Johnson ma nowe propozycje ws. brexitu. Małe szanse, że Bruksela je przyjmie
Irlandzki „bezpiecznik” (backstop) to najbardziej kontrowersyjny element umowy brexitowej, której projekt premier Theresa May wynegocjowała z Brukselą blisko rok temu. Celem „bezpiecznika” jest uniknięcie odtworzenia po brexicie „twardej granicy” między unijną Irlandią i brytyjską Irlandią Północną, czyli kontroli paszportowych, celnych, vatowskich czy związanych ze standardami przewożonych towarów. „Twarda granica” byłaby sprzeczna z porozumieniem wielkopiątkowym z 1998 r., które stało się fundamentem irlandzkiego procesu pokojowego. Odtwarzanie infrastruktury granicznej między Irlandią i Irlandią Północną mogłoby – ostrzegają policyjni eksperci – znów zradykalizować niektórych aktywistów, i to w ciągu najbliższych 5–10 lat.
Rozwiązania, które wynegocjowała May, są nazywane „bezpiecznikiem”, bo teoretycznie zostały sporządzone na „wszelki wypadek”, gdyby do końca pobrexitowego okresu przejściowego (nawet do 2022 r.) nie udało się w Brukseli i Londynie wymyślić czegoś lepszego. Mimo to „bezpiecznik” doprowadził do upadku May i dojścia do władzy Johnsona, obiecującego torysom zmodyfikowaną umowę brexitową, która „nie uderzałaby w brytyjską suwerenność”.
Kilka pomysłów na irlandzki „bezpiecznik”
Aby zrozumieć nową propozycję Johnsona, warto przyjrzeć się dwóm dotychczasowym pomysłom na „bezpiecznik”. Pierwotnie Unia proponowała, aby Irlandia Północna – upraszczając – pozostała we wspólnym unijnym rynku oraz unii celnej, co znosiłoby potrzebę międzyirlandzkich kontroli granicznych, ale pod względem prawno-gospodarczym wyodrębniałoby Irlandię Północną w ramach Zjednoczonego Królestwa. W efekcie kontener z chińskimi zabawkami musiałby podlegać kontroli celnej oraz kontroli pod kątem unijnych norm towarowych przy przeprawie przez Morze Irlandzkie (między główną wyspą brytyjską a Irlandią Północną).
Rząd May odrzucił pierwszą koncepcję „bezpiecznika”, więc Unia zgodziła się na drugi wariant, wpisany do obecnego projektu umowy. Otóż cała Wielka Brytania miałaby pozostać w unii celnej z UE oraz być związana – Irlandia Północna w największym stopniu – niektórymi regułami wspólnego rynku dotyczącymi standardów towarów i innych regulacji. W rezultacie chiński kontener podlegałby – jak teraz – unijnym kontrolom na granicy brytyjskiej i potem – jak obecnie – mógłby bez żadnych kontroli być przeważony po całej Unii.
Sęk w tym, że unia celna z UE odebrałaby Brytyjczykom możliwość zawierania pełnowartościowych umów handlowych z krajami spoza Unii i właśnie to służy Johnsonowi za główny powód do kategorycznego odrzucenia „bezpiecznika”. Co zaproponował Brukseli w zamian?
Po pierwsze, pełne podporządkowanie Irlandii Północnej normom i kontrolom unijnym w przypadku towarów przemysłowych, rolnych, spożywczych. To oznaczałoby brak kontroli ich standardów na granicy międzyirlandzkiej, a wprowadzenie takich kontroli na Morzu Irlandzkim. Po drugie, Johnson chciałby jednocześnie wyjąć Irlandię Północną z unii celnej z UE, co wymagałoby kontroli celnych między Irlandią Północą i Irlandią. Po trzecie, Londyn przekonuje o możliwości przeprowadzania takich międzyirlandzkich kontroli celnych bez infrastruktury na granicy (w hurtowniach, fabrykach itd.). Po czwarte, po zakończeniu pobrexitowego okresu przejściowego lokalny parlament i władze Irlandii Północnej miałyby co cztery lata decydować, czy zgadzają się na kontynuację specyficznych rozwiązań granicznych.
Kolejne, trzecie odroczenie brexitu
Johnson w środę wieczorem dzwonił do Jeana-Claude’a Junckera, szefa Komisji Europejskiej. Z rozesłanego potem komunikatu KE wynika, że – to żadne zaskoczenie – Brukseli podoba się punkt pierwszy, drugi jest nie do przyjęcia i czwarty jest nie do przyjęcia, bo dyskryminowałby Dublin kosztem Belfastu. Punkt trzeci jest od wielu miesięcy uznawany za nierealistyczny (przynajmniej bez dostępu do nowych i jeszcze nieznanych technologii), bo nie ma na świecie granicy celnej bez infrastruktury granicznej.
Co dalej? Johnson zapewnia, że to finalna oferta. W najbliższych dniach okaże się, czy jednak jest gotów do solidnych rokowań z Brukselą. Ta tak czy inaczej szykuje się do trzeciego, tym razem krótkiego odroczenia brexitu. Teraz obowiązująca data to 30 października. Gdyby nawet nowa oferta Johnsona była satysfakcjonująca (a nie jest), to już teraz można powiedzieć, że nie ma czasu na wypracowanie precyzyjnych zapisów prawnych do wpisania w umowę ani na jej ratyfikację. Nad Johnsonem wisi decyzja Izby Gmin nakazująca mu poproszenie o odroczenie brexitu (musi się zgodzić reszta krajów wspólnoty), jeśli nie uda się zawrzeć umowy rozwodowej przed 20 października.