Recenzja filmu: „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, reż. Anthony Russo, Joe Russo
W klasie superbohaterskiego kina komiksowego „Wojna bohaterów” wypada więcej niż udanie.
W klasie superbohaterskiego kina komiksowego „Wojna bohaterów” wypada więcej niż udanie.
Trzy pokolenia kobiet, trzy różne punkty widzenia, inne cele życiowe i rodzinna solidarność w biedzie, wszystko wyrażone piosenkami – szlagierami z lat 70. i 80.
Wyjątkowy przykład wrażliwego spojrzenia na samotność i pułapki ludzkiej natury.
Dziki Zachód, jak widać, wciąż inspiruje reżyserów, choć obecnie jest to zazwyczaj Bardzo Dziki Zachód.
Twórcom zabrakło chyba odwagi, by coś mocniej zaakcentować, nie przekonuje też tchnąca sztucznością scenografia, co nie znaczy, że nie pojawią się głosy o uprawianiu pedagogiki wstydu.
Film oprócz tego, że jest wybitnym, poruszającym do głębi dziełem sztuki, zmusza do myślenia, zaskakuje i długo nie pozwala o sobie zapomnieć.
W tym filmie nie czuje się żadnego autentyzmu. To raczej pastisz z elementami satyry, wymierzony w zmanierowane, puste społeczeństwo, staczające się w otchłań rozpusty, degeneracji i orgii konsumpcji.
Filmowa metafora ukazująca krach złudzeń i beznadziejną wegetację oszukanych ludzi.
Na niekorzyść filmu i głównej bohaterki przemawia cały współczesny kontekst wojen etnicznych w tym regionie.
Nie tylko my mamy kłopoty z zaakceptowaniem trudnej prawdy o sobie.
„Świt sprawiedliwości” miał być dla Warner Bros. i DC Comics fundamentem dla planowanego uniwersum filmowo-komiksowego. Całość zawaliła się pod nadmiarem wątków i wprowadzeń do kolejnych obrazów z serii.
Wypłukane z kolorów zdjęcia Sławomira Idziaka podkreślają tajemnicę, ponury nastrój tamtych lat, złudną tęsknotę za ginącymi marzeniami – miłością, a także Europą, jaka nigdy nie istniała.
Dobrze zrealizowany, wielowymiarowy, symboliczny film dowodzi, że o najdelikatniejszych sprawach można mówić szeptem, choć nie zawsze spotka się to ze zrozumieniem.
Jak dieta cukrowa wpływa na zdrowie człowieka? Damon Gameau, młody aktor telewizyjny i filmowy, postanowił sprawdzić to na własnej skórze.
Rozkojarzony europejski widz może mieć spore kłopoty z wyłowieniem zawiłości zakulisowej gry toczącej się na różnych poziomach, wysiłek w pełni się jednak opłaci.
Szokujący, daleki od jednowymiarowej publicystyki dramat ludzi i kraju w ruinie.
Mimo psychologicznych uproszczeń oraz nadmiaru szlachetnych intencji obraz nie jest nachalny ani patetyczny.
Mimo dobrej środkowej części opowieści, czarno-białe podziały bardziej jednak irytują, niż angażują emocjonalnie.
Film świetnie oddaje kłamliwą, egzaltowaną atmosferę powojennej Ameryki.
Filmowa wersja spektaklu powstałego na podstawie dramatu Doroty Masłowskiej, wyreżyserował Grzegorz Jarzyna.