Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Społeczeństwo

Centrum miasta bez samochodów? Zaraz wybucha awantura. A PiS wie, co robi

Deptak przy ul. Dworcowej w Katowicach Deptak przy ul. Dworcowej w Katowicach Anna Lewańska / Agencja Wyborcza.pl
Kilka dni temu władze Katowic zapowiedziały likwidację 12 proc. miejsc parkingowych w centrum miasta. Decyzji tej nie ogłoszono z dumą, ale strachem. Gniew mieszkańców szybko skierowano na rząd i jego politykę.

Temat ograniczeń dla ruchu prywatnych aut w polskich miastach dopiero niedawno zaczął być przedmiotem realnych działań. Wcześniej sprawa wydawała się z gruntu przegrana. Wszyscy wzrastaliśmy w kulturze samochodowej (świetnie opisanej w książce „Autoholizm. Jak odstawić samochód w polskim mieście”), która zdeterminowała sposób, w jaki budujemy nasze miasta, organizujemy przestrzeń publiczną i wyobrażamy sobie idealną ulicę. Podporządkowanie miasta samochodom wydaje się więc przejawem zdrowego rozsądku. Tym bardziej że w Polsce mamy 684 pojazdy na każdy 1000 mieszkańców. To drugi – po Luksemburgu – wynik w Unii Europejskiej, znacznie wyższy od średniej – 567 samochodów. Według Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów (ACEA) aż 77 proc. gospodarstw domowych w Polsce ma przynajmniej jedno auto.

Epidemia samotności: droga i zatrważająca. A rozwiązania leżą na ulicy

Samochód jako norma moralna

Przywiązanie do aut nie jest udziałem jedynie Polek i Polaków. Od czasów swojego powstania samochód konsekwentnie kradł serca i miasta społecznościom na całym świecie. Skąd ten autouniwersalizm? Do poszukiwania odpowiedzi zaprosiłem Pawła Jaworskiego, filozofa i urbanistę wspierającego miasta mierzące się z negatywnymi skutkami rozwoju motoryzacji. Jego zdaniem znamy ją już od dawna dzięki licznym badaniom nad dziejami „miasta motoryzacyjnego” (automotive city), w szczególności pracy Petera Nortona. – Dzięki nim wiemy, że masowe użytkowanie auta zrewolucjonizowało nie tylko komunikację, ale też sposób kształtowania miast i całą kulturę, w tym normy moralne.

Reklama