Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Smutne zetki. Z młodymi dzieje się coś złego, przeżywają własny „kryzys wieku średniego”

Z najmłodszym pokoleniem dzieje się coś złego. I nadal nie bardzo wiadomo, co z tym zrobić. Z najmłodszym pokoleniem dzieje się coś złego. I nadal nie bardzo wiadomo, co z tym zrobić. Tom Caillarec / Unsplash
Osoby w wieku 15–24 lata są najmniej szczęśliwą grupą spośród wszystkich. To już kolejny dowód na to, że z najmłodszym pokoleniem dzieje się coś złego. I nadal nie bardzo wiadomo, co z tym zrobić.

Magdalena Miecznicka, autorka powieści „Szczęście”, rozkłada tytułowe pojęcie na czynniki pierwsze: bohaterowie, para 40-latków z dwójką dzieci, żyją w przedwojennym domu w prestiżowej dzielnicy, pracują w równie prestiżowych zawodach (on – architekt, ona – redaktorka z przerwą w karierze na wychowywanie dzieci). A jednak są głęboko nieszczęśliwi: ciągle zmęczeni, zirytowani, znudzeni sobą, wiecznie skłóceni. Gdzie sielanka? Gdzie zadowolenie z jakości życia?

Z gromadzonych od lat na całym świecie statystyk na temat subiektywnego poczucia szczęścia w różnych grupach wiekowych wyłania się właśnie taki obraz 40-latków: przemęczonych i niezadowolonych z życia, wiecznie niemających na nic czasu, obciążonych rutyną, obowiązkami rodzinnymi i służbowymi.

Młodzi mają własny „kryzys wieku średniego”

Tegoroczny World Happiness Report, opracowany m.in. przez badaczy z Oxfordu i opublikowany symbolicznie w Międzynarodowy Dzień Szczęścia, ponownie potwierdził tę tendencję. Zastanawiające jest w nim co innego. Badania pokazały niepokojącą zmianę w ocenie zadowolenia z życia w najmłodszym pokoleniu w kilku krajach: USA, Australii, Nowej Zelandii. Z badań gromadzonych w latach 2021–23 wynika, że dziś osoby w wieku 15–24 lata są tam najmniej szczęśliwą grupą spośród wszystkich. To zwrot o 180 stopni w porównaniu do badań z lat 2006–10. Wcześniej najmłodsi Amerykanie, Australijczycy i Nowozelandczycy byli najszczęśliwsi w porównaniu do innych pokoleń. Jak to skomentował jeden z analityków w brytyjskim dzienniku „The Guardian”: zachodnia młodzież przeżywa dziś coś więcej niż kryzys wieku średniego.

Co ciekawe, wygląda na to, że do Polski ten trend jeszcze nie dotarł. Przeciwnie, statystyki z World Happiness Report dowodzą, że młodzież w krajach Europy Środkowo-Wschodniej ma się znakomicie – w naszym rejonie deklarowane poczucie satysfakcji z życia z roku na rok rośnie. Pytanie, jak to się ma do coraz bardziej alarmujących badań nad zdrowiem psychicznym polskich nastolatków, bo o tym, że nie jest z nim najlepiej, wiemy już co najmniej od kilku lat. Może szczęście nie oznacza zawsze tego samego?

Fundamenty bezpieczeństwa i szczęścia

Taka kategoria badawcza jak poczucie szczęścia jest w naukach społecznych uznawana za jeden ze wskaźników, dzięki którym można ocenić rezultaty przemian ekonomicznych, politycznych i kulturowych. W większości dotychczasowych badań wykres ukazujący relację „szczęście–wiek” układał się w kształt litery U: mamy tendencję, by najlepiej oceniać swoje życie w dzieciństwie i wczesnej młodości, a potem po sześćdziesiątce.

W drugim przypadku trend zawsze był bardziej widoczny u mężczyzn (czy kogoś to dziwi?). – Teoretycznie w czasach pokoju i jako takiego dobrobytu tam, gdzie nie ma głodu i tyranii, ludzie powinni być szczęśliwsi. Do niedawna to się sprawdzało; subiektywne poczucie szczęścia rozumiane jako ocena jakości życia faktycznie zawsze było większe w sytych społeczeństwach. Jednak pandemia i wywołany nią kryzys gospodarczy, a potem widmo wojny w Europie podważyło fundamenty, na których dotychczas opieraliśmy poczucie bezpieczeństwa i zadowolenie – mówi prof. Tomasz Sobierajski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Najwyraźniej zachodnim społeczeństwom trzeba do szczęścia czegoś więcej niż dobrobytu. Standard życia to przecież nie to samo co jakość życia – uważają młodzi, którzy się w dobrobycie wychowali. Nie mają skali porównawczej? Socjologowie podejrzewają, że za zadziwiająco zgodną tendencję do wysokiej oceny jakości życia u starszych pokoleń odpowiadają zupełnie inne oczekiwania: – Kiedyś za szczyt marzeń uważało się mieszkanie, samochód i zabezpieczone finansowo dzieci, więc gdy już się tego dorobiło, można uznać się za szczęściarzy. Oczywiście pod warunkiem, że jest się zdrowym i sprawnym – zauważa prof. Sobierajski.

Czy uda się wyprowadzić od rodziców?

Nie bez znaczenia jest też fakt, że przyspawanie do smartfonów i wielogodzinne scrollowanie social mediów może długofalowo wywierać niekorzystny wpływ na młode głowy – pogarszać nastrój, samoocenę i przede wszystkim uzależniać. Do tego stopnia, że trudno się oderwać i zabrać do czegokolwiek, nie mówiąc o nauce. Jak podkreślają komentatorzy cytowani przez brytyjski dziennik „The Guardian”, na negatywną ocenę poczucia szczęścia wśród najmłodszych przede wszystkim może wpływać rosnący niepokój o pracę, zarobki, warunki mieszkaniowe, o to, czy będą w stanie się usamodzielnić i wyprowadzić od rodziców.

Australijski socjolog Richard Eckersley, autor wielu publikacji na temat jakości życia (m.in. „Well & Good: Morality, Meaning and Happiness”), już w latach 90. porównywał młodych do kanarków w kopalni – uważał, że młodzież ze względu na swoją naturalną wrażliwość emocjonalną pierwsza odczuwa i ponosi konsekwencje zagrożeń wynikających ze współczesnego stylu życia (co znajduje wyraz m.in. w nadużywaniu narkotyków, alkoholu, a także wycofaniu społecznym, tendencjach samobójczych i przyczynia się do rozwoju wielu zaburzeń psychicznych).

Kondycja młodzieży naturalnie odbija się na funkcjonowaniu całego społeczeństwa, jak również na kulturze i gospodarce – ci młodzi kiedyś muszą dorosnąć, wejść na rynek pracy i odnajdować się jako tako w rolach społecznych typowych dla dorosłości. Eckersley od lat uważa, że nowoczesne społeczeństwa zawodzą młodych, gdy chodzi o dawanie im fundamentalnego poczucia sensu w teraźniejszości i nadziei na przyszłość. Tym bardziej dziś, kiedy mówi się o pogłębiającym się kryzysie wartości i wręcz kulcie indywidualizmu (najważniejszy jestem „ja” i to, co „moje”).

Jak twierdzi australijski naukowiec, pogarszająca się kondycja psychiczna młodzieży może być tylko wierzchołkiem góry lodowej, najbardziej widocznym przejawem ogólnego kryzysu egzystencjalnego związanego z dehumanizacją „ja”, które stało się towarem. Skutki? Depersonalizacja i alienacja to tylko te najbardziej „niewinne”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną