Recenzja płyty: No Sinner, „Old Habits Die Hard”
Głos Coleen Rennison nadal brzmi bardzo atrakcyjnie, zespół akompaniuje fachowo i z animuszem.
Głos Coleen Rennison nadal brzmi bardzo atrakcyjnie, zespół akompaniuje fachowo i z animuszem.
Kto wie, może nawet mieszkańcy krainy łagodności w tajemnicy przed światem oddaliby się na kilka chwil takiej grzesznej przyjemności jak słuchanie tej płyty.
Mamy tu reggae nieortodoksyjne w sensie stylu, z lekką domieszką popu, ale każda piosenka jest niezwykle dynamiczna.
O ile solowy wstęp do tej płyty można by jeszcze widzieć jako rodzaj żartu, to utwory na orkiestrę dętą są zupełnie serio.
Rockandrollowa kolejka górska pierwszej klasy.
Dodatkową wartością zarejestrowanych koncertów jest towarzysząca irlandzkiemu artyście Caledonia Soul Orchestra. Wydawnictwo godne mistrza.
Po wielu latach przekomarzania się z krytyką i publicznością wydają teraz płytę numer dwa, którą będą promować w sierpniu na koncercie w Krakowie.
Jest to płyta w pewien sposób głęboko patriotyczna, jednak bez szans na wsparcie z budżetu Ministerstwa Kultury.
Krzysztof Penderecki współpracował z zespołami Filharmonii Narodowej wielokrotnie, ale jeszcze nigdy nie nagrał z nimi płyty.
Porywająca płyta, dowodząca, jakie emocje można wywołać bez wspomagania, nie obstawiając się elektroniką i nie korzystając z sampli.
Atutem tej płyty jest głos artysty, który mimo upływu lat wciąż brzmi jasno i młodzieńczo.
Muzyka Serockiego znalazła w młodym pianiście wybitnego interpretatora.
Całość jawi się intrygująco.
Soczysty rock and roll, wykonywany przez ludzi, którzy dobrze wiedzą, na czym rock and roll polega.
Oferta dla fanów akceptujących bez wahania każde wcielenie mistrza albo dla tych, którzy mają ochotę odpocząć od zgiełku codzienności.
Płyty słucha się miło, po raz kolejny doceniając warsztat kompozytora. A brytyjska orkiestra to klasa sama w sobie.
Wokal Mai Kleszcz, jedyny, niepowtarzalny, wyrażający wszystko, co pomyśli głowa.
Jeżeli kogoś razi brak oryginalności i nowatorskich rozwiązań w muzyce zespołu, niech na własną rękę odejmie pół punktu.
Simpson, jak każdy prawdziwy artysta, wyrwał się z sieci oczywistych skojarzeń i popłynął, jak tytułowy żeglarz, przez ocean muzyki.
Album raczej wyciągający co ciekawsze elementy z tego, co robili wcześniej.