Recenzja książki: Ben Fountain, „Długi marsz w połowie meczu”
Na początku kadencji Donalda Trumpa można się tylko zastanawiać, jak w przyszłości poradzi sobie z nią literatura.
Na początku kadencji Donalda Trumpa można się tylko zastanawiać, jak w przyszłości poradzi sobie z nią literatura.
Iwaszkiewicz potrzebował piękna, żeby żyć. Błeszyński sprawiał, że to piękno na progu starości znowu się pojawiło.
Żyjemy zwykle w porządku chronologicznym. Jeśli więc autor biografii przetasowuje przód z tyłem, to musi mieć ważny powód.
W 2015 r. ludzie wciąż wspominają stalinowskie czystki, nie opuścili jeszcze kołchozu, lękają się władzy i zmarłych, których bezimienne groby znaczą ziemie byłego ZSRR. Mundur i broń w dalszym ciągu stanowią tu prawo.
To jest książka o książce jako przedmiocie. O tym, jak kodeks, czyli książka w formie, jaką znamy, wyparła zwoje pergaminu.
Zbiór Dunina-Wąsowicza jest pełen perełek, spotykają się tu pisarze z różnych stron ideologicznych, literatura wagonowa sąsiaduje z poezją.
Książka opowiada o kobietach w sztuce i nowojorskiej bohemie, a także o żonach i matkach.
Komu mogło zależeć na zniszczeniu zapisków, które mogłyby być pomocne w ściganiu wojennych zbrodniarzy?
Książka nie jest wegetariańską agitką, to opisana z naukową precyzją podróż przez historię, która zaczyna się przed milionami lat.
Choć miejscami autor niebezpiecznie zbliża się do wyświechtanych truizmów, to za każdym razem zbija patetyczny ton swojej opowieści subtelną grą z czytelnikiem.
Wiele z tych wierszy dogonił czas, one są właśnie na dziś.
Nie zawsze są to ściśle rozważania o ciele, ciało pojawia się tu czasem tylko przy okazji.
Ta „wesoła fantazja na temat Dvořáka” – jak brzmi podtytuł – zdaje się ukonorowaniem pasji muzycznej Škvoreckiego.
„Złe” to opowieść o piekle, jakim może być rodzina, ale chyba przede wszystkim o tym, jak lokalna społeczność to piekło innym może zgotować.
Powieść jest ostrzeżeniem. Podobnie jak popularny serial „Black Mirror”. I nie jest to przyjemna książka – chce się uciec od tego języka.
Głośny powieściowy debiut szwedzkiej dziennikarki Marie Bennett, rozgrywający się w czasie drugiej wojny światowej, łączy wątki szpiegowskie i romansowe.
Kiedy już czytelnik odłoży „Szczęśliwe wyspy” na półkę, pozbawione sentymentalizmu obrazy raju ginącego pod hałdami śmieci uparcie powracają i bodą jego jaźń.
Nowa książka Piotra Pytlakowskiego nie opowiada o mafii, nie ma też związku z dziennikarstwem śledczym, z którym jest kojarzony dziennikarz POLITYKI.
Autor rysuje Polskę peryferyjną, gdzie sukces oznacza willę na bogato, a lokalna władza boi się reakcji proboszcza.
Książka zawiera dziesięć niepublikowanych dotąd w polskim tłumaczeniu felietonów z ostatnich lat.