Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Stulecie „Nosferatu”. Fascynujący wampir, boleśnie aktualny film

Kadr z filmu „Nosferatu” Kadr z filmu „Nosferatu” mat. pr.
Sto lat temu odbyła się premiera „Nosferatu” F.W. Murnaua – filmu, który nadał kształt i kierunek kinu grozy.

Premiera w Sali Marmurowej berlińskiego ogrodu zoologicznego przyciągnęła znakomitości. 4 marca 1922 r. na „Das Fest des Nosferatu” – „Festiwalu Nosferatu”, jak było reklamowane wydarzenie – pojawili się m.in. reżyserzy Ernst Lubitsch, Richard Oswald i Heinz Schall, scenarzysta Hanns Kräly oraz aktor Johannes Riemann. I oczywiście Max Schreck, 43-letni odtwórca głównej roli w filmie „Nosferatu – symfonia grozy”, który wygłosił krótkie wprowadzenie przed projekcją. Premiera była wydarzeniem nie tylko artystycznym, lecz również towarzyskim. Zaproszeni goście mieli stawić się w strojach w stylu Biedermeiera, po seansie zaplanowany był występ berlińskiej tancerki Elisabeth Grube oraz bal maskowy, który przeciągnął się do późnych godzin.

Ale i sam film – który wszedł na ekrany w Niemczech niespełna dwa tygodnie później – był zapowiadany jako wydarzenie: poprzedzała go kampania reklamowa, w ramach której pojawiały się tak pomysłowe formy promocji jak poświęcony wampirom esej napisany przez Albina Graua, producenta i scenografa „Nosferatu”. Grau, zafascynowany okultyzmem członek ezoterycznego Bractwa Saturna (Fraternitas Saturni), miał podczas I wojny światowej usłyszeć opowieść serbskiego rolnika o jego ojcu, nieumarłym. I ta historia skłoniła go do sięgnięcia po „Drakulę” – cieszącą się niesłabnącą popularnością powieść Brama Stokera – i nakręcenia jego filmowej adaptacji. W tym celu założył studio Prana Film, które w planach miało realizację innych obrazów poświęconych okultyzmowi i zjawiskom nadnaturalnym.

„Nosferatu” i inne wampiry

Wbrew obiegowej opinii przeniesienie akcji do Niemiec i zmiana imion bohaterów – m.in. zamiast Drakuli mamy tu hrabiego Orloka – nie wynikała z próby ominięcia praw autorskich. Plansza tytułowa głosiła, że film powstał na podstawie książki Brama Stokera, fabularne nawiązania także są wyraźne, choć scenariusz omija część drugoplanowych wątków i postaci. Wdowa po pisarzu Florence Stoker wytoczyła jednak twórcom proces, na skutek którego sąd nakazał zniszczenie wszystkich kopii filmu.

Artystyczny sukces „Nosferatu” – dość entuzjastycznie przyjętego przez krytyków – nie uratował Prana Film przed bankructwem. Historia krwiożerczego hrabiego Orloka była pierwszym i jedynym obrazem wyprodukowanym przez studio Albina Graua. Zanim jednak sądowy nakaz zniszczenia kopii wszedł w życie, minęło kilka lat od premiery, a film został już rozesłany do innych krajów, dzięki czemu ocalał – choć do dziś funkcjonuje w kilku różniących się nieco od siebie wersjach. I pozostaje jednym z najważniejszych kamieni milowych w dziejach kina – nie tylko niekwestionowanym arcydziełem niemieckiego ekspresjonizmu, lecz także tytułem, który pomógł zdefiniować ekranowy horror. Wiele filmów grozy, a już z pewnością wszystkie poświęcone wampirom, ma korzenie w produkcji Murnaua.

Czytaj też: Jeszcze więcej strachów w filmach

Nowoczesny wampir

Oczywiście „Nosferatu” nie był pierwszym horrorem w dziejach kina – ani nawet pierwszym filmem inspirowanym powieścią Stokera (w 1921 r. premierę miał obraz „Drakula halála” węgierskiego reżysera Károly Lajthaya, choć nie był on, zdaje się, wierną adaptacją książki – dziś film uważany jest za zaginiony). Ale to Murnau i Grau zapoczątkowali kino wampiryczne w takim kształcie, w jakim znamy je dziś. Tu po raz pierwszy wampir ma wystające, ostre zęby (jeszcze nie kły, lecz przednie zęby, nadające hrabiemu Orlokowi przerażający, szczurzy wygląd), po raz pierwszy również został pokazany jako istota, dla której zabójcze jest światło słoneczne (u Stokera słońce jedynie pozbawiało Drakulę siły).

Fantastyczne, zapadające w pamięć kadry Fritza Arno Wagnera stały się jednym z najlepiej rozpoznawalnych elementów wampirycznej fotografii i były imitowane przez dziesiątki twórców. Zaś Orlok – w kapitalnej, złowieszczej interpretacji Maxa Schrecka – jest odpychającą, budzącą instynktowny lęk istotą. Nie ma w sobie niczego z mrocznej elegancji i magnetyzmu, które w późniejszych latach będą kojarzone z najsłynniejszymi odtwórcami ról Drakuli, m.in. Belą Lugosim i Christopherem Lee. Nic dziwnego, że przez lata związane były z nim rozmaite pogłoski, niedopowiedzenia, sekrety. Według jednej z bardziej absurdalnych plotek Schreck był prawdziwym wampirem… Trudno powiedzieć, czy ktokolwiek traktował ją poważnie, ale przynajmniej po latach posłużyła za kanwę filmowej opowieści o realizacji „Nosferatu”. W filmie „Cień wampira” (2000) Schrecka zagrał Willlem Dafoe (nominowany za tę rolę do Oscara), zaś Murnaua – John Malkovich. Dla odmiany w jednym z odcinków serialu grozy „American Horror Story: Hotel” wampirem był właśnie niemiecki reżyser.

„Nosferatu” miał gigantyczny wpływ na wampiryczną mitologię. Świetny remake „Nosferatu – wampir” z Klausem Kinskym w głównej roli nakręcił w 1979 r. Werner Herzog. Swoją wersję planował także Robert Eggers, twórca „Czarownicy” i „Lighthouse”, ale po latach przygotowań porzucił projekt, przekonany, że oryginału i tak nie będzie w stanie przeskoczyć. Do filmu Murnaua odwoływali się twórcy filmów, seriali, sztuk teatralnych, opery, animacji, gier komputerowych, powieści i komiksów. Nawiązania do fabuły „Nosferatu” znajdziemy w filmowej adaptacji „Miasteczka Salem” Stephena Kinga, grach z cyklu „Castelvania”, komediowym serialu „Co robimy w ukryciu”, powieści „NOS4A2” Joego Hilla, a nawet w jednym z odcinków „Spongeboba Kanciastoportego”. Dziełem Murnaua inspirowali się niezliczeni muzycy, powstało zresztą wiele alternatywnych ścieżek dźwiękowych do filmu: od minimalistycznej elektroniki po taką, w której wykorzystane zostały utwory metalowej grupy Type O Negative. Do dziś powstają nowe, fascynujące interpretacje: jedną z nich stworzył holenderski kompozytor Jozef van Wissem – jego wersję będzie można usłyszeć w warszawskim kinie Muranów w kwietniu podczas specjalnego pokazu „Nosferatu” z muzyką na żywo.

Czytaj też: Dzieci we współczesnych horrorach

Lęk przed przyszłością

Odrażający hrabia Orlok stał się jedną z nieśmiertelnych ikon popkultury, ale wbrew pozorom seans „Nosferatu” nie musi być wydarzeniem wyłącznie dla pasjonatów historii kina. Film Murnaua nie stracił hipnotyzującej mocy, nawet jeśli nie wywoła u widzów strachu takiego, do jakiego przyzwyczaiły ich współczesne horrory. Gdy wchodził na ekrany, odbijały się w nim traumy ówczesnego świata – niepokojąco podobne do naszych dzisiejszych lęków. Europa podnosiła się z gruzów po latach wielkiej wojny i późniejszej epidemii hiszpanki (zabójcza plaga jest przecież jednym z wątków filmu), Niemcy dodatkowo dźwigały ciężar wojennych reparacji, zmagały się z kryzysem i potężną inflacją. Hrabia Orlok stawał się zatem personifikacją nie tyle zła, ile ludzkiego lęku przed niepewną przyszłością.

Tak samo działa i dziś. „Nie przeraża nas, ale prześladuje. Pokazuje nie to, że wampir może wyskoczyć z cienia, lecz że zło jest wszędzie i karmi się śmiercią”, notował znakomity amerykański krytyk Roger Ebert, dodając: „W jakimś sensie film Murnaua jest opowieścią o rzeczach, których boimy się o trzeciej nad ranem: raku, wojnie, chorobie, szaleństwie”. W tym znaczeniu „Nosferatu – symfonia grozy” sto lat po premierze pozostaje przede wszystkim nieprzyjemnie aktualny.

Czytaj też: Polski las. Od martyrologii do horroru

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną