Recenzja filmu: „Życie Chucka”, reż. Mike Flanagan
To miła odmiana, gdy mistrzowie horroru przypominają, że świat jest co prawda pełen cierpienia, ale także drobnych codziennych radości.
To miła odmiana, gdy mistrzowie horroru przypominają, że świat jest co prawda pełen cierpienia, ale także drobnych codziennych radości.
Mimo pozornej lekkości jest to film precyzyjnie przemyślany i stawia niekoniecznie proste pytania.
Wnikliwy, przeszywający lękiem dokument ogląda się z napięciem, które rzadko towarzyszy nawet kinu grozy.
Być może liczba kładzionych trupów na minutę w „Sojusznikach” komuś zaimponuje.
Pełna ciepłego humoru nowa komedia autora popularnej trylogii „Smak życia” to sentymentalna podróż w przeszłość w poszukiwaniu rodzinnych korzeni.
Film opiera się na sprawdzonej recepcie: odstawiony na boczny tor kowboj, bokser, zapaśnik i pilot dostaje w końcu drugą szansę, by zaspokoić ego i podążać za swoją pasją.
Historię Kopciuszka znamy doskonale: czy to w wersji Charlesa Perraulta, czy z disneyowskiej animacji, czy wreszcie z jednej z setek adaptacji mitu o biednej dziewczynie, która znajduje drogę do serca księcia.
Naczelnym tematem „28 lat później” jest odczłowieczanie obcego i lęk przed śmiercią.
„Wojna”, choć zrealizowana z biegłością, sprawia wrażenie zaledwie przypisu do większej opowieści.
Od czasu premiery pierwszego „Predatora” kino próbowało jakoś zagospodarować kosmicznego zabójcę, niestety zazwyczaj z dość mizernym skutkiem.
Intrygujący stroną wizualną, postapokaliptyczny antymusical emocjonalnie nie jest już tak satysfakcjonujący.
Deficyty umiaru i elementarnej wrażliwości dają się boleśnie we znaki, co czyni z tego przedsięwzięcia rzecz wyłącznie dla przekonanych.
Dlaczego ludzie się pobierają? Jakie mają oczekiwania w związkach? Czy zawsze wszystko kończy się tak samo? Te odwieczne pytania stanowią żywą, nigdy niegasnącą inspirację dla komedii romantycznych.
Zachowują się jak władcy świata i nimi są.
Spektakl kradnie Benicio del Toro w roli niebotycznie bogatego biznesmena.
Opowieść o uczciwym człowieku, gotowym otworzyć oczy na zło wtedy, gdy inni go nie dostrzegają.
Tak subtelnej, wyrafinowanej urody filmy powstają rzadko.
Aktorzy nie radzą sobie ze sztywnymi dialogami, a niezamierzony humor niektórych scen przysłania los dwojga tragicznych bohaterów.
Soderbergh buduje emocje nie za pomocą strzelanin i pościgów, lecz dzięki błyskotliwym dialogom i ekranowej chemii między aktorami.
Film odwołuje się do klasycznych dzieł nurtu „ozplotiation”, czyli brutalnych widowisk popularnych w australijskim kinie lat 70. i 80.