Salome Zurabiszwili jest pierwszą kobietą na tym stanowisku nie tylko w Gruzji, ale i na całym Zakaukaziu, który oprócz Gruzji obejmuje Azerbejdżan i Armenię. Zwolennicy Zurabiszwili zwracali uwagę na płeć, traktowali to jak symbol, porównując Salome m.in. do królowej Tamar, niezwykłej władczyni rządzącej na przełomie XII i XIII w. Dzięki niej Gruzja stała się międzynarodową potęgą.
Czytaj także: Gruzja jest mężczyzną
Czy Salome Zurabiszwili będzie niezależnym prezydentem?
Czy nie były to jednak porównania nieco na wyrost, a wykreowana na polityka europejskiego Zurabiszwili będzie dobrym prezydentem – nie wiadomo. Już pojawiają się głosy, że choć przedstawia się jako kandydatka niezależna, w rzeczywistości jest mocno związana, a już na pewno wspierana finansowo przez partię rządzącą Gruzińskie Marzenie. Niektórzy twierdzą nawet, że jej założyciel Bidzina Iwaniszwili, były premier i oligarcha, namaścił Zurabiszwili i pomógł jej wygrać, żeby w przyszłości rządzić z tylnego siedzenia.
Ambasador Francji, minister, opozycjonistka
Urodzona w Paryżu w 1952 r. w rodzinie gruzińskich uchodźców politycznych, do Gruzji przyjechała dopiero w 2003 r. jako ambasador Francji. Obywatelstwo przyjęła po rewolucji róż, kiedy Micheil Saakaszwili zaproponował jej w 2004 r. stanowisko ministra spraw zagranicznych. Szybko się z nim skonfliktowała, odeszła z urzędu i przeszła do opozycji. Do 2010 r. stała na czele założonej przez siebie partii Droga Gruzji, potem była członkiem misji ONZ w Iranie, a do gruzińskiej polityki wróciła w 2012 r. po kolejnym przewrocie i dojściu do władzy partii Gruzińskie Marzenie.
Salome chce Gruzji w UE i NATO
Zurabiszwili zapowiada działania na rzecz praw człowieka i społeczeństwa obywatelskiego. Tuż po wyborach oświadczyła też, że najpierw pojedzie do Brukseli, Berlina i Paryża. Chce – tak jak to zrobiła stojąca w latach 1999–2007 na czele Łotwy prezydent Vaira Vike-Freiberga – wprowadzić Gruzję do UE i NATO. Nie ukrywa, że za jej rządów kraj ma obrać całkowicie prozachodni kierunek. Bo z Rosją raczej jej nie po drodze. W wywiadzie dla BBC stwierdziła, że ze względu na to, co Kreml robi, nie tylko w Abchazji i Osetii Południowej, ale i na Ukrainie, trudno dziś mówić o jakiejkolwiek przyjaźni.
Zurabiszwili przewrotnie o zdarzeniach z 2008 r.
Ale na jej wizerunku znowu pojawia się rysa, a sprecyzowany plan nie jest w stanie przykryć wpadek z kampanii. Zurabiszwili oświadczyła np., że w 2008 r. to nie Rosja napadła na Gruzję, ale Gruzja na Rosję. Chodziło jej o to – tłumaczyła – że prezydent Saakaszwili zaatakował w Osetii Południowej własnych obywateli. Ale mleko się rozlało. Takie słowa w kraju, który wciąż cierpi przez ten konflikt, a 20 proc. jego terytorium jest pod okupacją, są dyskwalifikujące dla polityka. Część wyborców zaczęła nazywać Zurabiszwili „zdrajczynią” i przypisywać jej współpracę z Putinem.
Czytaj także: Gruzja bliżej Rosji niż Unii Europejskiej?
Wyborcy Zurabiszwili – przekonani czy przekupieni
Gruzini wypominają jej, że jest oderwana od lokalnych problemów i nie rozumie ich. Nie mówi też za dobrze po gruzińsku, bo większość życia spędziła we Francji. Dodatkowe wątpliwości budzi jej niezależność i możliwość samodzielnego rządzenia, bo – jak twierdzą jej krytycy – już w czasie kampanii „wykazywała niewielki sprzeciw wobec wspierającej ją partii rządzącej”. Nie mówiąc już o podporządkowaniu się oczekiwaniom Bidziny Iwaniszwilego, który prowadził jej kampanię (pojawiał się zamiast Zurabiszwili na jej plakatach) i nie szczędził pieniędzy.
Iwaniszwili zapowiedział m.in., że z konta jego fundacji popłyną środki na sfinansowanie tzw. amnestii kredytowej, która oznaczała spłacenie każdego bankowego kredytu, jeśli nie przekracza on 2 tys. lari (ok. 750 dol.). Uratowani od długów Gruzini mieli tylko zagłosować zgodnie z jego wolą. Pojawiły się więc doniesienia o przekupywaniu wyborców i o tym, że pracownicy sektora publicznego byli nakłaniani do głosowania na Zurabiszwili.
Gruzińskie wybory wolne, ale nie oddają nastrojów społecznych
O nadużyciach mówił też Micheil Saakaszwili, który z zagranicy próbuje ręcznie sterować polityką Gruzji. A nawet OBWE. Choć w swoim podsumowującym raporcie organizacja pisała, że wybory były wolne, to jednocześnie przyznała, że doszło do nadużyć, a władze wyraźnie sprzyjały jednemu z kandydatów. Zurabiszwili zdobyła blisko 60 proc. głosów, ale prawdziwym barometrem nastrojów społecznych były wyniki pierwszej tury, w której otrzymała jedynie procent głosów więcej niż jej rywal ze Zjednoczonego Ruchu Narodowego Grigol Waszadze.
Czytaj także: Jak Gruzini współpracują z Osetyjczykami
Reprezentacyjna funkcja prezydenta Gruzji – i niewiele więcej
System polityczny w Gruzji jest w kryzysie. Ani rządząca partia, ani opozycja nie spełniają oczekiwań społeczeństwa, które popada w coraz większą biedę, boryka się z brakiem inwestycji, wysoką inflacją i rosnącym bezrobociem. Jednak zapowiedzi Waszadzego, że w razie sukcesu opozycja dążyć będzie do rozwiązania parlamentu i przedterminowych wyborów, a Saakaszwili wróci do kraju, pomogły nie jemu, tylko Zurabiszwili. Gruzini wciąż pamiętają wydarzenia, które miały miejsce w czasach rządów Saakaszwilego. Nie chcą kolejnych niepokojów ani destabilizacji.
Nowa pani prezydent ma zostać zaprzysiężona 16 grudnia. I nie dość, że raczej nie będzie drugą Tamar, to jeszcze jej kompetencje będą mniejsze niż poprzedników, bo od 2023 r., zgodnie ze zmianą konstytucji, prezydent zachowa tylko prawo weta i w zasadzie będzie pełnił funkcję reprezentacyjną.