Chińska partia komunistyczna nadal świetnie wie, ile dzieci powinni mieć Chińczycy. Przez jakiś czas z obaw przed przeludnieniem pozwalała tylko na jedno (co do zasady, bo różnie traktowano np. mieszkańców wsi i miast albo członków mniejszości narodowych). Od 2016 r. rozszerzono limit na dwoje dzieci. Teraz partia prawdopodobnie przymierza się do poluzowania rygorów i puszczenia prokreacji na żywioł.
Władza planuje przyszłość
Obserwatorzy zwiastuny zmian wywodzą z informacji wypływających z biura najwyższego prokuratora ludowego. Trwają bowiem prace nad nowym kodeksem cywilnym i w projekcie (trafi na obrady malowanego parlamentu wiosną 2020 r.) brakuje fragmentów o planowaniu rodziny. Wprowadzono też czas do namysłu dla rozwodzących się par i łatwe zerwanie procedury rozwodowej.
Partia komunistyczna rządzi swymi poddanymi z ołówkiem w ręku i według wieloletnich planów, lubi prognozy ujęte w wykresach i tabelkach. Komuniści planują przyszłość, w tym własną, a chcąc pozostać jak najdłużej u władzy, starają się z wyprzedzeniem ustalić, gdzie czyhają zagrożenia. Dlatego z uwagą słuchają demografów i księgowych.
Pułapki demograficzne
Ci alarmują, że w najbliższych dekadach demografia będzie pracowała na niekorzyść Chin, zresztą podobnie jak w wielu innych jako tako rozwiniętych krajach. Bo co do zasady za model najbardziej pożądany uchodzi tam co najmniej tzw. reprodukcja prosta, czyli sytuacja, gdy następne pokolenia są przynajmniej tak samo liczne jak poprzednie. Postulat ma to uzasadnienie, że spadająca liczba mieszkańców tworzy szereg problemów m.in. dla gospodarki i systemów zabezpieczenia społecznego.
Chiny, podobnie jak Europa, będą się starzeć w najbliższych dekadach, co oznacza, że w społeczeństwie najwięcej będzie starszych osób, co zrodzi nowe kłopoty, np. z opieką, finansowaniem emerytur i służby zdrowia. Wyzwaniem będzie kurcząca się siła robocza. Poza tym jedynaków wychowano pod kloszem, młodzi mężczyźni mają problem, by znaleźć partnerki itd. Jest i aspekt godnościowy – w najbliższych kilku latach to Indie będą najliczniejszym państwem.
Rodzi się za mało dzieci
Więcej tu szans niż zagrożeń. Ich źródła tkwią w trwającym prawie 40 lat eksperymencie z ograniczaniem prokreacji, kulturowo uwarunkowaną modą na posiadanie synów oraz znacznym wzrostem zamożności, owocującym mniejszą liczbą dzieci w rodzinach. Ostatnia zmiana, dopuszczająca dwójki, nie przyniosła spodziewanych efektów. W 2017 r. liczba urodzeń w porównaniu z rokiem poprzednim spadła. Urodziło się 17,2 mln dzieci, gdy prognozy mówiły o 20 mln.
W teorii jakimś wyjściem jest zastąpienie braków imigracją z miejsc, gdzie wzrost populacji jest wyższy. Niewykluczone jednak, że partia komunistyczna spróbuje wręcz zachęcać do posiadania większej liczby dzieci, np. kusić jakimś odpowiednikiem 500 plus.
A gdyby poddani nie słuchali zachęt i z oporem wypełniali patriotyczny obowiązek, wtedy władze wykorzystają własne organy, by lud do rozmnażania zmusić. Mogą wykorzystać te same wstręty administracyjne, jakie wcześniej aplikowano za zbyt liczne potomstwo. W niedługiej przyszłości da się to robić bardziej precyzyjnie i dolegliwie, wdrażany jest przecież system kontroli obywatelskiej, punktowej oceny wiarygodności każdego obywatela. Stąd podejrzenia, że to pozorna liberalizacja.
Czytaj także: Orwell w chińskim wydaniu