Recenzja filmu: „Moonlight”, reż. Barry Jenkins
Zręczne połączenie konwencji brutalnego dokumentu społeczno-rodzinnego, światła, poezji, duchowego uniesienia i erotycznej delikatności.
Zręczne połączenie konwencji brutalnego dokumentu społeczno-rodzinnego, światła, poezji, duchowego uniesienia i erotycznej delikatności.
Fani filmów Davida Lyncha powinni być zachwyceni.
Samotnicy skontrastowani zostają z rodzinami imigrantów, którzy dopiero uczą się skandynawskich obyczajów.
Film ma klasę, dobre tempo, czasami zanadto przyspieszające w rytm teledyskowo zmontowanych retrospekcji.
Natalie Portman w skomplikowanej roli Jackie spisuje się genialnie.
Film sprawdza się w wymiarze uniwersalnym, choćby jako opowieść o dwóch modelach kapitalizmu.
Film pieczołowicie odtwarza okoliczności rozprawy, próbując wokół nich zbudować trzymające w napięciu edukacyjne widowisko.
Film, który jeszcze niedawno mógłby być odebrany jako wciągający, zrealizowany z dbałością o realia, historyczny obrazek na pikantny temat, dziś, w dobie konserwatywnej kontrrewolucji, skierowanej szczególnie w kobiecą wolność i seksualność, staje się wypowiedzią polityczną.
Najgłośniejsza w tym sezonie, obsypywana nagrodami komedia w zgrabny i dowcipny sposób przypominająca o tym, co człowiek w sobie tłumi, blokuje, ale też traci, gdy zanadto odrywa się od korzeni.
Miało być intrygująco, wyszło karykaturalnie.
Wszystko w „Manchester by the Sea” kręci się wokół poczucia winy, atmosfery podwójnej żałoby.
Niejasne, zagmatwane intencje reżysera można interpretować na wiele sposobów.
Podlana sosem ironii i angielskiej satyry mieszanka przygodówki i kryminału.
Utrzymane w klimacie skandynawskich kryminałów skrzyżowanym z estetyką brzydoty znaną choćby z „kina złego” Wojciecha Smarzowskiego „Pustkowie” dzieje się współcześnie w małym czeskim miasteczku w pobliżu granicy z Polską.
Pełna niedopowiedzeń impresja znaczona wielkiej urody poetyckimi zdjęciami.
Mocne, męskie kino rozrywkowe podszyte lękiem o prawo i sprawiedliwość.
Ten film działa jak przestroga. W czasach panoszenia się „dobrej zmiany” Wajda pokazuje cenę, jaką się płaci za obronę wolności i demokratycznych wartości.
Udane filmowe ekranizacje gier komputerowych można policzyć na palcach jednej ręki, z choćby „Silent Hill” w roli chlubnego wyjątku. „Assassin’s Creed” z pewnością nie poprawi tych statystyk.
Realizacyjne mistrzostwo „Łotra 1” w pewnym sensie unieważnia filmy Lucasa, brutalnie obnażając wszystkie ich niedoskonałości.
Niestety, w warstwie fabularnej zdarzają się słabsze wątki, co nie zmienia faktu, że „Szczęście świata” to bardzo ładny film.