Firma Facebook rządząca najpopularniejszym medium społecznościowym na naszym kontynencie wdroży nowe funkcje chroniące użytkowników w krajach UE przed manipulacjami politycznymi. Dyrektor do spraw polityki globalnej Katie Harbath pochwaliła się inicjatywą na kilka miesięcy przed wyborami europejskimi, a działania mają objąć wszystkie kraje wspólnoty. Facebook zacznie wprowadzać nowe funkcje w marcu i oprze je na mechanizmach funkcjonujących w USA od czasów rosyjskiej ingerencji w wybory prezydenckie.
Centra operacyjne i nowe narzędzia w rękach użytkowników Facebooka
Amerykańskie przedsiębiorstwo zapowiada uruchomienie centrów operacyjnych na terenie Unii. Pracownicy tych instytucji mają autoryzować reklamy zamawiane przez partie i organizacje. Docelowo ma to zapobiec sytuacjom, w których podmioty szerzące nieprawdziwe informacje płatnie zwiększają swoje zasięgi. Ma to również uniemożliwić firmom z jednego kraju Unii płacenie za informacje pojawiające się na profilach użytkowników w innych państwach wspólnoty.
Firma chce też przekazać część odpowiedzialności za kształt debaty politycznej na portalu w ręce samych użytkowników. Każdy będzie mógł zgłosić wpis, który uważa za nieprawdziwy. Jeśli Facebook otrzyma wystarczająco dużo zgłoszeń, algorytm przesunie taką publikację w dół serwisu, tak by wyświetlił się mniejszej liczbie odbiorców.
Czytaj także: Facebook jest w tarapatach. A czy ty skasujesz swoje konto?
Pozorowana troska Facebooka
Reakcja Facebooka jest tyleż potrzebna, co spóźniona. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że jest wymuszona powszechną krytyką firmy zarówno przez amerykańskie organy federalne, jak i Parlament Europejski. Portal jest bowiem ważnym narzędziem politycznym od czasu jego popularyzacji w latach 2007–10, a jego znaczenie rosło wraz z postępującym kryzysem zaufania do tradycyjnych mediów niemal we wszystkich krajach UE i w USA.
Polaryzacja tradycyjnych stacji i wydawnictw skłoniła dużą część wyborców do szukania informacji o świecie właśnie na Facebooku – medium społecznościowe dawało złudzenie możliwości własnoręcznej selekcji informacji. Problem w tym, że przez lata nikt nie kontrolował treści pojawiających się na portalu, tworząc szarą strefę, w której nie dało się odróżnić kłamstw od rzetelnych wiadomości. To z kolei umożliwiło zwolennikom brexitu zamieszczanie fałszywych informacji o Unii, a Rosjanom publikowanie nieprawdziwych treści przed wyborami w USA. To tylko najjaskrawsze przykłady takiego działania. Niedawno badacze z Oksfordu opublikowali raport, w którym dowiedli, że tylko na polskim rynku od 2008 r. powstało przynajmniej kilkaset tysiący kont w mediach społecznościowych, które od tego czasu wykorzystywane są do sterowania debatą polityczną.
Czytaj także: Jak odebrać wszechwładzę Facebookowi? Zastanawia się Europa
Żeby poprawić Facebooka, trzeba działań na szczeblu unijnym i krajowym
Trudno nie wiązać decyzji firmy o podjęciu działań ochronnych z presją polityczną wywołaną m.in. przez PE. Twarde dowody na ingerencję wyborczą na Facebooku pojawiają się od 2016 r. i wskazują, że jest to problem ogólnoświatowy – poza Europą i USA przykłady takich działań pojawiały się w Nigerii, na Filipinach czy w Mjanmie. Logicznym jest więc założyć, że firma, działając dopiero w obliczu własnego kryzysu i spadających zysków, robi minimum, by stworzyć wrażenie organizacji dbającej o jakość debaty publicznej. Piarowy wydźwięk zwiększa reklamowanie ich przez byłego brytyjskiego wicepremiera Nicka Clegga, który od niedawna pracuje dla Facebooka i ma za zadanie łagodzić polityczne konflikty.
Wszystko to wskazuje na to, że ochrona debaty na portalu i w innych mediach społecznościowych wymaga działań na szczeblu unijnym i krajowym. Nadzieję na postęp na tym polu daje planowane rozszerzenie unijnego rozporządzenia o ochronie danych osobowych. Rada Unii i Parlament chcą, by pozwalało ono karać partie i organizacje nadużywające danych osobowych wyborców w mediach społecnzościowych. Ma to zapobiec powtórce scenariusza z referendum brexitowego – zwolennicy wyjścia z Unii wykorzystali wówczas dane zebrane przez zewnętrzną firmę, by określić preferencje wyborcze brytyjskich użytkowników Facebooka.
Do rozwiązania wciąż pozostaje jednak problem nieprawdziwych informacji, które zalewają Facebooka i inne media tego typu. Tutaj działania Unii są już ledwo widoczne, a do zwalczania fejków nie kwapią się też krajowe rządy. Mozolne działanie może być spowodowane wykorzystywaniem nieprawdziwych wiadomości do zyskiwania wyborców przez partie obecnie będące u władzy w wielu krajch Europy.
Czytaj także: Koniec niewinności. USA dyskutują o regulacji platform internetowych