnego zmroku!
A moja córka Śmiechulinka
Upiecze placek z rodzynkami
I ugotuje kompot z suszu –
Najlepszy w świecie – między nami.
A ty mój Kpinko – rzekł do błazna –
Zajmiesz się stroną artystyczną.
Odkurzysz naszą pieśń świąteczną,
Niech zabrzmi nam melodią śliczną!
Czytaj też: Jak kwarantanna odbije się na naszym zdrowiu?
W królewskim skarbcu znajdziesz nuty
I wygrasz je na złotym rogu.
Więc zabierajmy się do pracy!
Na dziś to wszystko, chwała Bogu.
Wszyscy z radości podskoczyli,
Po czym rękawy zakasali
I pogwizdując sobie z cicha,
Żwawo do pracy się zabrali.
Królewna, jak rozkazał tata,
W makutrze ciasto wyrabiała
I podjadając raz za razem,
Rodzynek garść w środek wrzucała.
I nagle myśl szalona nieco
W głowę jej wpadła rozwichrzoną:
„Na tańcach wciąż mi lata lecą –
Czas, bym została czyjąś żoną!”.
Na ślepy los się zdała potem,
Pierścionek z palca zdjęła mały –
Po czym do ciasta go wrzuciła,
Tak jak rodzynki i migdały.
„Komu się trafi – pomyślała –
Ten dla mnie będzie przeznaczony!
A ja postaram się, by lepszej
Nie było w całym świecie żony!”.
Tymczasem błazen Kpinka stanął
Na królewskiego skarbca progu,
Już sięgał nut, by zagrać pięknie
świąteczną pieśń na złotym rogu –
Gdy wicher rozwarł okiennice,
A potem nagle huknął drzwiami
I wyrwał nuty z jego ręki...
Po czym pofrunął nad polami,
Przeleciał Sielankowo całe
I zniknął za sąsiednią górą,
Unosząc nuty rozsypane
Po mroźnym niebie czarną chmurą!
Czytaj też: Jak sobie radzić w zalewie durnoty
A kiedy przyszła wytęskniona
Chwila, w której pod wielkim Drzewem
Zbierał się naród Sielankowa,
By uczcić swoje Święto śpiewem
I kiedy każdy swoje dary
Zawiesił na gałęzi Drzewa:
Orzeszki, słodkie marcepany,
Ptaka z bibułki, który śpiewał,
Podkowę, co przynosi szczęście,
Świąteczny kołacz z bakaliami,
Suszone śliwki oraz placek
Nadziany gęsto rodzynkami,
Gdy miała gruchnąć pieśń radosna –
Wtedy się właśnie okazało,
Że nie ma nut! A jakże śpiewać
Bez nut świąteczną pieśń wspaniałą?...
I wszyscy ręce załamali,
I po raz pierwszy od stuleci
Zwyczajnie w świecie zapłakali –
Starzy, młodzi oraz dzieci.
A gdy przetarli mokre oczy,
Ujrzeli z wielkim zadziwieniem –
Że nie ma Drzewa Urodzaju!
Jest tylko piasek i kamienie...
Odeszła radość z Sielankowa
I zniknął także błazen Kpinka...
Wszyscy się w smutku pogrążyli –
Nawet królewna Śmiechulinka.
Zostawmy teraz Sielankowo
I chodźmy wszyscy, drodzy moi,
Tam, gdzie na wzgórzu, pośród sosen,
Drogowskaz krzywy sobie stoi...
Czytaj też: Dobre strony samotności
Rozdział drugi, w którym trafiamy do kraju księcia ponurego, gdzie robi się nam zimno i bardzo, bardzo smutno
A z drugiej strony Sielankowa
Był kraj (choć nikt nie wiedział tego)
O nazwie mrocznej jak noc ciemna –
Kraina Księcia Ponurego.
Dolina jak tysiące innych,
Lecz ludzie, którzy tam mieszkali
Smutni wciąż byli, zatroskani,
Nigdy piosenek nie śpiewali,
A ptaki, widząc, co się dzieje,
Dawno swe gniazda opuściły
I odleciały w inne strony.
I nigdy więcej nie wróciły.
Książę zakuty w czarną zbroję
Po pustych włóczył się komnatach,
Nie pokazując się nikomu.
I tak mijały dni i lata.
A lud zgorzkniały i nieufny
I w swoim smutku zasklepiony
Pracował, lecz ze swojej pracy
Był stale niezadowolony.
Piekarz, co bułki piekł z zakalcem,
Zamienił dzieżę na łopatę –
I kopał doły, gdy mróz chwytał.
Bednarz, gdy beczce wstawiał łatę,
To za dni cztery odleciała!
Więc wziął się za pieczenie chleba –
Z każdego bochna wyszła chała!
Kowal, gdy podków było trzeba,
Wykuwał znaki zapytania,
Więc rzucił miech w kąt swojej kuźni –
Czekał, aż piekarz dół wykopie...
I szybko zasypywał później.
Stoły zrobione przez stolarza
Nie miały nigdy trzeciej nogi!
Więc stolarz zmienił fach i został
Strachem na wróble koło drogi.
Smutny był los tych, co mieszkali
W Krainie Księcia Ponurego...
Wierzyli bowiem, że w ich życiu
Więcej jest złego niż dobrego.
Czytaj też: Wigilia, co za dzień! Teraz inny niż zawsze
I byli święcie przekonani,
Że będzie tak do końca świata.
I nie patrzyli sobie w oczy.
W sercach nie mieli nigdy lata,
A tylko mroźną, białą zimę.
A łzy, co z oczu im spływały,
Zmieniały się w sopelki małe
Skrzące się blaskiem, jak kryształy.
Potem je zanosili księciu,
Który ponuro i samotnie
Przemierzał zamku wielkie sale,
Gdzie echo tłukło się stokrotnie.
W Krainie Księcia Ponurego
Nikt nigdy nie miał swego Święta.
Chociaż najstarszy jej mieszkaniec
Mówił, że taki sen pamięta,
W którym zupełnie niespodzianie
W nocy rozbłysło gwiazd tysiące,
A potem każda spadła miękko
Ku wyciągniętym do nich rękom...
I każdy wrócił do swej chaty
Z gwiazdą. I każdy był radosny!
A potem pieśń słyszano dziwną...
I nie wiedziano, czy to sosny
Szumią, czy śpiewają ptaki...
Dość, że tak w sercach im utkwiła,
Że odtąd ciągle ją nucili
I była im szczególnie miła.
Lecz w końcu to snem było tylko
I snu już nie pamiętał prawie,
I nikt poza nim już nie słyszał
O żadnym Święcie ni zabawie.
Ale tęsknota jakaś dziwna
I żal za pieśnią zapomnianą
Wyryły troskę im na twarzach.
Ze smutkiem się budzili rano,
Ze smutkiem także spać się kładli
I choć pragnęli losu zmiany –
Nie mieli siły, by go zmienić!
Każdy dzień zły był, zapłakany...
Czytaj też: Wigilia po wegańsku
I właśnie lód skuł wszystkie wody.
Nastała groźna, ostra zima.
Wszyscy chuchali i tupali,
Bo mróz siarczysty mocno trzymał.
A że zziębnięte mieli serca
I dłonie zimne, jakby z lodu –
Więc cicho kryli się po kątach
Drżący od głodu i od chłodu.
A kiedy wszystkim już się zdało,
Że znikąd wyjścia ni pomocy,
Wdarł się w gwizd wiatru dźwięk przedziwny
I zbudził wszystkich pośród nocy!
Więc każdy przetarł senne oczy
I się na równe nogi zerwał...
A ton przedziwny wciąż się zbliżał,
Melodia była słodka, rzewna,
I ludzie nagle przebudzeni
Pytali w wielkim zadziwieniu:
Skąd to?... i nawet nie spostrzegli,
Że zapomnieli o zmartwieniu!
