Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Lider Placebo kontra Giorgia Meloni. Muzyk uderzył w czuły punkt

Brian Molko, lider Placebo. Koncert w Warszawie w październiku 2022 r. Brian Molko, lider Placebo. Koncert w Warszawie w październiku 2022 r. Andrzej Wasilkiewicz / Reporter / EAST NEWS
Giorgia Meloni pozywa Briana Molko, bo podczas koncertu w Turynie nazwał ją faszystką i rasistką. To nie pierwszy raz, kiedy włoska premier grozi swoim krytykom – ale sprawa pokazuje, że faszyzm jest tutaj silną obelgą.

Wściekłość Meloni wywołało zachowanie Molko podczas festiwalu Stupinigi Sonic Park 11 lipca w Nichelino na obrzeżach Turynu. Lider Placebo, jednego z najpopularniejszych brytyjskich zespołów ostatnich dziesięcioleci, w przerwie między piosenkami nazwał włoską premier „faszystką, rasistką, kawałkiem gówna”.

Zabolały jednak tylko dwa pierwsze słowa, a najbardziej oskarżenie o faszyzm. Lokalna prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie możliwego naruszenia dobrego imienia organów państwowej władzy. Z podobnym oskarżeniem ruszyli prawnicy samej Meloni. To w całej sprawie kluczowe: Meloni nie idzie do sądu z powodu naruszenia jej dóbr osobistych, tylko obrazy urzędu, który reprezentuje. Innymi słowy, w mniemaniu liderki Braci Włochów Brytyjczyk obraził ją nie jako osobę, ale premierkę – i za to powinna go spotkać kara (nawet 5 tys. euro).

Czytaj też: Gwiazda salonów i agentka GRU. Szpiegowała Włochy i NATO

Kogo Meloni pozywa

Urodzony w Belgii syn Szkotki i Amerykanina na razie nie komentuje całej sprawy, bo też nie bardzo jest co komentować. Formalnie zarzutów mu nie postawiono, trwają czynności przygotowawcze, nie wiadomo, czy prokurator uzna, że doszło do zniesławienia. A nawet jeśli, to horyzont czasowy dla sprawy jest spory, bardziej kilkuletni niż kilkumiesięczny. Przemawia za tym historia podobnych przypadków, gdy Meloni chciała się sądzić ze swoimi krytykami.

Molko dołączył do listy, na której jest już chociażby słynny dziennikarz śledczy i pisarz Roberto Saviano. Trzy lata temu, w czasie wywiadu telewizyjnego, szefową rządu określił mianem bastarda, co w łagodnej wersji można przetłumaczyć jako „kanalię” czy „łajdaczkę”. Komentował politykę migracyjną Braci Włochów, a dokładnie kampanię nienawiści wobec organizacji pozarządowych i charytatywnych ratujących ludzi próbujących przedostać się przez Morze Śródziemne do Włoch. Rzymski sąd orzekł, że doszło do naruszenia dobrego imienia, więc Saviano musi stanąć przed sądem. Proces ma się zacząć w październiku – dziennikarzowi grozi do trzech lat pozbawienia wolności.

Oprócz tego Meloni, już z własnej inicjatywy, pozwała dwóch dziennikarzy lewicowej gazety „Domani”. Dziennik doniósł, że ułatwiała skoligaconym z nią biznesmenom uzyskać rządowe kontrakty na zakup sprzętu sanitarnego w czasie pandemii koronawirusa. Meloni zażądała 25 tys. euro, ale autorzy odmówili wypłaty zadośćuczynienia, więc skończą na ławie oskarżonych. Sprawa ma się rozpocząć w czerwcu 2024 r.

Czytaj też: O czym śnią Włosi. Są zimni i ciepli, nie mówią o jedzeniu

Bracia Włosi wolni od faszyzmu

Sprawa z Molko jest nieco inna. Oskarżenia o faszyzm w kraju z historią faszystowskich rządów są nie tylko relatywnie rzadkie, ale – jak widać – nadal bardzo poważne. Odkąd Giorgia Meloni zaczęła być poważną kandydatką do kierowania rządem, do debaty publicznej wróciły pytania właśnie o faszyzm. Przypominano, że jako nastoletnia aktywistka rehabilitowała Mussoliniego, potem działała w rozmaitych ugrupowaniach, które wyrosły na zgliszczach dawnego ruchu faszystowskiego. Nigdy nie odcięła się od swoich wczesnych lat w polityce ani od tego, co do dzisiaj robią niektórzy z członków jej partii. W sierpniu 2022 r., na starcie kampanii, która wyniosła ją na fotel premiera, nagrała nawet wideo, zapewniając, że Bracia Włosi nie mają z faszyzmem nic wspólnego. Co istotne, nagranie przygotowano w angielskiej, hiszpańskiej i francuskiej wersji językowej – ale nie po włosku.

I nie jest to przypadek. Meloni doskonale zdaje sobie sprawę, że część jej elektoratu hołduje takim skrajnym ideom. Kiedy w Predappio pod Bolonią, miejscu narodzin i pochówku Mussoliniego, zorganizowano tradycyjne obchody rocznicy marszu na Rzym, przepytywani przez reporterów tzw. Nostalgicy, czyli apologeci faszyzmu, o Giorgii mówili „jedna z nas” i cieszyli się do kamery, że wreszcie mają swoich reprezentantów we władzach kraju. Sama Meloni szefem senatu uczyniła Ignazio La Russę, znanego kolekcjonera pamiątek po Duce i epoce faszystowskiej. Takich przypadków w partii jest więcej. Ale Meloni i jej władze zawsze powtarzają: nie odpowiadamy za to, co nasi członkowie robią w czasie wolnym.

Ciepłe myśli o Mussolinim

Meloni ewidentnie nie chce być kojarzona ze skrajną ideologią i jest niesamowicie sprawną polityczką, jeśli chodzi o budowanie wizerunku i zarządzanie nim w przestrzeni publicznej. Jej sukces opiera się m.in. właśnie na tym – odcięła się od partyjnych dołów i starszych członków partii, którzy w dużej mierze ciepło myślą o Mussolinim i tego nie ukrywają.

Meloni wie, że jeśli etykietka faszystki się do niej przyklei, może to oznaczać koniec fali sukcesów. Nie po to pieczołowicie wygładzała wizerunek, żeby teraz byle muzyk z Wysp Brytyjskich obrażał ją i uznawał za spadkobierczynię Mussoliniego. Straciłaby wówczas wiarygodność w oczach zagranicznych partnerów, z Joe Bidenem na czele, i bardziej centrowy elektorat, który poparł ją z powodu rozczarowania rządami Ruchu Pięciu Gwiazd i braku alternatywy po stronie lewicy.

Czytaj też: Jak Mussolini sztukę dotował

Sam Brian Molko zapewne niespecjalnie się tym zamieszaniem przejmuje, jak na rockmana przystało. Słynie z tego, że na scenie mówi to, co myśli. W Polsce w październiku 2022 r. krzyknął do fanów, że traci do nich cierpliwość – na koncercie obowiązywał zakaz używania telefonów, przez wiele osób ignorowany. Molko przerwał granie, zszedł ze sceny, po czym wrócił, zapalił papierosa i śpiewał dalej.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną