Jak donosił niedawno niezależny portal Meduza, Rosjanom masowo odmawia się wjazdu do Gruzji. Jegor Kuroptiew, szef kaukaskiego oddziału Fundacji Wolna Rosja, potwierdził, że zdarza się to od tygodni. Coraz trudniej przekroczyć im także granicę turecko-gruzińską. Warto przypomnieć, że po napaści na Ukrainę właśnie ta mała republika stała się jednym z najpopularniejszych celów rosyjskiej emigracji. Wyjeżdżali tam działacze polityczni i dziennikarze, ale też zwolennicy Kremla uciekający przed chaosem we własnym kraju.
Przykład Gruzji wpisuje się w szerszy trend utrudniania Rosjanom swobodnego podróżowania po Europie w czasie wojny. Wprawdzie nie udało się wprowadzić zakazu wiz turystycznych na poziomie UE, ale decydują się na to poszczególne państwa, a reszta dramatycznie spowalnia procedury.
Rusofobia!
Być może Swietłana (lat 42), turystka na Lazurowym Wybrzeżu, tak jak wielu jej rodaków będzie musiała zmienić przyzwyczajenia. W rozmowie z niemieckim „Bildem” wyznała: „Przyjeżdżam tu od sześciu lat. Osobiście nie odczuwam większych zmian. Może w banku, ale udało się je obejść. No i nie mam w hotelu rosyjskich kanałów”.
Wakacje na południu Europy to już nie luksus, na który mogą sobie pozwolić tylko rosyjscy bogacze, lecz standard średniej wielkomiejskiej klasy. Ale w tym roku Rosjanie czują się gorzej traktowani – jeśli nie wprost, to poprzez piętrzące się utrudnienia. Gdy tylko zaczęli utyskiwać na nieuprzejmość ukraińskich gości w europejskich kurortach, Kreml załadował salwę armatnią propagandy i wypalił: „Oto ona! Rusofobia!”.