Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Świąteczna opowieść dla małych i dużych

Iluminacja świąteczna w Warszawie Iluminacja świąteczna w Warszawie Andrzej Hulimka / Forum
O królestwie pełnym radości i innym, straszliwie smutnym. A także o zaczarowanym drzewie, które samo wie, gdzie ma rosnąć.

Kiedy na palcach wchodzi cicho Sen – Czarodziej,
Co skleja dzieciom oczy różowym krochmalem –
Jesteś na oceanie, w wiszącym ogrodzie
Lub na księżycu. I się nie dziwisz. Wcale.

A gdy skinie swym patyczkiem czarodziejskim,
Zmienia każdy szary sen na kolorowy:
Żółty, srebrny, jaśminowo-niebieski
Lub zielony. Lub perłowo-tęczowy.

A ten sen będzie miał kolor i zapach,
Jaki lubisz najbardziej, wiesz...
Zobacz – gwiazdy... mrok za oknem zapadł...
Zamknij oczy i słuchaj – to dla Ciebie.

Za górami, za lasami, za dziesiątą rzeką
Było państwo – niezbyt duże, ale nie malutkie.
Jedni mówią, że to blisko było, drudzy – że daleko.
Dojdziesz tam prędzej czy później – z jednakowym skutkiem.

Czytaj też: Świąt można nie lubić. I można je spędzić samotnie

Rozdział pierwszy. O państwie, w którym wszyscy są szczęśliwi i gdzie wszystko wszędzie gra

W pięknej dolinie, zagubionej
Pośród tysiąca innych dolin,
Stał złoty zamek, ocieniony
Gęstwiną buków i topoli.

W zamku król mieszkał, który władał
Całą doliną niepodzielnie –
Na złotym tronie sobie siadał,
Miał złote sztućce i patelnie,

Złote półmiski i odzienie:
Pantofle, szlafrok – oraz szaty.
Król zawsze czyste miał sumienie,
Był dobry, wesół i bogaty.

Jaki król, taki lud poddany –
Zasobny wielce i szczęśliwy.
Złociły się pszeniczne łany,
Każdy był zdrów i urodziwy.

Na wzgórzu stał drogowskaz krzywy
Z napisem „SIELANKOWY KRAJ –
Kto trafi tu, ma być szczęśliwy.
Ten kraj ma mu się zmienić w raj!”.

Król przejął miano od pradziada –
/ten sam ród władał od stuleci/
Władca – Ministrów rzekła Rada –
Będzie Wesołkiem Dobrym Trzecim!

Czytaj też: Nigdy nie było takich świąt. Jakie będą w Europie?

No a królewna? Cóż jest warta
Bajka, gdy nie ma w niej królewny?
Więc była. Dobra, grzeczna, miła,
Mówiła głosem słodko-śpiewnym,

Miała zielone, duże oczy –
W nich była rozmarzenia krzynka...
Wpinała kwiaty do warkoczy –
Na imię miała Śmiechulinka.

Tak w Sielankowie dni płynęły
W dostatku oraz dobrobycie –
Bez chorób, zmartwień i kłopotów.
Czyż może być piękniejsze życie?

Wreszcie wyjawić przyszła pora,
Skąd tyle szczęścia w jednym kraju –
Otóż na zboczu, przy pałacu,
Wyrosło DRZEWO URODZAJU.

Malutki krzew wystawił głowę
Z ziemi przed z górą lat tysiącem –
Chciał dotknąć chmur, więc piął się w górę,
Pieściło go serdecznie słońce,

Poił go deszcz niebieską wodą,
Hartował wicher bezlitosny –
Lud mądry chuchał nań i dmuchał
Od wiosny – przez rok – aż do wiosny.

I w Sielankowie każdy wiedział,
Że w środku bije serce drzewa,
Co chroni króla, lud poddany
I ptaka, co w gałęziach śpiewa.

Co roku więc o jednej porze
Wszyscy mieszkańcy tego kraju
Zbierali się, bawiąc i tańcząc
Pod wielkim Drzewem Urodzaju.

Czytaj też: Jak nas męczą święta Bożego Narodzenia

Ile radości! Ile ciepła...
Choć wkoło skrzył się śnieg srebrzyście
I zima przecież – lecz na Drzewie
Szumiały wciąż zielone liście!

Wszyscy chwytali się za ręce
I uśmiechali się do siebie –
A od uścisku ciepłych dłoni
Dobrze robiło się jak w niebie!

A potem każdy dla każdego
Miał okruch chleba zawinięty
W śliczną chusteczkę śnieżnobiałą
Oraz życzenia i prezenty.

I właśnie całe Sielankowo –
Ludzie i ptaki, i zwierzęta –
Zaczęli się przygotowywać
Do cudownego swego Święta.

Król zwołał dwór i swych poddanych,
Ulubionego błazna Kpinkę –
Którego musiał sam rozśmieszać! –
Oraz królewnę Śmiechulinkę.

Chrząknął i rzekł: Kochani moi,
Wkrótce, jak mamy to w zwyczaju,
Będziemy cieszyć się i bawić!
Zbliża się Święto Urodzaju.

Trzeba ustroić nasze Drzewo –
Poza tym każdy niech się spręży
I przygotuje coś miłego
Dla kogoś sercu najbliższego.

Piekarz ma zrobić kołacz pyszny,
Bednarz ma sprawić beczki nowe,
Zdun piękny piec, gdzie mieszka ciepło –
A kowal szczęścia kuć podkowę!

Ja, król Wesołek Dobry Trzeci,
Przyrzekam wszystkim, jak co roku,
Gościć mój cały lud poddany
Na dworze – do późnego zmroku!

A moja córka Śmiechulinka
Upiecze placek z rodzynkami
I ugotuje kompot z suszu –
Najlepszy w świecie – między nami.

A ty mój Kpinko – rzekł do błazna –
Zajmiesz się stroną artystyczną.
Odkurzysz naszą pieśń świąteczną,
Niech zabrzmi nam melodią śliczną!

Czytaj też: Jak kwarantanna odbije się na naszym zdrowiu?

W królewskim skarbcu znajdziesz nuty
I wygrasz je na złotym rogu.
Więc zabierajmy się do pracy!
Na dziś to wszystko, chwała Bogu.

Wszyscy z radości podskoczyli,
Po czym rękawy zakasali
I pogwizdując sobie z cicha,
Żwawo do pracy się zabrali.

Królewna, jak rozkazał tata,
W makutrze ciasto wyrabiała
I podjadając raz za razem,
Rodzynek garść w środek wrzucała.

I nagle myśl szalona nieco
W głowę jej wpadła rozwichrzoną:
„Na tańcach wciąż mi lata lecą –
Czas, bym została czyjąś żoną!”.

Na ślepy los się zdała potem,
Pierścionek z palca zdjęła mały –
Po czym do ciasta go wrzuciła,
Tak jak rodzynki i migdały.

„Komu się trafi – pomyślała –
Ten dla mnie będzie przeznaczony!
A ja postaram się, by lepszej
Nie było w całym świecie żony!”.

Tymczasem błazen Kpinka stanął
Na królewskiego skarbca progu,
Już sięgał nut, by zagrać pięknie
świąteczną pieśń na złotym rogu –

Gdy wicher rozwarł okiennice,
A potem nagle huknął drzwiami
I wyrwał nuty z jego ręki...
Po czym pofrunął nad polami,

Przeleciał Sielankowo całe
I zniknął za sąsiednią górą,
Unosząc nuty rozsypane
Po mroźnym niebie czarną chmurą!

Czytaj też: Jak sobie radzić w zalewie durnoty

A kiedy przyszła wytęskniona
Chwila, w której pod wielkim Drzewem
Zbierał się naród Sielankowa,
By uczcić swoje Święto śpiewem

I kiedy każdy swoje dary
Zawiesił na gałęzi Drzewa:
Orzeszki, słodkie marcepany,
Ptaka z bibułki, który śpiewał,

Podkowę, co przynosi szczęście,
Świąteczny kołacz z bakaliami,
Suszone śliwki oraz placek
Nadziany gęsto rodzynkami,

Gdy miała gruchnąć pieśń radosna –
Wtedy się właśnie okazało,
Że nie ma nut! A jakże śpiewać
Bez nut świąteczną pieśń wspaniałą?...

I wszyscy ręce załamali,
I po raz pierwszy od stuleci
Zwyczajnie w świecie zapłakali –
Starzy, młodzi oraz dzieci.

A gdy przetarli mokre oczy,
Ujrzeli z wielkim zadziwieniem –
Że nie ma Drzewa Urodzaju!
Jest tylko piasek i kamienie...

Odeszła radość z Sielankowa
I zniknął także błazen Kpinka...
Wszyscy się w smutku pogrążyli –
Nawet królewna Śmiechulinka.

Zostawmy teraz Sielankowo
I chodźmy wszyscy, drodzy moi,
Tam, gdzie na wzgórzu, pośród sosen,
Drogowskaz krzywy sobie stoi...

Czytaj też: Dobre strony samotności

Rozdział drugi, w którym trafiamy do kraju księcia ponurego, gdzie robi się nam zimno i bardzo, bardzo smutno

A z drugiej strony Sielankowa
Był kraj (choć nikt nie wiedział tego)
O nazwie mrocznej jak noc ciemna –
Kraina Księcia Ponurego.

Dolina jak tysiące innych,
Lecz ludzie, którzy tam mieszkali
Smutni wciąż byli, zatroskani,
Nigdy piosenek nie śpiewali,

A ptaki, widząc, co się dzieje,
Dawno swe gniazda opuściły
I odleciały w inne strony.
I nigdy więcej nie wróciły.

Książę zakuty w czarną zbroję
Po pustych włóczył się komnatach,
Nie pokazując się nikomu.
I tak mijały dni i lata.

A lud zgorzkniały i nieufny
I w swoim smutku zasklepiony
Pracował, lecz ze swojej pracy
Był stale niezadowolony.

Piekarz, co bułki piekł z zakalcem,
Zamienił dzieżę na łopatę –
I kopał doły, gdy mróz chwytał.
Bednarz, gdy beczce wstawiał łatę,

To za dni cztery odleciała!
Więc wziął się za pieczenie chleba –
Z każdego bochna wyszła chała!
Kowal, gdy podków było trzeba,

Wykuwał znaki zapytania,
Więc rzucił miech w kąt swojej kuźni –
Czekał, aż piekarz dół wykopie...
I szybko zasypywał później.

Stoły zrobione przez stolarza
Nie miały nigdy trzeciej nogi!
Więc stolarz zmienił fach i został
Strachem na wróble koło drogi.

Smutny był los tych, co mieszkali
W Krainie Księcia Ponurego...
Wierzyli bowiem, że w ich życiu
Więcej jest złego niż dobrego.

Czytaj też: Wigilia, co za dzień! Teraz inny niż zawsze

I byli święcie przekonani,
Że będzie tak do końca świata.
I nie patrzyli sobie w oczy.
W sercach nie mieli nigdy lata,

A tylko mroźną, białą zimę.
A łzy, co z oczu im spływały,
Zmieniały się w sopelki małe
Skrzące się blaskiem, jak kryształy.

Potem je zanosili księciu,
Który ponuro i samotnie
Przemierzał zamku wielkie sale,
Gdzie echo tłukło się stokrotnie.

W Krainie Księcia Ponurego
Nikt nigdy nie miał swego Święta.
Chociaż najstarszy jej mieszkaniec
Mówił, że taki sen pamięta,

W którym zupełnie niespodzianie
W nocy rozbłysło gwiazd tysiące,
A potem każda spadła miękko
Ku wyciągniętym do nich rękom...

I każdy wrócił do swej chaty
Z gwiazdą. I każdy był radosny!
A potem pieśń słyszano dziwną...
I nie wiedziano, czy to sosny

Szumią, czy śpiewają ptaki...
Dość, że tak w sercach im utkwiła,
Że odtąd ciągle ją nucili
I była im szczególnie miła.

Lecz w końcu to snem było tylko
I snu już nie pamiętał prawie,
I nikt poza nim już nie słyszał
O żadnym Święcie ni zabawie.

Ale tęsknota jakaś dziwna
I żal za pieśnią zapomnianą
Wyryły troskę im na twarzach.
Ze smutkiem się budzili rano,

Ze smutkiem także spać się kładli
I choć pragnęli losu zmiany –
Nie mieli siły, by go zmienić!
Każdy dzień zły był, zapłakany...

Czytaj też: Wigilia po wegańsku

I właśnie lód skuł wszystkie wody.
Nastała groźna, ostra zima.
Wszyscy chuchali i tupali,
Bo mróz siarczysty mocno trzymał.

A że zziębnięte mieli serca
I dłonie zimne, jakby z lodu –
Więc cicho kryli się po kątach
Drżący od głodu i od chłodu.

A kiedy wszystkim już się zdało,
Że znikąd wyjścia ni pomocy,
Wdarł się w gwizd wiatru dźwięk przedziwny
I zbudził wszystkich pośród nocy!

Więc każdy przetarł senne oczy
I się na równe nogi zerwał...
A ton przedziwny wciąż się zbliżał,
Melodia była słodka, rzewna,

I ludzie nagle przebudzeni
Pytali w wielkim zadziwieniu:
Skąd to?... i nawet nie spostrzegli,
Że zapomnieli o zmartwieniu!

A z chmur czy z nieba – nie wiadomo,
Spadł potok nut na kraj ponury!
I wszyscy nucić je zaczęli –
Aż popłynęła pieśń do góry!

Ręce się same wyciągnęły,
Szukając innych, drogich dłoni...
Prosto spojrzano sobie w oczy,
Każdy serdeczną łzę uronił,

A łza nie była gorzka wcale!
I już nie smutna, lecz gorąca...
Serca zaklęte w kawał lodu
Stopiły się, a okruch słońca

Rozjaśnił dusze zatroskane,
Opromieniając każdy kącik...
Rozjaśnił myśli najciemniejsze,
W najczulszą strunę serca trącił,

I sprawił, że zgorzkniali ludzie
Stali się piękni, silni, młodzi –
I los, co kłody ciągle rzucał,
Nie mógł już więcej im zaszkodzić.

Czytaj też: Wigilia w Kosmosie

A Książe Ponurego Kraju
Uczuł pod zbroją dziwne bicie,
Które umilkło na lat tysiąc...
Poczuł, że wreszcie wraca życie,

Że słyszy pieśń, której melodia
Tęsknie się w duszy kołatała...
I żal gorący spłynął z serca –
Że przeminęła wieczność cała,

W której się wszystko rozpłynęło,
W której się zgubił kraj rodzinny,
Smutny, bez słońca, bez nadziei –
I że on sam jest temu winny.

I płacz pochwycił go serdeczny,
Co zawsze niesie ukojenia...
A kiedy wyjrzał na dziedziniec –
Aż przetarł oczy ze zdumienia!

Na środku stało Wielkie Drzewo
Mieniące się blaskami tęczy!
A na gałęziach rozwieszone
Łańcuchy cienkie, jak pajęczyn

Nitki. Orzeszki lukrowane,
Jabłuszka, słodkie marcepany,
Suszone śliwki i morele,
I ptak z bibułki, malowany!

I w blasku drzewa lud, co dotąd
Krył się za domów swych ścianami,
Wesoło śpiewa pieśń radosną –
Wcinając placek z rodzynkami!

Książę po schodach zbiegł skruszony,
Wszyscy mu wszystko wybaczyli
I zapomnieli o złych chwilach.
Śpiewali razem i tańczyli!

I nie spostrzegli, że się znalazł
Pośród ich grona obcy człowiek,
Co na uciechę ich i radość
Spod przymrużonych patrzył powiek.

Patrzył tak długo, myślał długo,
W dłoniach skrył twarz dla niepoznaki
I zniknął cicho, jak się zjawił –
Czy wiecie może, kto to taki?

Był to... lecz skąd harmider nagły
I zamieszanie się zrobiło!
Księciu, co plackiem się zajadał
W zębach coś nagle zadzwoniło.

A po dokładnych oględzinach
Ukazał się pierścionek mały,
Lśniący błyskami tysięcznymi,
Mieniący się jak kryształ biały!

Czytaj też: Wigilia kontrolowana. Za co i jak możemy być ukarani

Książę na sercu go położył
I uznał to za dobry omen
I rzekł: tej, co go zgubiła,
Oddam królestwo i koronę!

Teraz zostawmy Kraj Ponury,
Co w dobrym się odrodził słowie,
Żeby zobaczyć, co się dzieje
W sąsiednim państwie, w Sielankowie.

Czytaj też: Co wiemy o dzieciństwie Jezusa?

Rozdział trzeci, w którym wszystko złe okazało się dobrem i zmierza do szczęśliwego końca

A w Sielankowie, drogie dzieci,
Kiedy się wszyscy wypłakali,
Zaczęli pytać się nawzajem:
Co dalej będzie? No, co dalej?

„Trzeba odzyskać nasze Drzewo,
Choćby prowadzić przyszło wojnę!
Choćby nam przyszło przerwać nasze
Życie szczęśliwe i spokojne!”.

Tak wołał Król Wesołek Trzeci –
Wszyscy uważnie go słuchali
I zgodnie z królewskim rozkazem
Do wojny się przygotowali.

W oczach błysnęły zimne ognie,
Snem spali czujnym, niespokojnym,
Manewry wciąż wojskowe trwały –
Calutkie państwo w stanie wojny!

Królewna Śmiechulinka szyła
Onuce białe dla żołnierzy,
A król Wesołek przez lunetę
Patrzył na wojska z wielkiej wieży.

Nagle znajomą postać dojrzał
W dali i krzyknął: „To mój Kpinka!”.
I zbiegł po cztery schody na raz –
Za nim królewna Śmiechulinka,

A potem wszyscy otoczyli
Przybysza ciasnym, zwartym kołem.
„Gdzieś się podziewał!”, zawołali,
A przede wszystkim król Wesołek.

„Tak się tu ważne dzieją dzieje,
Tymczasem tyś bez wieści przepadł!
Nasz kraj do wojny się szykuje,
Groźna nas walka zaraz czeka –

A ciebie nie ma!” – błazen Kpinka
Do nóg królewskich padł wzruszony:
„Wybacz mi, królu, że odszedłem
Bez Twojej zgody w obce strony.

Czytaj też: Jezus, Maryja i Józef. Co wiemy o świętej rodzinie?

Wybacz mi także zbytnią śmiałość,
Wiesz, jak mi szczęście kraju drogie,
Lecz by odzyskać nasze Drzewo,
Z jakim zamierzasz walczyć wrogiem?

Czy ktoś je zabrał stąd podstępnie,
Zagrabił zbrojnie nasze mienie?”.
Zamilkli wszyscy, spoglądając
Tam, gdzie był piasek i kamienie,

A przedtem rosło wielkie Drzewo.
I nagle wszyscy zobaczyli
Że młody pęd się pnie do góry –
I rośnie, rośnie – a po chwili

Rośliną staje się dojrzałą,
Potem soczystym, młodym krzewem.
I każdy spostrzegł wnet, że stoi
Pod wielkim, rozłożystym Drzewem!

Król ze zdumienia przetarł oczy
I nikt przemówić nie mógł słowa...
I była cisza, w której wszyscy
Odnajdywali się od nowa...

W gałęziach świergotały ptaki
I snuła się opowieść rzewna –
O kraju smutnym, bez uśmiechu...
I rozmarzyła się Królewna...

Myślała o Ponurym Księciu,
Co serce zimne miał i biedne,
O tym, że takie Drzewo Czarów
Ma rosnąć tam, gdzie jest potrzebne.

A tym, co szczerze są szczęśliwi,
Wystarczą przecież zwykłe drzewa...
A święto każdy nosi w sobie...
I każdy może pieśń zaśpiewać –

Nawet gdy odfrunęły nuty.
Zostają przecież własne słowa,
A jeśli nawet się pogubią –
Można powiedzieć je od nowa...

Czytaj też: Wspólnoty Buddy i Jezusa

I jeszcze może sprawdzić warto
Drogowskaz, co przed domem stoi,
I wiedzieć, czy po drugiej stronie
Ktoś mieszka. I czy się nie boi.

Tymczasem w Sielankowie – dzięki
Mądrości i przezorności Kpinki
Nadal nie było żadnych wojen.
Odbył się ślub Śmiechulinki

Z Księciem, co przestał być ponury.
I zmienił nazwę kraju swego –
Którym rządzili teraz razem –
W Królestwo Księcia Szczęśliwego.

A teraz śpijcie, drodzy moi,
Dzwoni dzwoneczkiem dobry błazen...
Uśmiechem swym nieprzeniknionym
Bawi i smuci nas zarazem –

Bo źle, gdy śmiać się nie ma z czego,
I źle, gdy tylko śmiech zostanie...

Koniec

Dzieciom dużym i małym
grzecznym i niegrzecznym –
niech śnią im się piękne sny.

Czytaj też: Ile zostało z feministycznej rewolucji Jezusa?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną