Wynik głosowania w tej sprawie wcale nie jest przesądzony, bo temat w Czechach nie jest traktowany jak coś oczywistego czy mało ważnego. Wokół kwestii gramatycznej toczy się momentami gorący spór. Po jednej stronie są liberałowie i feministki, po drugiej – tradycjonaliści i narodowcy.
Novakova czy Merkelova
Dodawanie do nazwisk charakterystycznej dla języków słowiańskich końcówki „-ova” jest tu powszechne i obowiązkowe, bo tak skonstruowane są przepisy. Kobieta jeszcze przed porodem wypełnia z ojcem dziecka formularz dla urzędu metrykalnego. Wpisują nazwiska rodziców i dwa imiona – dla dziewczynki i chłopca. Jeśli urodzi się chłopiec, w metryce pojawi się np. „Marek Novak”. Jeśli dziewczynka – dajmy jej na imię Marketa – to nazwisko zostanie utworzone od ojcowskiego i dostanie końcówkę „-ova”. „Novakova” pójdzie do szkoły, lekarza, takie dane trafią na jej świadectwo maturalne, prawo jazdy, dyplom ukończenia studiów itd. Jeśli po ślubie Marketa zechce przyjąć nazwisko męża, to też z końcówką.
Forma ta jest uważana za naturalną. Kobiety nierzadko same się w ten sposób przedstawiają. Podkreślanie stanu cywilnego jest zresztą powszechne: do kelnerki Czesi mówią „panienko” (slečno), a jeśli jest zamężna – to „mlada pani” (dosłownie „pani młodsza” – wprawdzie nie panienka, ale wieku wypominać nie wypada). Końcówkę „-ova” urzędy automatycznie dopisują także urodzonym tu cudzoziemkom – stąd „Bishopova” czy „Jacqueova”. Norma ta jest też bez skrępowania stosowana w mediach, dlatego wielka amerykańska tenisistka to w Czechach Serena Williamsova, a kanclerz Niemiec jest Angelą Merkelovą.
Czytaj także: Czy język ma płeć?
Feministki chcą reformy gramatyki
O ile w krajach Zachodu te drobne różnice w zapisie nikogo nie dziwią, o tyle np. w Arabii Saudyjskiej czeskie pary mogą mieć kłopot z wynajmem małżeńskiego pokoju – „Novak” i „Novakova” uchodzą za dwa różne nazwiska.
Coraz energiczniejszy ruch feministyczny w Czechach te spetryfikowane zwyczaje krytykuje i domaga się reformy. Pokutuje pogląd, że to tradycja, błahostka i nie ma sobie czym zawracać głowy. Ale dyskusje mają sens i przynoszą skutek. Kilkanaście lat temu dzięki debatom na ten temat sztywne przepisy nieco zliberalizowano i teraz dorosłej kobiecie (albo rodzicom dziewczynki) wolno złożyć podanie z prośbą o nieodmienianie nazwiska. Ale zgody udziela się warunkowo, m.in. gdy obywatelka Czech na stałe mieszka za granicą albo wychodzi za mąż za cudzoziemca.
Pod obrady parlamentu ma trafić nowela, która pozwoliłaby wszystkim bez ograniczeń decydować o brzmieniu własnego nazwiska. Za projekt odpowiadają posłanka partii rządzącej Helena Válková i Ondrzej Profant z ugrupowania Piratów. Ten drugi mówi wprost: obowiązek odmiany nazwiska to przejaw nękania. Z kolei specjalistka od lingwistyki gender Jana Valdrova krytykuje pogląd, że końcówka „-ova” to odwieczna tradycja, niemal filar narodowej tożsamości. Forma jest wprawdzie znana od dawna, ale prawny obowiązek jej stosowania wprowadzono po przewrocie komunistycznym w 1948 r. W tym czasie wypędzono też Niemców i dokonywano slawizacji tych terenów. Jak pisze Valdrova na swoim blogu, obowiązkowa końcówka „-ova” była jednym z elementów degermanizacji.
Zobacz: Skakajka, marynarka i gościni, czyli 25 przydatnych feminatywów