A z chmur czy z nieba – nie wiadomo,
Spadł potok nut na kraj ponury!
I wszyscy nucić je zaczęli –
Aż popłynęła pieśń do góry!
Ręce się same wyciągnęły,
Szukając innych, drogich dłoni...
Prosto spojrzano sobie w oczy,
Każdy serdeczną łzę uronił,
A łza nie była gorzka wcale!
I już nie smutna, lecz gorąca...
Serca zaklęte w kawał lodu
Stopiły się, a okruch słońca
Rozjaśnił dusze zatroskane,
Opromieniając każdy kącik...
Rozjaśnił myśli najciemniejsze,
W najczulszą strunę serca trącił,
I sprawił, że zgorzkniali ludzie
Stali się piękni, silni, młodzi –
I los, co kłody ciągle rzucał,
Nie mógł już więcej im zaszkodzić.
Czytaj też: Wigilia w Kosmosie
A Książe Ponurego Kraju
Uczuł pod zbroją dziwne bicie,
Które umilkło na lat tysiąc...
Poczuł, że wreszcie wraca życie,
Że słyszy pieśń, której melodia
Tęsknie się w duszy kołatała...
I żal gorący spłynął z serca –
Że przeminęła wieczność cała,
W której się wszystko rozpłynęło,
W której się zgubił kraj rodzinny,
Smutny, bez słońca, bez nadziei –
I że on sam jest temu winny.
I płacz pochwycił go serdeczny,
Co zawsze niesie ukojenia...
A kiedy wyjrzał na dziedziniec –
Aż przetarł oczy ze zdumienia!
Na środku stało Wielkie Drzewo
Mieniące się blaskami tęczy!
A na gałęziach rozwieszone
Łańcuchy cienkie, jak pajęczyn
Nitki. Orzeszki lukrowane,
Jabłuszka, słodkie marcepany,
Suszone śliwki i morele,
I ptak z bibułki, malowany!
I w blasku drzewa lud, co dotąd
Krył się za domów swych ścianami,
Wesoło śpiewa pieśń radosną –
Wcinając placek z rodzynkami!
Książę po schodach zbiegł skruszony,
Wszyscy mu wszystko wybaczyli
I zapomnieli o złych chwilach.
Śpiewali razem i tańczyli!
I nie spostrzegli, że się znalazł
Pośród ich grona obcy człowiek,
Co na uciechę ich i radość
Spod przymrużonych patrzył powiek.
Patrzył tak długo, myślał długo,
W dłoniach skrył twarz dla niepoznaki
I zniknął cicho, jak się zjawił –
Czy wiecie może, kto to taki?
Był to... lecz skąd harmider nagły
I zamieszanie się zrobiło!
Księciu, co plackiem się zajadał
W zębach coś nagle zadzwoniło.
A po dokładnych oględzinach
Ukazał się pierścionek mały,
Lśniący błyskami tysięcznymi,
Mieniący się jak kryształ biały!
Czytaj też: Wigilia kontrolowana. Za co i jak możemy być ukarani
Książę na sercu go położył
I uznał to za dobry omen
I rzekł: tej, co go zgubiła,
Oddam królestwo i koronę!
Teraz zostawmy Kraj Ponury,
Co w dobrym się odrodził słowie,
Żeby zobaczyć, co się dzieje
W sąsiednim państwie, w Sielankowie.
Czytaj też: Co wiemy o dzieciństwie Jezusa?
Rozdział trzeci, w którym wszystko złe okazało się dobrem i zmierza do szczęśliwego końca
A w Sielankowie, drogie dzieci,
Kiedy się wszyscy wypłakali,
Zaczęli pytać się nawzajem:
Co dalej będzie? No, co dalej?
„Trzeba odzyskać nasze Drzewo,
Choćby prowadzić przyszło wojnę!
Choćby nam przyszło przerwać nasze
Życie szczęśliwe i spokojne!”.
Tak wołał Król Wesołek Trzeci –
Wszyscy uważnie go słuchali
I zgodnie z królewskim rozkazem
Do wojny się przygotowali.
W oczach błysnęły zimne ognie,
Snem spali czujnym, niespokojnym,
Manewry wciąż wojskowe trwały –
Calutkie państwo w stanie wojny!
Królewna Śmiechulinka szyła
Onuce białe dla żołnierzy,
A król Wesołek przez lunetę
Patrzył na wojska z wielkiej wieży.
Nagle znajomą postać dojrzał
W dali i krzyknął: „To mój Kpinka!”.
I zbiegł po cztery schody na raz –
Za nim królewna Śmiechulinka,
A potem wszyscy otoczyli
Przybysza ciasnym, zwartym kołem.
„Gdzieś się podziewał!”, zawołali,
A przede wszystkim król Wesołek.
„Tak się tu ważne dzieją dzieje,
Tymczasem tyś bez wieści przepadł!
Nasz kraj do wojny się szykuje,
Groźna nas walka zaraz czeka –
A ciebie nie ma!” – błazen Kpinka
Do nóg królewskich padł wzruszony:
„Wybacz mi, królu, że odszedłem
Bez Twojej zgody w obce strony.
Czytaj też: Jezus, Maryja i Józef. Co wiemy o świętej rodzinie?
Wybacz mi także zbytnią śmiałość,
Wiesz, jak mi szczęście kraju drogie,
Lecz by odzyskać nasze Drzewo,
Z jakim zamierzasz walczyć wrogiem?
Czy ktoś je zabrał stąd podstępnie,
Zagrabił zbrojnie nasze mienie?”.
Zamilkli wszyscy, spoglądając
Tam, gdzie był piasek i kamienie,
A przedtem rosło wielkie Drzewo.
I nagle wszyscy zobaczyli
Że młody pęd się pnie do góry –
I rośnie, rośnie – a po chwili
Rośliną staje się dojrzałą,
Potem soczystym, młodym krzewem.
I każdy spostrzegł wnet, że stoi
Pod wielkim, rozłożystym Drzewem!
Król ze zdumienia przetarł oczy
I nikt przemówić nie mógł słowa...
I była cisza, w której wszyscy
Odnajdywali się od nowa...
W gałęziach świergotały ptaki
I snuła się opowieść rzewna –
O kraju smutnym, bez uśmiechu...
I rozmarzyła się Królewna...
Myślała o Ponurym Księciu,
Co serce zimne miał i biedne,
O tym, że takie Drzewo Czarów
Ma rosnąć tam, gdzie jest potrzebne.
A tym, co szczerze są szczęśliwi,
Wystarczą przecież zwykłe drzewa...
A święto każdy nosi w sobie...
I każdy może pieśń zaśpiewać –
Nawet gdy odfrunęły nuty.
Zostają przecież własne słowa,
A jeśli nawet się pogubią –
Można powiedzieć je od nowa...
Czytaj też: Wspólnoty Buddy i Jezusa
I jeszcze może sprawdzić warto
Drogowskaz, co przed domem stoi,
I wiedzieć, czy po drugiej stronie
Ktoś mieszka. I czy się nie boi.
Tymczasem w Sielankowie – dzięki
Mądrości i przezorności Kpinki
Nadal nie było żadnych wojen.
Odbył się ślub Śmiechulinki
Z Księciem, co przestał być ponury.
I zmienił nazwę kraju swego –
Którym rządzili teraz razem –
W Królestwo Księcia Szczęśliwego.
A teraz śpijcie, drodzy moi,
Dzwoni dzwoneczkiem dobry błazen...
Uśmiechem swym nieprzeniknionym
Bawi i smuci nas zarazem –
Bo źle, gdy śmiać się nie ma z czego,
I źle, gdy tylko śmiech zostanie...
Koniec
Dzieciom dużym i małym
grzecznym i niegrzecznym –
niech śnią im się piękne sny.
Czytaj też: Ile zostało z feministycznej rewolucji Jezusa?