Ludzie i style

Co wie i pamięta Google? Zanosi się na rewolucję

Google chce pokazać, że przejmuje się naszą prywatnością. Google chce pokazać, że przejmuje się naszą prywatnością. Glenn Carstens-Peters / Unsplash
Gigant internetowy chce pokazać, że też przejmuje się naszą prywatnością. Zmiana jest rewolucyjna. I łatwa do przeoczenia dla stałych użytkowników Google’a.

Większość użytkowników pewnie nawet się nie zorientuje, że coś się zmieniło, bo generalnie niewiele ich interesuje, co zbierają na ich temat internetowe koncerny. Najważniejsze, żeby smartfon i laptop działały jak trzeba. Rośnie jednak rzesza tych, którym nie wszystko jest obojętne. I to oni ucieszą się z nowego kierunku Google’a. To jedna z najważniejszych decyzji w historii firmy będącej największym na świecie oknem na internet.

Niemała rewolucja Google i mała gwiazdka

Google zmienia zasady przechowywania danych. Od teraz automatyczne usuwanie będzie domyślnym ustawieniem w historii lokalizacji oraz aktywności w aplikacjach i internecie. Koncern będzie kasował zebrane dane po 18 miesiącach, a nie przechowywał przez bliżej nieokreślony czas, czyli dopóki uzna, że mają wartość, albo sam użytkownik zdecyduje o ich usunięciu. Brzmi mało interesująco, ale w praktyce oznacza niemałą rewolucję. Jeśli przyjmiemy, że generowane przez nas dane są „ropą naftową” naszej epoki, to uznać można, że Google, mając dostęp do setek milionów szybów, wprowadza sobie regulacje i ograniczenia w korzystaniu z nich.

Jest przy tym wszystkim mała gwiazdka – domyślne usuwanie po 18 miesiącach będzie włączone dla nowych kont. Zmiana nie zostanie automatycznie wprowadzona w już istniejących, ale Google będzie przypominał w powiadomieniach o możliwości jej wprowadzenia. „Guardian” pisze, że 1,5 mld ludzi na świecie, którzy mają konto Google, będzie musiało zmienić ustawienia ręcznie. Użytkownicy mogą też oczywiście zezwolić, żeby firma nadal czerpała „surowiec” i przechowywała go bez ograniczeń.

Czytaj też: Śledzenie użytkowników w pakiecie z darmowymi serwisami?

Google i Facebook nie taki darmowe

To ważna informacja, bo dane generowane przez naszą aktywność napędzają potentata z Mountain View. Dzięki nim usługi są lepiej personalizowane i dostosowywane do zwyczajów i potrzeb użytkowników. Karmią się nimi też rozwiązania bazujące na sztucznej inteligencji. Przede wszystkim jednak Google, znając dokładnie nasze upodobania, zainteresowania czy obawy i bazując na naszym profilu, może podsyłać lepiej dopasowane reklamy. Robi to zresztą nie tylko on, ale także Facebook i inne koncerny, które przyjęły taki model biznesowy. Oferują darmowe usługi, ale to, że nie płacimy za te dobra pieniędzmi, nie oznacza, że nic nas nie kosztują.

Firmy zarabiają na reklamach dostosowanych do nas. Nie bez przesady jest stwierdzenie, że czasem Google czy Facebook lepiej nas znają niż bliskie osoby. Muszą przecież doskonale wiedzieć, czego szukamy, pragniemy i na co czekamy.

A ty zaglądasz do ustawień prywatności?

Google wdrożył zmiany w zarządzaniu prywatnością w dwóch krokach. Pierwszy wykonał rok temu, kiedy wprowadził możliwość ustawienia sobie automatycznego usuwania danych, aby firma usuwała historię lokalizacji, wyszukiwania, aktywność na YouTube czy nagrania dźwięku po trzech lub 18 miesiącach. Nie było to domyślne rozwiązanie, więc każdy zainteresowany musiał się przeklikać i samodzielnie dokonać zmian. Przeciętna osoba trzymająca w ręku smartfon ma niewielką świadomość mocy tego urządzenia i nie zdaje sobie sprawy, jak działają internetowi potentaci. Po prostu korzysta z usług teoretycznie darmowych i nawet nie zastanawia się, jak głęboko i na jak długo ktoś korzysta z jego danych, śledzi jego ruchy, rejestruje historię lokalizacji itp.

Jednocześnie do coraz większej liczby osób zaczyna docierać, że powinny mieć większą kontrolę nad tym, co dzieje się z ich wirtualnym śladem. Mogłoby ich być jednak więcej. Google ujawnił, że każdego roku ponad 200 mln osób odwiedza zakładkę ustawień prywatności. Czy to dużo? Niby tak, ale przypomnijmy informację o 1,5 mld kont. Co więcej, w innym miejscu gigant zapewnia, że w ramach bezpiecznego przeglądania każdego dnia „chroni ponad 4 mld urządzeń”. W lepszym zarządzaniu prywatnością ma pomóc kilka aktualizacji, jak dostęp do ustawień konta bezpośrednio z wyszukiwarki, łatwiejszy dostęp do trybu incognito czy większa liczba rekomendacji i wskazówek.

Czytaj też: Jak sprawdzić, co wie o nas smartfon, i jak pozbawić go tej wiedzy

Dlaczego Google się samoogranicza?

Zmiany są ogromne, ale nie jest jednocześnie tak, że Google nagle przyjął inną filozofię działania biznesowego. Nadal będzie zarabiał na reklamach, nadal będzie korzystał z tego, co jest przydatne i co ma potencjał. „Wprowadzając domyślne ograniczenie czasu przechowywania danych w naszych produktach, kierujemy się zasadą, że takie informacje powinny być przechowywane tylko tak długo, jak są dla was przydatne” – pisze w poście Sundar Pichai, prezes Google i szef konglomeratu Alphabet, który spina wszystkie biznesy prowadzone przez właściciela najpopularniejszej wyszukiwarki internetowej.

Dane z takiego okresu są przydatne dla użytkowników, bo pomagają dostosować rekomendacje w oparciu o to, co wcześniej robili, ale zapewne jest to także optymalny okres w przypadku interesów samego Google’a. Samoograniczenie jest ceną, jaką koncern płaci, budując wizerunek firmy przyjaznej dla prywatności. Nie działa w próżni i od jakiegoś czasu jest pod ostrzałem części użytkowników, aktywistów i rządów.

„Google zbudował ogromny biznes, analizując zachowanie i dane osobowe miliardów swoich klientów oraz wykorzystując te informacje do sprzedaży bardzo dochodowych reklam targetowanych. Jednak naruszenia danych i rosnąca świadomość zakresu ich gromadzenia sprawiły, że konsumenci zaczęli być czujni, a rządy bardziej agresywne w regulowaniu prywatności” – zaznacza agencja Bloomberg.

Czytaj też: Targetowana reklama to nadal czarna skrzynka

Presja na prywatność. Apple narzuca kurs

Czuje zresztą presję nie tylko ze strony klientów, działaczy i polityków, ale i konkurencji. Facebook jest wprawdzie w ogniu krytyki i już chyba mało kto jest w stanie zliczyć wszystkie skandale i wpadki, jakie zanotował w ostatnich latach, ale Apple już od dawna koncentruje się na prywatności. Nie ma takich w branży nowych technologii, którzy mają w pełni czyste sumienie, ale widać, że firma z nadgryzionym jabłkiem w logo promuje się jako ta, która troszczy się o ten zakres usług.

„Google napotyka rosnącą presję konkurencyjną na temat prywatności ze strony Apple. Producent iPhone’ów świadomie wybrał kurs, który w jak najmniejszym stopniu opiera się na gromadzeniu danych użytkowników” – zaznacza „Guardian”.

Czytaj też: Skandale nie zniechęciły reklamodawców do Facebooka

Ostatnio mieliśmy zresztą świeżą porcję newsów, bo podczas corocznej konferencji dla producentów oprogramowania Apple ogłosił, że będzie wsadzał do komputerów Mac własne procesory zbudowane na architekturze ARM, rezygnując tym samym z zewnętrznego dostawcy Intela. Podobny ruch wykonał wcześniej w przypadku iPhone’ów i twierdzi, że robi to po to, by zwiększyć bezpieczeństwo i przedłużyć żywotność baterii.

Apple pokazał też nowy system operacyjny na smartfony – iOS 14, który wprowadza największe zmiany we „wnętrzu iPhone’a” od momentu premiery pierwszej generacji tego gadżetu, a więc od ponad dekady. System zaoferuje łatwiejsze zarządzanie prywatnością i tym, do czego dostęp mają dostawcy usług. Sprawdza się stara zasada, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, a w tym przypadku tym trzecim jest nasza prywatność.

Czytaj też: Historie internetów

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną