Usprawnienie deportacji, ograniczenie świadczeń socjalnych i sprawniejsze odsyłanie migrantów do innych krajów Unii Europejskiej – po ataku nożownika w Solingen niemieccy politycy wrócili do projektów zmian w prawie azylowym i migracyjnym, które deklarowali od miesięcy. Zamach, w którym zginęły trzy osoby, a rannych zostało osiem, zbiegł się w czasie z wyborami do wschodnich landów, w których skrajnie prawicowa, antymigracyjna AfD zdobyła dwa razy więcej głosów niż obecna koalicja rządząca.
Dzień po wyborach Christian Lindner, lider liberalnej FDP i minister w koalicyjnym rządzie, powiedział publicznie, że „społeczeństwo jest rozczarowane państwem, które traci kontrolę nad imigracją”. „Nikt nie chce obwiniania się ani tłumaczenia, że coś jest niezgodne z prawem międzynarodowym. Ludzie naprawdę domagają się rozwiązań” – stwierdził. Z sondaży powyborczych wynika, że kwestie migracji i azylu miały znaczący wpływ na decyzje podejmowane przy urnach.
Pod koniec 2023 r. w Niemczech mieszkało ok. 3,2 mln uchodźców. Najwięcej, bo ponad milion, to Ukraińcy. Drugą pod względem liczebności grupę stanowią Syryjczycy. Obecnie procedowanych jest ok. pół miliona wniosków azylowych (w tym 270 tys. złożonych w bieżącym roku). Większość aplikacji o ochronę międzynarodową jest dziś odrzucana. Migranci otrzymują najczęściej inną formę ochrony (np. uzupełniającą, w związku z działaniami wojennymi w ich kraju).
Czytaj też: Odbijanki, odpychanki. System wypychania emigrantów
Migranci, których nie da się deportować
Frustrację społeczeństwa budzi fakt, że tysiące migrantów, którzy nie dostali żadnej formy ochrony, i tak pozostaje w Niemczech i korzysta z tych samych praw. Tylko pod koniec 2023 r. ok. 280 tys. osób miało nakaz deportacji, ale nawet 80 proc. z nich nie da się odesłać z przyczyn formalnych. Powodem jest najczęściej odmowa współpracy ze strony kraju pochodzenia lub brak dokumentów potwierdzających tożsamość migranta. W zeszłym roku Niemcy odesłali nieco ponad 16 tys. osób, rok wcześniej – ok. 13 tys.
Ubiegający się o azyl docierają tu głównie szlakiem bałkańskim, rzadziej przez granicę z Białorusią. Wielu z nich składa wcześniej wniosek azylowy w innym kraju Unii, np. Grecji lub Bułgarii (w 2021 r., na początku kryzysu granicznego, tysiące takich wniosków złożono także w Polsce). Gdy przybywają za Odrę mimo rozpoczęcia procedury gdzie indziej, Niemcy mają prawo odesłać ich do państwa „pierwszego wjazdu” na mocy tzw. rozporządzeń dublińskich. W praktyce większości migrantów udaje się tego uniknąć, bo np. ukrywają się kilka miesięcy przed służbami. Jeśli od wydania decyzji o odesłaniu do pierwszego kraju UE minie sześć miesięcy, a służby z różnych przyczyn (np. nienamierzenia migranta) nie mogą jej realizować, procedura jest „zerowana”, a cudzoziemiec może złożyć nowy wniosek o azyl – już w Niemczech.
Taki właśnie był profil Syryjczyka, który dokonał okrutnego ataku w Solingen – przybył do Niemiec w 2022 r., wcześniej składał wniosek w Bułgarii. W Niemczech nie otrzymał ochrony międzynarodowej, ale nie mógł być deportowany do kraju pochodzenia (Niemcy nie odsyłają migrantów do Syrii z przyczyn humanitarnych od 2011 r.). Służby próbowały więc odesłać go do Bułgarii, zgodnie z porozumieniami dublińskimi. Mężczyzna skutecznie się ukrywał: gdy policja przychodziła po niego do ośrodka dla cudzoziemców, w którym był zameldowany, nigdy nie mogła go zastać. Po ataku głos zabrało Państwo Islamskie, twierdząc, że Syryjczyk działał w imieniu terrorystów.
Czytaj też: Meandry niemieckiej polityki imigracyjnej. Nie ma drugiego takiego kraju w Europie
Migranci bez praw socjalnych?
29 sierpnia, niecały tydzień po ataku, niemiecki rząd ogłosił pakiet propozycji ustaw zaostrzających prawo migracyjne. Część jest kontynuacją projektów, które politycy zapowiedzieli już rok temu – usprawnienia deportacji przez m.in. lepszą współpracę z krajami pochodzenia i zwiększenie kompetencji służb, które dostaną prawo do przeszukiwania mieszkań migrantów i śledzenia ich telefonów. Środki te mają usprawnić zupełnie nieefektywne mechanizmy odsyłania do krajów pochodzenia, ale wciąż nie wiadomo, kiedy i w jakim zakresie zostaną wdrożone.
Rząd wysunął też dość radykalny jak na lewicową koalicję pomysł: migranci, którzy przed przyjazdem do Niemiec złożyli wnioski w innym kraju UE i unikają odesłania, mieliby być całkowicie pozbawieni świadczeń socjalnych. Takie konsekwencje spotkają tych, którzy przed przyjazdem złożą wnioski o ochronę np. w Polsce, Grecji czy Włoszech.
Politycy są zdania, że to skutecznie zniechęci do przemieszczania się do Niemiec, bo wysokie na tle innych krajów unijnych świadczenia socjalne przez lata stanowiły „pull factor” (czynnik przyciągający). Ministra spraw wewnętrznych Nancy Faeser podkreśliła, że migranci nie stracą praw do zakwaterowania i wyżywienia. „Zapewnimy wszystkim humanitarne traktowanie – mówiła – możecie być pewni, że nikt w Niemczech nie umrze z głodu i nie będzie spał na ulicy”. Poparcie dla projektu wyraził też minister sprawiedliwości Marco Buschmann.
Przeciwko planowanym zmianom protestują organizacje humanitarne. Stowarzyszenie Pro Asyl uznało „obcinanie świadczeń socjalnych w celu odstraszenia migrantów” za niedopuszczalne. Zastrzeżenia wyraziła również koalicyjna Partia Zielonych, sugerując, że tak poważny krok musi być zatwierdzony przez Federalny Trybunał Konstytucyjny.
Pierwsza taka deportacja od lat
Atak w Solingen rozbudził na nowo dyskusję o konieczności deportacji migrantów z kryminalną przeszłością i podejrzanych o działalność terrorystyczną. Głosy takie przybierały na sile już od maja, po ataku afgańskiego nożownika w Mannheim. Choć w teorii takie powroty powinny być niekwestionowalne, w praktyce uniemożliwia je brak współpracy z krajami pochodzenia. Minister Buschmann zapowiedział, że od teraz rząd będzie traktował takie procedury priorytetowo. Deportacje obejmą wszystkich skazanych lub podejrzanych migrantów, nawet jeśli pochodzą z Syrii czy Afganistanu.
Do tej pory deportacje do tych dwóch krajów uniemożliwiał brak relacji dyplomatycznych – negocjowanie z reżimem Baszara Asada lub bezpośrednio z talibami, z których wielu objętych jest międzynarodowymi sankcjami, powszechnie uważa się za problematyczne. Jednak już 30 sierpnia przeprowadzono pierwszą taką deportację od trzech lat – 28 Afgańczyków z zarzutami kryminalnymi odleciało z lotniska w Lipsku do Kabulu. Operację poprzedziły ponaddwumiesięczne negocjacje, w których pośredniczył Katar.
Organizacje broniące praw migrantów przekonują, że deportacje do Syrii i Afganistanu są sprzeczne z niemiecką konstytucją. „Międzynarodowe prawo jasno zabrania jakichkolwiek deportacji do tych dwóch krajów. Tortury i niehumanitarne traktowanie są tam realnym zagrożeniem”, tłumaczyli aktywiści Pro Asyl po ataku w Solingen.
Kilka tygodni temu media i opinię publiczną wzburzyły doniesienia o uchodźcach z Afganistanu, którzy podróżowali do rodzinnego kraju na wakacje lub odwiedzić rodzinę. Na mocy nowego prawa takie osoby również mają być deportowane. „Jeśli ktoś podróżuje na wakacje do Afganistanu, choć wcześniej deklarował, że będzie tam prześladowany, traci wiarygodność i powinien też stracić swój specjalny status ochronny”, powiedział Buschmann. Nowe prawo ma objąć uchodźców ze wszystkich krajów oprócz Ukrainy.
Czytaj też: Niemcy w potrzasku. Między Palestyńczykami, Izraelem i Turcją
Cios w niemieckie wartości
Choć socjaliści obierają coraz ostrzejszy kierunek w polityce migracyjnej, dla konserwatywnych polityków zapowiadane zmiany nie są wystarczające. „Nie wydaje się, by te projekty miały doprowadzić do znaczących zmian i realnie zwiększyć bezpieczeństwo”, powiedział Thorsetn Frei, sekretarz parlamentarny CDU/CSU w Bundestagu w wywiadzie dla „Bild”.
1 września odbyła się ceremonia upamiętnienia ofiar ataku w Solingen. Wzięli w niej udział najważniejsi urzędnicy państwowi, w tym prezydent Frank Walter-Steinmeier i kanclerz Olaf Scholz. Steinmeier nazwał zabójstwo „ciosem wymierzonym w fundamentalne wartości Niemiec”: „Dotyka to naszej tożsamości narodowej, w której ludzie żyją wspólnie w pokoju, mimo wszystkich różnic – ludzie, którzy żyli tu od pokoleń, i ci, którzy przyjechali później”.
Prezydent podkreślił, że społeczeństwo będzie popierać przyjmowanie azylantów tylko wtedy, jeśli „będą przestrzegać prawa i zasad panujących w naszym kraju”. Jak zaznaczył, Niemcy udzielają ochrony ludziom, którzy mają „uzasadniony i solidny powód do szukania ochrony przed wojną i politycznym prześladowaniem”. I dodał: „Chcemy pozostać takim krajem. Ale nie będzie to możliwe, jeśli będziemy przytłoczeni ogromną liczbą cudzoziemców, którzy przyjeżdżają do nas, choć prawo do ochrony im nie przysługuje”.